Chłopak z kruczoczarnymi włosami właśnie przygotowywał się do apelu. Co chwilę zagadywał do swojego przyjaciela, który już dawno był przygotowany i mógł wychodzić.
- Adaś. Pospiesz się, zaraz się spóźnimy! Dam sobie uciąć głowę, że Henryk i Juliusz już dawno są na sali apelowej.. - prychnął niższy, chodząc po pokoju. - Na pewno wszyscy czekają na nas!
- Zamknij się, Freddy. To nie moja pieprzona wina, że nie umiem zawiązać tego głupiego krawatu, a.. A o Juliuszu nic nie mów, bo on jest idiotą! Nie wiem, jak Henryk może z nim wytrzymywać!
- Cóż, życie. Może się chłopak zakochał.
- Dobra, cicho! Idziemy, mam gdzieś ten krawat! - krzyknął Mickiewicz, po czym wyszedł z pokoju z ledwo co zawiązanym krawatem. Fryderyk zamknął za nim drzwi, po czym wyszli z internatu i skierowali się w stronę szkoły.
Weszli do budynku (trochę większego od ich internatu), gdy w oczy od razu rzucił im się jakiś zniszczony posąg.- Na moje oko to Juliusz Cezar. - mruknął Chopin. - A ty, jak myślisz?
- Ktokolwiek to jest, ma okropne imię. - uśmiechnął się wrednie Adam, po czym poszedł przed siebie. - Może kogoś zaczepimy i nam pomoże..?
Nagle usłyszeli głosy i kroki.
- Henryk! Mówiłeś, że się tu ogarniasz! - usłyszeli głos największego wroga Adasia (czyt. Słowackiego). - Chodź, może.. Mickiewicz? Chopin? Co wy tu odwalacie?
- Czekaj, co WY tu odwalacie? - spytał Adam, poprawiając niesforną grzywkę.
- Szukamy sali apelowej, a jak myślisz? - spytał Sienkiewicz, przewracając oczyma.
Nagle usłyszeli śmiech.
- I w ogóle, mówię ci, Ludwig.. Czekaj, zaraz będziemy.. - usłyszeli radosny głos.
- Um.. g-głupio się czuję.. - a po chwili cichy szept.
- Ktokolwiek to jest, ma głos, jak dziewczynka. - powiedział Słowacki.
- E-ej.. n-nie mam głosu j-jak.. - urwał chłopak.
- Hej! Jestem Wolfgang Amadeus, a wy? - wypalił uśmiechnięty Mozart.
- Idiotyzm. Ten obok, to twoja dziewczyna? - spytał wrednie Juliusz.
- Nie, ale wy za to wyglądacie jak jeden wielki harem. - spoważniał Amadeus.
- BOŻE! WIE MOŻE KTOŚ, GDZIE JEST TA PIEPRZONA SALA APELOWA?! - wybuchł Fryderyk. - MAMY DOKŁADNIE DWIE MINUTY SPÓŹNIENIA!
- Chodźcie, zaprowadzę was. - mruknął niechętnie Mozart.
- Jestem Adam Mickiewicz, a to mój przyjaciel Fryderyk Chopin. Pozostali to idiota Juliusz Słowacki i jego przydupas Henryk Sienkiewicz. - uśmiechnął się Mickiewicz.
- ZAMKNIJ SIĘ, CICHO SIEDŹ! - krzyknął oburzony Słowacki.
- J-ja... nazywam s-się L-Ludwig.. v-van.. B-Beethoven.. - wydukał najniższy z towarzystwa.
- Beethoven.. Beetho.. CZEKAJCIE! - zaśmiał się Słowacki. - Betty! Teraz oficjalnie jesteś dziewczyną!
Jak zwykle spokojny Sienkiewicz westchnął, a Mickiewicz wybuchnął śmiechem.
- Betty! To dopiero przegryw! Wszyscy tak cię będą nazywać! - krzyknął Mickiewicz, a po chwili Fryderyk stanął na palcach i zaczął coś szeptać do ucha przyjacielowi. - Hm? Cóż.. może i masz rację..
Beethoven stał zmieszany.
- Pragnę zaznaczyć, iż Betty jest dość nieśmiałą dziewczynką. Będzie śmiesznie. - mruknął Sienkiewicz, poprawiając okulary na nosie.
- DZIESIĘĆ MINUT SPÓŹNIENIA. - warknął Chopin, wściekle pokazując ekran swojego rozbitego (przez Mickiewicza) telefonu z wyświetloną godziną.
Wszyscy pobiegli do sali apelowej za Mozartem.
No, może oprócz Sienkiewicza (ten szedł za nimi spokojnie).
CZYTASZ
Anhedonia.
ContoSzkoła dla artystycznie uzdolnionych ogłosiła nabór. Rodzice zaczęli zapisywać swoje nawet nieuzdolnione dzieci, po to, by po prostu uczyły się w prestiżowej placówce. Pewien chłopiec, wiecznie zamknięty w pokoju i wiecznie grający tylko na swoim f...