Rozdział 9

482 29 15
                                    

Wyczekiwany rozdział z wyczekiwaną informacją ;) ~ Autorka 

~Ruby~

W ten piątek, lekcje były względnie ciekawe i nawet by mi się podobało, gdyby nasza nauczycielka wychowania fizycznego nie wpadła na arcygenialny pomysł, żebyśmy na dzisiejszej lekcji zagrali w kosza. Mieliśmy grać chłopaki kontra dziewczyny, co tylko pogarszało sprawę. Spytałam ją, czy to absolutnie konieczne. Odparła, że dziewczyny nie mogą się tak dawać chłopom i mamy spuścić im łomot. Gra zespołowa z piłką, przepychaniem się i rzucaniem dla osoby z moim refleksem, po prostu nie mogła skończyć się dobrze. To, że trzy razy dostałam piłką w twarz, zostałam kilkukrotnie wyśmiana i prawie podeptana to chyba nawet nie muszę wspominać. Ostatecznie ci płci przeciwnej wygrali, a wuefistka wygłosiła mowę motywacyjną specjalnie dla dziewcząt. Nie mogłam się nadziwić, że tak bardzo jej na tym zależy.

Po powrocie do wieży od razu zaszyłam się w swojej pracowni. Wyszłam po kilku godzinach, gdy M.O.U.N.T.Y. po raz nie wiadomo który przypomniała mi o jedzeniu. Niechętnie powlekłam się na górę. Czekała tam na mnie pizza, zresztą jak zwykle przez ostatnie dwa tygodnie. Byłam tak wyczerpana, że będąc w kuchni, najpierw oparzyłam sobie język herbatą, potem się nią zakrztusiłam, oblałam i walnęłam łokciem o kant stołu. Widząc to przedstawienie nawet pan Stark troskliwie zalecił mi pójście spać. Uznałam, że to nie takie głupie i po szybkim oporządzeniu się natychmiast zasnęłam. 

Otworzyłam oczy. Leżałam na środku okrągłego pomieszczenia z freskami przedstawiającymi smoki na suficie, na czymś w rodzaju stołu ofiarnego. Miałam na sobie czarne kimono z wyszytymi różowymi kwiatami. Trochę nie mój styl, ale ujdzie. Ogarnęła mnie panika. Co ja właściwie tu robię?! Gdzie ja jestem i w jaki sposób się tu znalazłam?!

- Mistrzowie. Obudziła się - odezwał się spokojny i głęboki niczym studnia głos. "Niczym studnia"? Chyba zamieniam się w poetkę. Podniosłam się na moim łożu do pozycji siedzącej. Właścicielem tego głosu był ubrany w niebieskie kimono starzec. Za nim, do pomieszczenia weszli jeszcze jeden starzec, w srebrnym kimono i dwie starsze, ale groźnie wyglądające kobiety w czerwonym i zielonym. 

- Nic ci tu nie grozi. Spokojnie, smoczyco - powiedziała ta w zieleni. Jej głos był wręcz nadzwyczaj spokojny i przynosił na myśl leciutki powiew wiatru wśród liści. 

- Że co, proszę? Jaka smoczyco? I gdzie ja jestem? - panika przerodziła się w zdumienie.

-  Ona nic nie wie... - zielona zabrzmiała tak smutno, że zrobiło mi się jej żal.

- Jesteś w Smoczej Świątyni - czerwona przejęła pałeczkę. Jej głos przypominał wojowniczkę składającą raport swojemu królowi. - I tak naprawdę nie ruszyłaś się na krok. To jest inny wymiar, przybyłaś tu we śnie. Mogłaś się tu dostać tylko dlatego, że jesteś smokiem. My, czyli Smoczy Mistrzowie, reprezentujemy cztery żywioły. Chyba nie muszę ci przedstawiać, zorientujesz się po kolorach. Byłaś smokiem od zawsze, ale ujawniło się to niedawno, podczas wypadku. Nie mogłaś w żaden sposób tego wykryć, ale to się już niedługo zmieni. Zaraz pójdziemy po twój sztylet. W ten sposób dowiemy się, jakim jesteś smokiem. Poczujesz z nim cudowną więź, od razu będziesz wiedziała, który to. Osoba posiadająca ten sztylet może cię kontrolować, zranić albo zabić. I nie ty go dostaniesz. To starożytne Prawo Smoków, na wypadek, gdyby przyszło ci do głowy być zła, czy zawładnąć jakąś planetą. Tego drugiego nie polecam, nie uda się. No chyba, żebyś była smokiem....

- Płomienna! Przyhamuj, ostrzegam cię! - upomniał ją ten niebieski. Chwilę zajęło mi przyswojenie tych informacji. Przecież to tylko sen. Ale poszukam tego całego sztyletu, może to będzie najfajniejszy sen mojego życia.

- Smoczyco, posłuchaj. Musisz spędzać mniej czasu przy tych elektronicznych urządzeniach. Inaczej twoje moce mogą zaniknąć! - zielona wyglądała na zatroskaną.

- Ale ja mieszkam w Stark Tower i pracuję nad elektroniczną zbroją...Nie mogę tak po prostu się od tego odsunąć... - czy ja zaczynam im wierzyć?

- Przykro mi... Musimy się pospieszyć kończy nam się czas!

Razem z Mistrzami, którzy okazali się niżsi ode mnie, wyszłam z pomieszczenia. Przeszliśmy przez krótki hol zakończony drzwiami. Za nimi znajdowała się długa komnata. Na jej ścianach wisiały po trzy rzędy brył. W każdej był zatopiony całkowicie identyczny sztylet. A było ich mnóstwo! Przespacerowałam się po komnacie czując na sobie spojrzenia Mistrzów, stojących w progu. Wtedy poczułam coś dziwnego. Jakby ktoś polał mi mózg karmelem, czy czymś równie słodkim. Podskoczyłam z radości, po czym pełnym sprintem podbiegłam do największej bryły. W niej uwięziony był absolutnie cudowny sztylet. Najgładszy, najostrzejszy, po prostu idealny! Moja dłoń bez najmniejszego problemu przeniknęła substancję, jakby jej w ogóle nie było. Zanim dotarłam do ostrza usłyszałam jeszcze:

- Mistrzowie. Musimy pogadać. - Potem zacisnęłam palce na ósmym cudzie świata i... 

Obudziłam się w swoim pokoju. Na dworze panowały jeszcze egipskie ciemności, a zegarek pokazywał północ. Że było mi strasznie gorąco, to za mało powiedziane. Czułam, jakbym płonęła. Wyszłam z łóżka, jednak to ani trochę nie pomogło. Najciszej jak umiałam przekradłam się na balkon. Tam odetchnęłam. Owionęło mnie chłodne powietrze, gasząc potworny ogień. Stanęłam przy barierce i wpatrywałam się w nocne światła miasta. Wtem moim ciałem wstrząsnęły dreszcze, a kręgosłup i czaszka eksplodowały bólem. W swoim życiu miałam już kilka migren, ale to przerastało wszystko. Co tu się właściwie dzieje? Ból zniknął tak samo szybko, jak się pojawił. 

Spojrzałam przed siebie. Barierka wydała mi się taką małą przeszkodą, jedyną ograniczającą mnie rzeczą. Taką jedyną skazą na mojej idealnej drodze do celu, którą bez problemu mogę przeskoczyć. Właśnie. Korzystając z siły moich czterech kończyn przeleciałam nad metalową zaporą i rzuciłam się z wysokości. Po chwili pikowania z przyjemnością rozwinęłam skrzydła. Tuż nad ziemią skierowałam lot ku górze. Zabawne, niby nigdy tego nie robiłam, a przychodziło mi to z cudowną łatwością. Popatrzyłam na Stark Tower. Jego szyby wyglądały jak lustro. Podleciałam bliżej by się sobie przyjrzeć. Miałam rogi, łuski, cztery nogi i skórzaste skrzydła. Ogólnie byłam czerwonym smokiem, wielkości słonia. 

- Czyli - mój smoczy głos był głęboki, przesączony potęgą - to była prawda... - dokończyłam swoim... normalnym głosem? Nie zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, a już leciałam w swojej normalnej formie, głową w dół z wysokości około sześćdziesięciu metrów z zawrotną prędkością. Już myślałam, że to mój koniec, gdy kilka metrów pod sobą zobaczyłam niesamowity, świecący krąg zrobiony z tańczących iskierek. Spadłam prosto na niego i ... wyrzuciło mnie z powrotem na wiszącym tarasie. Chwilę leżałam oszołomiona. Co. Tu. Się. Właśnie. Stało. 

Podnosząc się z ziemi kątem oka dostrzegłam taki sam krąg w innej części tarasu. Podbiegłam w tamtą stronę, ale na jego miejscu znalazłam tylko małą karteczkę. 

Nie rób tego więcej.

 Następnym razem mogę nie zdążyć. 

dr S.St.

Jak się podoba nowy rozdział? :) ~Autorka

MAM W SERCU ŻYWIOŁ//spiderman, Iron Man, Dr Strange, LokiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz