rozdział 4

2.2K 211 27
                                    

jeśli ci się podoba, nie zapomnij dać gwiazdki! to dla mnie duża motywacja :)

— Pozwę ją kurwa. Jak prawem próbowała wpływać na moje uczucia?! — krzyczę, układając się wygodniej na czerwonej kanapie.

Cass ma wrócić dopiero późno w nocy, dlatego Matt zgłosił się do pilnowania mnie przed popełnianiem głupstw. Ostatnio jestem w ich oczach jedynie rozwydrzonym bachorem.

— Czy dobrze rozumiem? — Matthew jak zawsze siedzi na oparciu kanapy i przeczesuję moje włosy. — Chcesz ją pozwać, bo pokazała ci, że serce dziecka bije?

— Nie! — zaprzeczam głośno, splatając dłonie na swoim brzuchu. — Powiedziała, że ojcostwo to świetna sprawa — na myśl o lekarce się skrzywiam. — I zleciła mi masę głupich badań! To już podchodziło pod molestowanie! — stwierdzam.

— Są chyba obowiązkowe... — zauważa Matthew, ciągnąc mnie mocniej za włosy jak miał w zwyczaju, gdy mówiłem coś nieodpowiedniego według jego sumienia.

Nienawidziłem tego. Niby mogłem zwrócić mu uwagę, wyszarpnąć się, ale zbyt bardzo polubiłem jego dotyk.

— Mam nadzieję, że żeby nic mi się nie stało, a nie temu czemuś — mruczę.

Patrzę na sufit, na którym znajduje się czerwona plama. Przypomnienia dla Cassa, że nie wolno mi zabierać picia, gdy się porządnie napiłem. Rozbiłem wtedy dwie butelki wina, jedną niestety na stole, zalewając tym samym wszystkie pieniądze, które wcześniej wygrałem. Uśmiecham się delikatnie na wspomnienie miny Nicka po zakończeniu "gry". Stracił 320 dolarów, byłoby więcej, gdyby Cass nam nie przerwał.

— Słyszałem, że Cass zabrał cię do swojej dobrej przyjaciółki — Matt zmienia temat.

— Tak kurwa — przytakuję, wściekając się na wyobrażenie fioletowowłosej bety o zielonych podobnych do Cassa oczach i idiotycznym imieniu: "Sinclair". — 10 razy przypominała, że nie mogę brać środków odurzających w okresie ciąży — naśladuję jej irytujący głosik. — Myślałem, że ją tam uduszę i będę musiał rodzić w więzieniu.

Przymykam oczy i z trudem powstrzymuje ziewnięcie. Wydaje mi się, że zrobiło się w pokoju zimniej. Dobrze, że mam na siebie założoną bluzę Cassa. To nie tak, że mi go brakuję. Omegi w ciąży czują się lepiej, jeśli towarzyszy im zapach alfy, a ja nienawidzę czuć się gorzej.

— Na kiedy przewidywany jest poród? — Matt po raz kolejny próbuje poruszyć inny, bardziej neutralny temat.

Dobrze wiem, że nie lubi mojej złości. Nikt jej nie lubi.

— Tak jak mówiłem — zacząłem, mlaskając i ocierając o siebie swoje nogi. — Wybawienie nastąpi między drugim a trzecim tygodniem września.

Tuż po gorączce obliczyłem sobie mniej więcej, kiedy powinienem urodzić. Nie pomyliłem się. Ziewam i obracam na drugi bok. Jak na tak drogą kanapę jest cholernie niewygodna.

— Zastanów się dobrze, co będzie po tym "wybawieniu" — przestrzega mnie Matthew.

Kiwam nieprzytomnie głową. Przez myśl przechodzi mi, że z chęcią bym zapalił, a potem zasypiam. Śnię o jedzeniu.

*****

To nie tak, że jestem śpiochem. Nie jestem. Jestem nocnym markiem. W nocy baluję, w dzień chciałoby się powiedzieć, że pracuję, ale albo baluję, albo jem. Kurwa, kiedy zazwyczaj śpię?

Chyba najczęściej między 4 w nocy, a 6 w nocy i potem jeszcze między 16, a 19. Nigdy nie odczuwałem żadnych skutków takiego życia. Kiedy już jestem wycieńczony, to po prostu kładę się do łóżka i nie wychodzę z niego paręnaście godzin.

W tym momencie, w ostatnich dniach, nic nie robię, jestem wykończony i sypiam po paręnaście godzin.

— Cass, zjebie, przynieś czekoladę — wołam, przełączając kanał. — Tylko ciepłą, nie w kostce, niedorozwoju.

W telewizji lecą same badziewia jak "Sposób na alfę", "Jak poznałem swoją bratnią duszę" czy też "A jak alfa". Z tego całego gówna znośna jest jedynie "opowieść złotookiego", bo opowiada o becie, która próbuje uwolnić się od swojego pana, apodyktycznego alfę. Odkładam pilot, pozostawiam włączoną "pannę serca".

— Zaraz, skarbie. Muszę dokończyć mycie naczyń.

Kurwa. Mówiłem mu, żeby użył zmywarki, ale on powiedział, że nie, bo za mało naczyń. Pieprzyć to. Chcę mojej czekolady.

— Masz 5 minut kurwa! I jeśli się spóźnisz, to nasze dziecko nazwiemy Meredith.

Uśmiecham się pod nosem, słysząc krzątanie się w kuchni, w tym otwieranie lodówki i szafek. Kto by pomyślał, że można tak łatwo go szantażować. Powracam do oglądania serialu.

— Kiedy mi się oświadczysz? — pytam głośno, widząc na palcu bohaterki z serialu pierścionek. — To chyba kurwa najwyższy czas.

Cass wchodzi do salonu z kubkiem z czekoladą. Na jego twarzy gości delikatny uśmiech, spowodowany prawdopodobnie tym, że znowu okazałem zainteresowanie. Przeklinam go.

— Mogę nawet teraz — stwierdza, odkładając mój napój na stoliczek, a samemu klękając przed kanapą. — Alanie Goodallu — łapie mocno moją rękę, nie chcąc, żebym się uwolnił. — To już ponad rok odkąd się poznaliśmy. Chwile spędzone z tobą są dla mnie magiczne — przechylam się raz w prawo, raz w lewo próbując oglądać serial. — Możesz nie wierzyć, ale z każdym twoim najmniejszym uśmiechem, coraz mocniej tracę dla ciebie głowę. W tej chwili nie widzę swojej przyszłości bez ciebie. Kocham cię. Czy spędzisz ze mną całe moje życie?

Cass patrzy na mnie z nadzieją. Poważnieje. Kaszlę, próbując przedłużyć czas na wymyślenie odpowiedzi. Mimo że to moje usta pierwsze zaczęły mówić o zaręczynach, nie chciałem ich. To jak założenie obroży.

— A masz pierścionek? — pytam chłodno.

Cass przeczesuje swoje czerwone włosy i mówi lekko zasmucony głosem:

— Moja serce, które bije tylko dla ciebie, nie wystarczy?

Ha? A na co mi jego pierdolone serce?

— Pieprz się — stwierdzam, przyciągając go do siebie.

Jego głowa znalazła się tuż przy moim podbrzuszu. Kładę ręce na jego plecach, nie pozwalając mu się podnieść. Z ożywieniem wpatruję się w scenę na telewizorze, gdzie bohater całuje rękę swojej dziewczyny i przeprasza za okłamanie jej.

Wzdrygam się, gdy Cass wsuwa się pod koc i delikatnie zsuwa moje spodnie do kolan. Przeklinam go. Łapię jego ramię i pilnuję, żeby nie posunął się za daleko. Cass składa delikatne pocałunki na moim brzuchu, jednocześnie prawą ręką, głaszcząc moje plecy.

Przechodzi mnie dreszcz, gdy jego prawa dłoń przesuwa się w dół i łapie za mój pośladek. Z całych sił próbuje się skupić na scenie namiętnego pocałunku między głównymi bohaterami.

Cass zrzuca ze mnie koc, po czym popycha mnie na kanapę. Uderzam głową w oparcie, klnę z bólu. Cass zasysa się na moim obojczyku, robiąc mi, już nie wiem, który ślad dzisiejszego dnia.

— Cass, zjebie — mówię ze złością, wzdrygając się z zimna. — Chcę moją czekoladę — wycedzam. — Albo cię zabiję.

W celu potwierdzenia swoich słów, z całej siły łapię go za czerwone włosy i odciągam od siebie. Cass nawet nie próbuje się bronić, mimo delikatnego skrzywienia na twarzy. Dla omegi noszącej jego dziecko jest w stanie znieść dużo.

— A zastanowisz się nad zgodą, jeśli dam ci pierścionek? — pyta, posłusznie podnosząc się na nogi i podając mi czekoladę. — Nie potrafię bez ciebie żyć.

Pokazuję mu środkowy palec. Cass chichoczę cicho. Nachyla się nade mną i całuje w policzek, po czym wraca do kuchni.

Zarumieniony zastanawiam się, dlaczego tak niewinnie gesty są najbardziej zawstydzające.

My fucking soulmate || A/B/OWhere stories live. Discover now