Rozdział Dwudziesty Siódmy

141 22 9
                                    

Szedł korytarzem, patrząc na tych wszystkich nic nie znaczących według jego logiki ludzi. On wiedział wszystko o wszystkich z tej szkoły, zdawał sobie sprawę ze swej wyższości nad nimi, nienawidził tych marnych beztalenci udających wielkich malarzy, poetów bądź muzyków. Gdy mijał kogoś, kogo nienawidził, klął pod nosem cicho.

Warto wiedzieć, że nienawidził wszystkich. Wkroczył do pokoju, w którym przecież był tak dawno, bo pokłócił się z współlokatorem i mając nadzieję, że jego idealnie ułożone włosy nie zniszczyły swojego układu przez lekcję wychowania fizycznego. Spojrzał w lustro i zauważył siebie.

Wysoki szatyn o zielonych oczach, normalnej postury. Jego włosy co prawda nie były jakoś mocno rozczochrane przez niewielki wysiłek na lekcji wuefu, aczkolwiek jego okulary przeciwsłoneczne (które zawsze nosił dla lansu) były pęknięte. W swoim pokoju zauważył przerażający porządek, aż w końcu przypomniało mu się, jakim pedantem jest jego współlokator. Podwinął rękawy markowej bluzy, po czym spojrzał w lustro znowu i westchnął cicho.

Cóż można rzec, był jedyną wartą uwagi osobą w tej szkole.

Był najprzystojniejszy, najwspanialszy, wszystkie dziewczyny na mieście na niego leciały, a nawet niektórzy chłopcy w szkole. Jego opalona skóra idealnie zgrywała się z jego stylem ubierania, a jego włosy zawsze były w idealnym stanie, co dziwiło nawet dziewczyny, które często wypytywały go o urodowe porady. Miał wspaniałe oceny z wszystkiego, określał się mianem najlepszego muzyka na świecie, i jego reputacja w szkole była wręcz na poziomie „podziwiany przez wszystkich", przez co łatwo mógł zdobyć jedzenie w szkole, na przykład miło uśmiechając się do jakiegoś idioty który wyciąga kanapkę w celu spożycia jej.

Otworzył okno w pokoju. Wyjrzał na boisko, na którym przed chwilą biegał z klasą. Przeklął pod nosem.

Nagle usłyszał odgłos otwierania drzwi. Odwrócił się i spojrzał na osobę stojącą w progu.

- Antonio Salieri, znów się widzimy? -posłał mu szyderczy uśmiech Franz Liszt, to właśnie jego współlokator.

Anhedonia.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz