a/n: na wstępie chciałam wam wszystkim podziękować za dalszą lekturę „Anhedonii", bo ta „książeczka" jest dla mnie bardzo ważna, no i wy jesteście ważni.
najbardziej dziękuję Oneechama - za wysłuchiwanie moich chorych pomysłów na fabułę, za wielkie wsparcie i podsuwanie wielu ciekawych pomysłów. jesteś wspaniała i nigdy nie przestawaj mi pomagać, bo po prostu ciebie się nie da zastąpić ^^——-
Dwójka przyjaciół spacerowała po korytarzu, wspominając dawne dzieje.
- Ej, a pamiętasz, jak byliśmy razem na wakacjach? - zaśmiał się starszy, poprawiając grzywkę. - W sumie.. hej, teraz zbliżają się ferie świąteczne.. co powiesz na sylwestra u mnie?
- Uh.. zwykle spędzam święta z Ludwisiem.. jest taki samotny, a ja jestem dla niego jedynym wsparciem.. - westchnął Amadeus, bo czuł się najzwyczajniej w świecie odpowiedzialny za swojego przyjaciela.
- Beethovena masz na co dzień. Ja to co innego, rzadziej mnie widujesz. - ton Antoniego przybrał poważną barwę. - Beethoven to głupi atencjusz, który po prostu chce cię od wszystkich odizolować, by mieć cię tylko dla siebie, i zrozum to w końcu, bo jak przejrzysz na oczy, może być za późno.
- Nie wierzę w to.
- To uwierz, bo znam go. Przeproś go ładnie w tym roku i powiedz, że umówiłem się już z tobą. - nagle zza rogu wyszedł Beethoven radośnie rozmawiający z Chopinem. - Oh, a kto tu idzie? - rzucił sarkastycznym tonem, a Fryderyk się zatrzymał.
- To ja idę w inną stronę. - powiedział spokojnie, po czym obrócił się na pięcie i poszedł w drugą stronę.
- Cz-cześć, W-Wolfie! H-hej Antonio.. c-co u was? - Betty lekko się uśmiechnął, spoglądając ukradkiem na Antoniego.
- Ludwig van Beethoven, musimy porozmawiać. - Salieri szarpnął Beethovena za rękaw i pociągnął do łazienek, w których zwykle całe dnie przebywają malarze (nikt do końca nie wie, dlaczego).
Weszli do środka i od razu starszy przywarł młodszego do ściany.
- Słuchaj, masz zostawić Mozarta w spokoju. - powiedział niebezpiecznym tonem. Beethoven był sparaliżowany strachem i nie był w stanie nawet odpowiedzieć. - Powiedział mi, że cię nienawidzi i nie chce cię znać, dodatkowo zostaje dziś u mnie na noc, to masz spokój. Powiedział też, że tylko przeszkadzasz, także proszę, nie wchodź nam w paradę, mały nieudaczniku. - mówił ostrym tonem. Beethoven ledwo kontaktował, po usłyszeniu, co mówił o nim Mozart. - A teraz pa, idę do mojego najlepszego przyjaciela. - puścił go i odszedł.
- Beethoven? Co ci jest? - spytał jakiś chłopak, wychodząc z kabiny. - Żyjesz?
- N-nie w-wiem, cz-czy w ogóle chcę ż-żyć..
CZYTASZ
Anhedonia.
Short StorySzkoła dla artystycznie uzdolnionych ogłosiła nabór. Rodzice zaczęli zapisywać swoje nawet nieuzdolnione dzieci, po to, by po prostu uczyły się w prestiżowej placówce. Pewien chłopiec, wiecznie zamknięty w pokoju i wiecznie grający tylko na swoim f...