Rozdział 3

629 34 7
                                    

Jeszcze tego samego dnia postanowiłam przetestować mój nowy nabytek. Zainstalowałam zamek w drzwiach od pokoju, a na mojego pomocnika nie musiałam długo czekać.

- Co, jakieś nowe, zupełnie nikomu nie przydatne ustrojstwo robisz? - odezwała się stojąca w wejściu do mojego pokoju Agnes.

- M.O.U.N.T.Y., zamknij drzwi - powiedziałam spokojnie z głębi pomieszczenia. Drzwi posłusznie się zamknęły, tuż przed nosem zaskoczonej siostry.

Około pięć miesięcy później, w sieci zobaczyłam nakręcony telefonem filmik, na którym Iron Man mierzy się z huraganem. Lata przy tym bardzo chaotycznie. Skojarzyło się to komuś bardzo dziwnie. Na tym nagraniu ktoś komputerowo dokleił mu głowę muchy. Bardzo zabawne. Jednak właśnie dzięki niemu wpadłam na absolutnie genialny pomysł.

W naszym miasteczku było złomowisko, które prowadził bardzo miły staruszek.

- Dzień dobry, ma pan jakieś duże blachy? - spytałam go niewinnym głosikiem.

- A po co ci one? - odparł ze śmiechem.

- Potrzebne mi do takiego projektu.

- No tak, nasz wynalazca - uśmiechnął się. O moim zwycięstwie w konkursie wiedział w tym mieście już każdy. - Mam i to pełno. Jakieś konkretne?

- Jak najgrubsze bym prosiła, może stalowe?

Wzięłam kilka masek ze starych samochodów i sprzęt do spawania, który został mi z chęcią pożyczony. Nad tym projektem pracowałam przez kolejne cztery miesiące. Mama próbowała mnie wygonić na dwór, bo przecież taka piękna pogoda, ale ja uparcie spędzałam kolejne godziny przy pracy. Przez to bardzo opuściłam się w nauce, zrobiłam się blada, wiecznie zmęczona i marudziłam za każdym razem, gdy miałam wyjść z pokoju.

Pewnego, sierpniowego dnia, na dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku szkolnego, ojciec zwołał całą rodzinę do kuchni.

- Jedziemy na tydzień na wieś.

- Że co?- odpowiedziałyśmy chórem ja, matka i Agnes.

- No oczywiście! - odparł entuzjastycznie. - Wynająłem nam pokoje w agroturystyce. Będziemy wstawać z kurami, pracować w ogródku, pić świeże mleko od krowy..

- A co z moim projektem? - bałam się, że w tej całej wsiowej magii zabraknie miejsca na moje dzieło.

- Nie bądź taka egoistyczna, ciągle tylko siedzisz nad tym ustrojstwem, musisz zrobić sobie przerwę. Po za tym zobacz jak Agnes się cieszy - nie cieszyła się.

- A będzie tam internet? - pytała ojca.

- Nie - wyglądał na coraz bardziej z siebie zadowolonego.

- A zasięg?

- Nie.

- A prąd?

- Nie.

- Łazienka? - była blada jak ściana.

- Nie.

- NO TO JA NIGDZIE NIE JADĘ! NIE ZAMIERZAM MIESZKAĆ JAK ... jak... NIE WIEM CO, ALE NA PEWNO NIE JAK CZŁOWIEK!

- DOŁĄCZAM SIĘ DO SKARGI - rzuciłam. Emocje kotłowały się we mnie.

- One się zgadzają! - powiedziała matka ze łzami w oczach. - Jedziemy jutro! Idźcie się pakować!

- A mogę zabrać mój wynalazek ze sobą?

- Nie może zająć więcej miejsca, niż twój plecak - uśmiechnęła się triumfalnie.

Wróciłam na górę. Ale ja mam szczęście. Mój autorski prototyp zbroi Iron Mana składał się bez problemu do rozmiaru niedużego plecaka. Większość torby, jak właściwie mojego wszystkiego, zajęły oczywiście narzędzia.

Następnego dnia znosząc rzeczy na dół wywaliłam się na schodach, o dziwo nic sobie przy tym nie robiąc. Rodzicom zrzedły miny gdy załadowałam do bagażnika wynalazek. Tym razem to ja uśmiechnęłam się triumfalnie.

Jechaliśmy wieczorem, żeby na drodze było mało samochodów. Podczas jazdy Agnes przez cały czas paplała coś do rodziców, a ja analizowałam projekt 3D mojej zbroi w smartfonie. 

- Ooo Ruby, a co ty się tak alienujesz? - spytała drwiąco siostra. 

- Zamknij się. 

- Ruby, naprawdę mogłabyś odłożyć ten telefon. Będzie cię bolała głowa - odezwała się matka. 

- No dobra.. 

Podniosłam wzrok akurat w momencie, aby to zobaczyć. 

- TATO, UWAŻAJ! - zdążyłam jeszcze krzyknąć, a potem wszystko stało się tak szybko. Huk rozrywanej opony, uderzenie w bok auta, krzyk siostry, która nieprzypięta wyleciała przez przednią szybę. Grawitacja przez ten ciągnący mi się w nieskończoność czas jakby przestała działać. W końcu rozległ się ostateczny huk i wszystko ucichło. Powoli otworzyłam oczy. Na suficie samochodu było rozbryzgane coś czerwonego. Krew.. Słyszałam jedynie moje walące jak młot serce. Poczułam ciepłą strużkę płynącą z mojego nosa i potężny ból w prawej ręce. Pewnie złamana.. Coraz lepiej. Wysiadłam szybko z samochodu, aby przypadkiem nie zobaczyć czegoś, czego za żadne skarby bym nie chciała. 

- M-m-m-m. O.U.N.T.Y - byłam tak roztrzęsiona, że ledwo stałam na nogach. - Czy oni.. Ż-ż-ż-żyją? - w okulary przeciwsłoneczne wbudowałam kamerkę, aby nie przegapić żadnych istotnych rzeczy. 

- Przykro mi panienko - odezwał się damski, robotyczny głos. 

- Wszyscy? 

- Niestety. Po przeskanowaniu nagrania świetnie widać jak...

- Przestań - przerwałam. Wtedy wszystko zwaliło mi się na głowę. Wybuchnęłam donośnym płaczem. Moje gardło ścisnął żal i smutek. Dlaczego to się tak stało? Dlaczego akurat teraz i w ten sposób? I dlaczego akurat ja, moja rodzina? Byłam wściekła na cały świat i wszystkich ludzi.
Nagle się opanowałam, a moje myśli ochłodziła determinacja. Ja nadal żyję. Oni też. Jak się dowiedzą, że ja żyję to chyba mnie zabiją. Z trudem otworzyłam zmiażdżony bagażnik. Jest! Rozłożyłam moją zbroję, która całe szczęście nie ucierpiała. Była bardzo niedopracowana, więc żeby ją założyć musiałam przekręcić kilka zamków imbusem. Zaraz, a gdzie on jest? Sprawdziłam wszystkie kieszenie i przerażona uznałam, że go nie mam.

- Musiał zostać w aucie. Ale tam są... Nie. Opanuj się - dodawałam sobie odwagi. Wpełzłam z powrotem do samochodu. Na dywaniku z mojej strony leżał błyszczący, metalowy przedmiot. Cały we krwi... Oby mojej.. 

Starając się nie patrzeć, wycofałam się z wraku. Usłyszałam czyjeś kroki. Szybko dopadłam do zbroi. Gdy przekręciłam wszystkie zamki, pozostało mi jeszcze włożyć hełm. 

- Ona jeszcze żyje! - usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam się niepewnie. Mężczyzna ubrany po cywilnemu, w kominiarce stał i celował do mnie z pistoletu. Za nim stało jeszcze dwóch innych. Włożyłam brakującą część zbroi. W momencie gdy wzniosłam się w powietrze, potworny ból w dolnej części brzucha otępił mój umysł. Zostałam postrzelona?

- M.O.U.N.T.Y, lecimy!

Wzbiłam się na wysokość czubków drzew, ale oczywiście nie pozbyłam się problemów, o nieee. Za mną leciał helikopter, a w nim tych trzech typków, co do mnie strzelali. Miałam gdzieś dokąd lecę, ważne żeby jak najdalej od nich! 

Leciałam tak chyba kilka godzin. Zrobiło się już zupełnie ciemno, ale napastnicy nadal mnie gonili. Na początku jeszcze do mnie strzelali. Teraz chyba tylko chcieli zobaczyć jak sama spadnę. 

Moja zbroja była zgrana z Emergency Watchem, który cały czas utrzymywał mnie przytomną.
Po pewnym czasie zobaczyłam światła jakiegoś miasta. Dużo świateł. Leciałam tak wysoko, że oglądałam z góry wieżowce. Wtedy zobaczyłam całkiem niedaleko przede mną najwyższy budynek, jasno świecący, bardzo różniący się od pozostałych. 

- Panienko, kończą nam się rezerwy energii.

MAM W SERCU ŻYWIOŁ//spiderman, Iron Man, Dr Strange, LokiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz