Rozdział 11 (Gandalf)

270 27 22
                                    

Nie spodziewał się, że w Gimlim może kryć się aż tyle zawziętości. Gotów był rzucić się na Saurona bez żadnej broni, jednak Éomer go powstrzymał.

- Zostaw mnie! - krzyknął krasnolud, starając się wyrwać z uścisku rohańczyka, co w końcu mu się udało. - Dajcie mi topór! Zetnę mu tę śliczną główkę!

- Gimli, uspokój się! - Gandalf stanął pomiędzy Maironem a Gimlim. Cała reszta przyglądała się temu w milczeniu. Tylko Éowina ruszyła się i wzięła topór z ziemi. Stanęła z nim koło Faramira, ku uldze czarodzieja.

- Mówiłem, że to zły pomysł - stwierdził Sauron od niechcenia, bawiąc się pierścieniem. Widocznie wszystko, co działo się dookoła, było dla niego mało interesujące.

- Czy możesz w tym momencie... - zaczął poirytowany Mithrandir. - Skąd miałem wiedzieć, że akurat tym razem miałeś rację?

Mairon spojrzał na czarodzieja, unosząc brwi.

- Ja zawsze mam rację.

- Dobrze - wtrącił Faramir - Już możecie przestać.

- Przepraszam cię bardzo, ale co mamy przestać?

- To była naprawdę przekonująca scena, ale...

Gimli przestał się rzucać. Najpewniej stwierdził, że jeśli to faktycznie jest tylko głupi żart, który miał wszystkich rozweselić, to zrobił z siebie pośmiewisko.

- Scena?! - Sauron zrobił kilka kroków w stronę gondorczyka. Gandalf bez przerwy był w gotowości, aby interweniować. - Czy wy uważacie, że to wszystko jest na niby?! To jest naprawdę szczyt wszystkiego! Dlaczego, kiedy coś jest prawdą, nikt w to nie wierzy?!

- Ja w to wierzę - powiedziała Éowina, nieufnie patrząc na Mairona. Mithrandir miał niejasne wrażenie, że dziewczyna, mimo ciężaru topora, zaraz zaatakuje nim Władcę Ciemności. - Nie widzicie pierścienia?

- Jedyna spostrzegawcza... - mruknął Sauron. Z powrotem zajął miejsce na tronie namiestnika, kładąc rękę na podłokietniku, jakby specjalnie chciał wyeksponować pierścień, na którym cały czas płonęła inskrypcja.

- Gandalfie... - zaczął Éomer, niespuszczając wzroku z Saurona. - Dlaczego on... Czy mamy go aresztować?

- W żadnym wypadku - Gandalf spojrzał wymownie na Gimliego. - O zabijaniu też nie ma mowy.

- Jeśli my tego nie zrobimy, ktoś inny zabije go z miłą chęcią - stwierdził Gimli. - Tylko jeszcze trzeba mu będzie zabrać pierścień. - Obserwował Éowinę, widocznie zainteresowaną ostrzem jego topora. Kilka razy przesunęła po nim palcem, wywołując tym lekkie krwawienie. Czarodziej dalej miał złe przeczucia, co do zamiarów księżniczki Rohanu.

- Jednak mam nadzieję, że nikt się nie dowie o tym, że Władca Ciemności jest tutaj - powiedział Mithrandir. - Chyba nikt z was nie złamie słowa danego Majarowi?

Gimli przewrócił oczami.

- Słowo jak każde inne.

- Nie powiedziałbym... - Mairon uśmiechnął się pobłażliwie. - Uwierz mi, krasnoludzie, skutki złamania takiej obietnicy są dosyć... opłakane.

- Czyli jakie? - zapytał Legolas, krzyżując ręce na piersiach.

- Wolałbyś nie wiedzieć... - Sadystyczny wręcz wyraz twarzy Saurona skutecznie zniechęcił elfa do zadawania kolejnych pytań.

Gandalf starał się ukryć uśmiech. Rzecz jasna nie istniała żadna kara za złamanie obietnicy danej Majarowi, ale Mairon w jakiś sposób sprawił, że wydawało się to prawdziwe. Mało prawdopodobne, aby ktoś teraz odważył się zdradzić ich mały sekret.

Inne Przeznaczenie |LotR|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz