Jechał na czele kolumny. Nie wiedział, co myśleć o zbliżającej się z każdym krokiem bitwie. Nie mógł sobie wyobrazić, jak to wszystko będzie wyglądało. Starał się jednak myśleć o ukochanej Arwenie, która poświęciła się dla niego. Teraz on musiał zrobić to samo dla niej. Skupił uwagę na każdym uderzeniu kopyta swojego konia. Doszło do tego, że zaczął je liczyć. Otrząsnął się z zamyślenia. Musi zachować trzeźwość umysłu.
***
Stanęli przed bramami Mordoru. Wielka, czarna ściana wznosiła się przed ich twarzami. Było zdecydowanie za cicho. Co poniektórzy wymieniali zaniepokojone spojrzenia.
Aragorn, Gandalf, Legolas, Gimli, Merry, Pippin oraz Éomer podjechali na koniach pod samą Czarną Bramę.
- Niech wyjdzie Władca Kraju Ciemności! - krzyknął Aragorn. - Niech dosięgnie go sprawiedliwość!
Wrota bramy zaczęły się powoli rozchylać. Wszyscy automatycznie cofnęli konie o kilka kroków w tył, ale zamiast całej armii ujrzeli pojedynczego jeźdźca. Kiedy się zbliżył, Aragorn dostrzegł jedynie jego krzywy uśmiech.
- Mój Pan, Sauron Wielki, każe was powitać... - zaczął... Człowiek? Aragorn naprawdę nie miał pojęcia, czym to jest.
- Jeśli tak, to dlaczego sam się nie pokaże? - Kiedy już to powiedział, wydało mu się to trochę głupie. Sauron prawdopodobnie nie posiadał ciała, ale warto było przeciągać tę rozmowę.
Stwór wykrzywił się jeszcze bardziej.
- Czy właśnie ty masz zamiar ze mną paktować?
- Nie przybyliśmy tu paktować z Sauronem, przeklętym wiarołomcą! - stwierdził Gandalf władczym tonem. - Powiedz swojemu panu, że armie Mordoru mają zostać rozwiązane, a on sam opuści te ziemie i nigdy tu nie powróci!
- Naiwny starcze... Dostałem rozkaz, aby ci to pokazać. - Wyciągnął przed siebie coś połyskującego bielą w słońcu. Kolczuga z mithrilu. Pippin i Merry wyglądali na najbardziej przejętych całą tą sytuacją. - Widzę, że niziołek był ci drogi. Wiedz, że cierpiał męki z rąk swego gospodarza. Kto by pomyślał, że tak mała istota jest zdolna znieść tak wielki ból. A on srodze cierpiał... I wiedzcie, że i dla was nie ma już nadzei... - Aragorn podjechał do niego. - Czy to jest Dziedzic Isildura, który ma wszystkich wybawić? Złamana elficka klinga nie czyni królem. - Rozległ się świst i jego głowa po chwili oddzieliła się od reszty ciała. Wylądowała na ziemi. Aragorn uniósł się w siodle.
- Nie wierzę w to! - Spojrzał na przyjaciół. - I nie uwierzę! - Odwrócił się gwałtownie, kiedy za jego plecami rozległy się krzyki. Czarna Brama otwierała się coraz szerzej, a w szczelinie między jej skrzydłami zaczęły pojawiać się hordy orków. - Wycofać się! Wycofać się! - Aragorn wraz z towarzyszami ruszyli galopem z powrotem do żołnierzy. To wszystko nie wyglądało najlepiej. Spojrzał na swoich ludzi. Byli przerażeni, ale się nie cofali. Stali i czekali na rozkazy. Przyszedł czas. - Synowie Gondoru! Rohanu! Bracia moi! Widzę w waszych oczach to samo przerażenie, które osłabiło moje serce! Być może przyjdzie dzień, gdy ludziom braknie odwagi! Gdy porzucimy druhów, rwąc więzy przyjaźni! Ale to nie jest ten dzień! Być może przyjdzie godzina wilków i strzaskanych tarcz, gdy skończy się era ludzi! Ale nie dziś! Dziś bowiem stajemy do walki! Na wszystko, co wam na tej dobrej ziemi drogie, wzywam was do walki, Ludzie Zachodu!
Rozległ się odgłos wyciąganych z pochew mieczy. Najcudowniejszy, jaki Aragorn mógł w tamtej chwili usłyszeć. Zewsząd zaczęli otaczać ich orkowie i inne paskudne istoty. Aragorn wpatrzył się w jaśniejący na szczycie czarnej wieży punkt. Teraz albo nigdy.
- Dla Froda. - Zaczął biec w stronę wrogich wojsk. Za nim Pippin i Merry, który ostatecznie postanowił przywdziać zbroję Rohańczyka. Potem już wszyscy ramię w ramię rzucili się do walki.
Aragorn zawzięcie odpierał wszystkie ciosy, jakie na niego spadały. Andúril dodawał mu sił. Tworzył z nim jedność. Niestety nie widział, co działo się z innymi. Co jakiś czas miał wrażenie, że między zbrojami miga mu biała szata Gandalfa, ale równie dobrze mogło być to tylko spowodowane jego chęcią zobaczenia, że żaden z jego przyjaciół nie odniósł poważnych obrażeń.
Niebo pokryło się czarnymi chmurami, co nie napawało optymizmem. Cała bitwa wydawała się zmierzać w stronę przegranej.
Aragorn był zaskoczony faktem, iż w pewnym momencie pojawiły się Nazgûle. Jeden z nich niebezpiecznie się do niego zbliżał. Akurat ten, który postanowił nie korzystać ze skrzydlatych bestii, chyba postawił sobie za cel wyeliminowanie Aragorna. Że też ze wszystkich dziewięciu upiorów któryś musiał na niego trafić. Dziewięciu? Obieżyświat jeszcze raz postarał się przeliczyć stwory, latające na niebie.
Osiem... I ten, to dziewięć... Czarnoksiężnik powrócił? Nie... Przecież Éowina...
Aragorn skrzyżował miecze z Nazgûlem, który okazał się nadzwyczaj silny jak na jednego z Upiorów Pierścienia. Próbował dojrzeć jego twarz, ale była osnuta dziwnym cieniem. Gdzieś w oddali dojrzał błysk i usłyszał donośny grzmot.
- Czym ty jesteś? - powiedział przez zęby, odpierając kolejne ataki upiora.
- Nie chcesz sam przed sobą przyznać, że wiesz, prawda? - Aragorn nie spodziewał się usłyszeć odpowiedzi na to pytanie, a owa odpowiedź ani trochę mu się nie spodobała. Czy rzeczywiście wiedział i nie chciał tego przyznać?
- Nie możesz nim być! Nie w ten sposób! - Szczęk metalu nie ustawał ani na chwilę.
- Przestań się oszukiwać... Dziedzicu Isildura... - Wytrącił Andúrila z rąk Aragorna. Ten wyciągnął sztylet, który swego czasu dostał w Lothlorien. Wydawało się to tak odległe. - Nie pokonasz mnie elfickim sztyletem, Aragornie... - Sauron zaśmiał się, a jego oczy zapłonęły tak, że blask przebił się przez cień osłaniający jego twarz. - Już nie.
- Jesteś potworem! - krzyknął Aragorn i ruszył przed siebie z wyciągniętym sztyletem. Sauron zrobił tylko zgrabny unik.
- Nie, nie, nie. Musisz się opanować. Trzymaj emocje na wodzy i nie atakuj mnie tak bezmyślnie. - On tam stał. Bez zbroi, okryty jedynie czarnym płaszczem. Wystawiony na najmniejsze ciosy. Jeszcze pouczał Aragorna co ma robić. - Może uda ci się mnie zranić...
Aragorn ponownie zaatakował lecz tym razem przebiegł obok Saurona i chwycił jego kaptur. Jeśli ma do czynienia z duchem, nigdy nie zdoła go nawet drasnąć. Stanął oniemiały. Nie wiedział, co tak właściwie spodziewał się zobaczyć, ale na pewno nie normalną twarz, na którą opadały rude kosmyki. Przecież to niemożliwe! A może to jednak nie on? Po chwili zrozumiał, że popełnił wielki błąd, przestając się poruszać. Poczuł silne pchnięcie i znalazł się na ziemi z przytkniętym do gardła ostrzem miecza.
- To było zbyt proste... - W oddali rozległ się kolejny grzmot. Sauron spojrzał w górę... Ze strachem w oczach? Aragorn to wykorzystał i odepchnął go od siebie. Sam z ciekawości spojrzał, co tak przeraziło jego przeciwnika. Chmury, przez które co jakiś czas przechodziła fioletowo-czarna energia, wyglądały co najmniej niepokojąco. Nagle jedna z nich, znajdująca się nad jego glową, zaczęła spadać w dół.
- Co do... - Poczuł uderzenie gorąca. Upadł na ziemię i zobaczył dziwne, złote światło. Nie pamiętał, co stało się potem. Po prostu zemdlał.
*****
Muszę przyznać, że całkiem dobrze pisało mi się ten rozdział... I nawet wyszedł trochę dłuższy.
Mam nadzieję, że błędów brak, a jeśli nie brak, to przepraszam.
CZYTASZ
Inne Przeznaczenie |LotR|
FanficFrodo zostaje pojmany i uwięziony w jednej z wież Mordoru. Kiedy Sam przybywa mu z odsieczą, nie wszystko idzie zgodnie z planem... Bitwa pod Czarną Bramą miała zakończyć wojnę z Sauronem. W rzeczywistości jest jedynie początkiem wojny z potęgami, k...