Rozdział 12 (Sauron)

287 27 14
                                    

Podniósł z ziemi biały kwiat. Gdy jeszcze wisiał na drzewie, wydawał się być nieco większy. Teraz jakby zmalał a jego płatki oklapły w dół. Było to na swój sposób smutne. Nawet dla Saurona.

Podszedł do balustrady, otaczającej dziedziniec i spojrzał na wschód. Dziwnie było oglądać Mordor z zewnątrz. Musiał przyznać, że czarne góry w oddali niszczyły cały krajobraz. Ani trochę nie chciał wracać do tamtej sterty gruzu i kamieni. Wyczuł czyjąś obecność. Odwrócił się.

Spodziewał się gorszej osobistości w postaci narwanego krasnoluda, ale miał przed sobą jednego z niziołków. Był to ten, który ośmielił się kiedyś użyć Palantíru. Udawanie, że nie zauważyło się obecności hobbita, niestety nie wchodziło już w grę. Niezręczna cisza zdawała się coraz bardziej zagęszczać powietrze.

- Czy istnieje szczególny powód, dla którego zakłócasz mój spokój? - odezwał się w końcu Majar, nadając swojemu głosowi nutę znudzenia.

- Nie. - Niziołek zbliżył się do Saurona i również oparł o biały murek, patrząc na wschód.

Zapowiada się ciekawie.

- Będą cię szukać. - Nie miał pojęcia, co powinien powiedzieć w zaistniałej sytuacji.

- Może... - westchnął hobbit. Albo udawał, że nie boi się Władcy Ciemności, albo rzeczywiście jego obecność nie wywierała na nim żadnego wrażenia. - Co się tu dzieje? Tak naprawdę?

- Sam chciałbym to wiedzieć... - Cały czas przewracał w dłoni kwiat, przyglądając mu się ze wszystkich stron. Nie miał ochoty na rozmowę z tym niziołkiem. W ogóle wolałby zostać sam ze sobą i swoimi myślami. Kiedy już znalazł się między ludźmi, chciał uciec od nich jak najdalej. A pomyśleć, że wcześniej brakowało mu towarzystwa! Zresztą wcale nie musiał bezczynnie stać z hobbitem i czekać, sam nawet nie wiedział na co.

Niziołek zdawał się mało zainteresowany faktem, że Sauron odszedł. Nawet się za nim nie obejrzał.

Dobrze... Zostań tam i za mną nie idź...

Zszedł po schodach na niższy poziom Minas Tirith. Ulice były ciemne i opustoszałe. Większość ludzi zapewne już spała spokojnie w swoich domach, ale to i tak nie wyjaśniało, dlaczego dookoła nie ma żadnych latarni. A przynajmniej, dlaczego nie zostały one zapalone. Usłyszał szum morza, jakby pod murami miasta co chwila rozbijały się fale. Pokręcił głową. W rzeczywistości był to jedynie wiatr. Między białymi ścianami widmo Númenoru nie odstępowało go ani na krok. Znowu poczuł się osamotniony i na myśl przyszło mu, aby wrócić na górę. Ruszył jednak przed siebie.

Jak to działa, że kiedy jest się z innymi, chce się być samotnym, a gdy już się jest, oddałoby się wszystko, żeby z kimś przebywać?

Stanął przed budynkiem, z którego dochodziły głośne pokrzykiwania i wiwaty. Przez okna i drzwi wylewało się ciepłe światło oraz zapach różnego rodzaju jedzenia. Gospoda. Zdjął pierścień i zawiesił go z powrotem na łańcuszku, którego postanowił się ostatecznie nie pozbywać. Oprócz niego na szyi nosił jeszcze rzemień z niewielkim kryształem - cenną pamiątkę z przeszłości. Upewnił się, że pierścienia nie widać spod ubrań. Pozostawało tylko pytanie czy większą uwagę przyciągnie zakapturzony wędrowiec, czy "elf" z burzą rudych włosów. Po namyśle zdecydował się na założenie kaptura. Niektórzy - a nawet większość - mogli już go kojarzyć z drogi powrotnej do Minas Tirith i uważać za dowódcę elfickiego oddziału.

Kiedy wszedł do środka, nikt nie okazał nim najmniejszego zainteresowania. Jedna połowa była zaabsorbowana śpiewającą jakąś balladę dziewczyną, która - co niepokojące - posiadała spiczaste uszy. Druga połowa zaś zdecydowanie była zbyt pijana, aby chociaż ogarnąć, co dzieje się wokół nich.

Inne Przeznaczenie |LotR|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz