Rozdział Czwarty

311 45 30
                                    

Chłopak z kruczoczarnymi włosami właśnie przygotowywał się do apelu. Co chwilę zagadywał do swojego przyjaciela, który już dawno był przygotowany i mógł wychodzić.

- Adaś. Pospiesz się, zaraz się spóźnimy! Dam sobie uciąć głowę, że Henryk i Juliusz już dawno są na sali apelowej.. - prychnął niższy, chodząc po pokoju. - Na pewno wszyscy czekają na nas!

- Zamknij się, Freddy. To nie moja pieprzona wina, że nie umiem zawiązać tego głupiego krawatu, a.. A o Juliuszu nic nie mów, bo on jest idiotą! Nie wiem, jak Henryk może z nim wytrzymywać!

- Cóż, życie. Może się chłopak zakochał.

- Dobra, cicho! Idziemy, mam gdzieś ten krawat! - krzyknął Mickiewicz, po czym wyszedł z pokoju z ledwo co zawiązanym krawatem. Fryderyk zamknął za nim drzwi, po czym wyszli z internatu i skierowali się w stronę szkoły.
Weszli do budynku (trochę większego od ich internatu), gdy w oczy od razu rzucił im się jakiś zniszczony posąg.

- Na moje oko to Juliusz Cezar. - mruknął Chopin. - A ty, jak myślisz?

- Ktokolwiek to jest, ma okropne imię. - uśmiechnął się wrednie Adam, po czym poszedł przed siebie. - Może kogoś zaczepimy i nam pomoże..?

Nagle usłyszeli głosy i kroki.

- Henryk! Mówiłeś, że się tu ogarniasz! - usłyszeli głos największego wroga Adasia (czyt. Słowackiego). - Chodź, może.. Mickiewicz? Chopin? Co wy tu odwalacie?

- Czekaj, co WY tu odwalacie? - spytał Adam, poprawiając niesforną grzywkę.

- Szukamy sali apelowej, a jak myślisz? - spytał Sienkiewicz, przewracając oczyma.

Nagle usłyszeli śmiech.

- I w ogóle, mówię ci, Ludwig.. Czekaj, zaraz będziemy.. - usłyszeli radosny głos.

- Um.. g-głupio się czuję.. - a po chwili cichy szept.

- Ktokolwiek to jest, ma głos, jak dziewczynka. - powiedział Słowacki.

- E-ej.. n-nie mam głosu j-jak.. - urwał chłopak.

- Hej! Jestem Wolfgang Amadeus, a wy? - wypalił uśmiechnięty Mozart.

- Idiotyzm. Ten obok, to twoja dziewczyna? - spytał wrednie Juliusz.

- Nie, ale wy za to wyglądacie jak jeden wielki harem. - spoważniał Amadeus.

- BOŻE! WIE MOŻE KTOŚ, GDZIE JEST TA PIEPRZONA SALA APELOWA?! - wybuchł Fryderyk. - MAMY DOKŁADNIE DWIE MINUTY SPÓŹNIENIA!

- Chodźcie, zaprowadzę was. - mruknął niechętnie Mozart.

- Jestem Adam Mickiewicz, a to mój przyjaciel Fryderyk Chopin. Pozostali to idiota Juliusz Słowacki i jego przydupas Henryk Sienkiewicz. - uśmiechnął się Mickiewicz.

- ZAMKNIJ SIĘ, CICHO SIEDŹ! - krzyknął oburzony Słowacki.

- J-ja... nazywam s-się L-Ludwig.. v-van.. B-Beethoven.. - wydukał najniższy z towarzystwa.

- Beethoven.. Beetho.. CZEKAJCIE! - zaśmiał się Słowacki. - Betty! Teraz oficjalnie jesteś dziewczyną!

Jak zwykle spokojny Sienkiewicz westchnął, a Mickiewicz wybuchnął śmiechem.

- Betty! To dopiero przegryw! Wszyscy tak cię będą nazywać! - krzyknął Mickiewicz, a po chwili Fryderyk stanął na palcach i zaczął coś szeptać do ucha przyjacielowi. - Hm? Cóż.. może i masz rację..

Beethoven stał zmieszany.

- Pragnę zaznaczyć, iż Betty jest dość nieśmiałą dziewczynką. Będzie śmiesznie. - mruknął Sienkiewicz, poprawiając okulary na nosie.

- DZIESIĘĆ MINUT SPÓŹNIENIA. - warknął Chopin, wściekle pokazując ekran swojego rozbitego (przez Mickiewicza) telefonu z wyświetloną godziną.

Wszyscy pobiegli do sali apelowej za Mozartem.

No, może oprócz Sienkiewicza (ten szedł za nimi spokojnie).

Anhedonia.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz