Rozdział 8

510 27 17
                                    

~Peter~

    Byłem bardzo zdziwiony, gdy odczytałem wiadomość od pana Starka. Wzywał mnie do swojej wieży... Działo się to niezwykle rzadko, więc bardzo się ucieszyłem. Jako Spider-man szybko i bez problemu pokonałem dobrze znaną mi drogę.  Wylądowałem na balkonie i zdejmując maskę wszedłem do środka. Mój mentor czekał już na mnie.

- Dzień dobry panie Stark - odezwałem się wesoło.

- Słyszałeś o tym tajemniczym zaginięciu? Ostatnio cały internet o tym mówi. Podobno ta starsza córka po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Nie znaleźli jej ciała, a odciski butów najpierw dziwnie się zmieniają, potem urywają. 

- Tak, panie Stark. 

- Wiesz, że nie musisz dodawać tego "panie Stark" w każdym zdaniu? No nie ważne. Wkrótce ją poznasz. 

- W sensie, że kogo?

- Już niedługo się dowiesz. 

- Ale panie Stark.. - o co tu chodzi?

- Dobra, znikaj. 

-To pan zadzwoni, albo coś? 

- Tak, tak - brzmiał, jakby coś go rozproszyło i chciałby się mnie jak najszybciej pozbyć. 

- Do widzenia panie Stark - rzuciłem zakładając maskę z powrotem i wyskoczyłem z wiszącego tarasu. Po drodze do domu zastanawiałem się po co właściwie zostałem wezwany. Nie mógł mi tak po prostu przedstawić "jej"? Po co wspominał o tym wypadku? I kogo miałem niedługo poznać? Pytania nie dawały mi spokoju do późnej nocy. 

    Kilka dni później było rozpoczęcie roku szkolnego. Cudowna uroczystość, podczas której dowiadujesz się, kto będzie cię dręczył przez najbliższe dziesięć miesięcy. Okazało się, że z naszej szkoły nadal nie wywalili Flash'a, wrednego dzieciaka z bogatymi rodzicami. Większość mojej nowej klasy wyglądała znajomo, jednak moją uwagę przyciągnęła niska, brązowowłosa dziewczyna stojąca z boku. Powinienem z nią zagadać.

   Następnego dnia, na pierwszej przerwie podszedłem do niej. Znowu stała na uboczu, przyglądając się innym ludziom. 

- Jestem Peter Parker - przywitałem się wesoło, wyciągając dłoń. Ona również wyciągnęła swoją, jednak w połowie drogi zastygła. Ze zmarszczonymi brwiami patrzyła na mnie jakoś dziwnie. Jakby się nad czymś zastanawiała. 

- Parker.. - powtórzyła powoli. - Ja jestem Ruby Locker - obdarzyła mnie uśmiechem. Dziwna jakaś. 

- Hej, Parker! To twoja nowa dziewczyna? - No nie. Flash. Ruby tylko pokazała mu środkowy palec i szybko odeszła do grupki dziewczyn.  


~Ruby ~

- Co myślisz o Parkerze? - spytała mnie jedna z dziewczyn. 

- Z wierzchu 7/10, nienormalnie pewny siebie - i z tego co widziałam, zachowuje się jakby próbował coś ukryć, dodałam w myślach. Jego głos brzmiał trochę znajomo, jakbym już gdzieś go słyszała... Nieee, to niemożliwe... Z Największym Gronem Plotkarskim tej szkoły, pseudonim "Dziewczyny", dogadywałam się całkiem nieźle. Żadna z nich nie paliła się by zostać moją przyjaciółką, ale nie przeszkadzało mi to. Musiałam skupić się na nauce. 

Ostatnie dni wakacji upłynęły mi głównie na pracy w laboratorium i zażywaniu naprawdę marnej  ilości snu. Dzień po rozpoczęciu roku, około godziny godziny dziewiętnastej,  jak zwykle siedzieliśmy razem ze Starkiem w warsztacie.

- Panienko, zalecam udanie się do swojej sypialni - rozległ się głos M.O.U.N.T.Y. Przewróciłam na to oczami, bo planowałam położyć się spać po dokręceniu "ostatniej" śrubki. Takich wymówek mogłabym wymyślić tysiące. Chyba zaczynam uczyć się od Tony'ego. 

- Niekoniecznie. Według moich obliczeń, może jeszcze pracować przez dwie godziny - odezwał się drugi, tym razem trochę niższy, damski głos. 

- Jutro, panienka Ruby nie może spóźnić się do szkoły - zaprzeczył pierwszy głos, całkowicie pozbawiony emocji.

- Oni się kłócą? - spytałam cicho. Milioner zastanowił się chwilę.

- Wiedziałem, że jeśli zostaną wgrani jednocześnie, to mogą w jakiś sposób sobie przeszkadzać. Ale tego to się kompletnie nie spodziewałem - wybuchnęliśmy śmiechem na "chyba obwody ci się przegrzały". M.O.U.N.T.Y. miała przewagę, ponieważ została stworzona specjalnie na potrzeby nastoletniej osoby.

- Panienko, już naprawdę pora na zakończenie pracy.

- No tak, zapomniałem - mężczyzna podał mi małą, chyba plastikową kostkę. - To jest taki dodatek. Czujniki sarkazmu i przekleństw.

- To mi się raczej nie przyda.- nie chciałam się przyznać do moich uwag skierowanych do komputera, gdy źle zrozumiał moje słowa.

- Oj uwierz, że przyda. Zwłaszcza... A nie ważne, nie chcę ci psuć niespodzianki - jego uśmiech mi się nie spodobał. Jednak ciekawość aż mnie zżerała.

Spałam sobie w najlepsze, kiedy...

- Panienko, pora wstawać. Jest godzina siódma zero zero - M.O.U.N.T.Y. odezwała się niespodziewanie i bardzo głośno.

- MATKO I CÓRKO! M.O.U.N.T.Y.! NIE STRASZ MNIE TAK WIĘCEJ! - z tym okrzykiem zerwałam się z łóżka. - I przekaż Starkowi, że "to bardzo zabawne cha-cha"- rzuciłam wściekła.

- Oczywiście, wiadomość przekazana.

- Co?! Nie! Błagam powiedz, że to żart!

- "To żart". Pan Stark każe przekazać, że miłego dnia. - prychnęłam oburzona. To było złośliwe z jego strony. - Włączyć radio panienko? - spytała, gdy wlekłam się do szafy.

- Pewnie, czemu nie?

- Z okazji rozpoczęcia nowego roku nauki, zaczynamy naszą wyprawę po muzyce Europy. - oznajmił wesoło prezenter, a ja przystanęłam, żeby posłuchać. - Na pierwszy ogień idzie znana ze schabowego...Co to w ogóle  jest schabowy? Czytam teraz z kartki, ale naprawdę nie mam pojęcia co to. No olać, pierwszym krajem jeeeeest... Polska! Dzisiaj posłuchamy piosenki, którą podobno zna każdy Polak. Jest to tak zwane disco-polo i o tym też pierwszy raz dzisiaj słyszę. Posłuchajmy. - Ten dziwnie wesoły człowiek zamilkł. Natomiast huknęła muzyka o miarowym rytmie i słowach w dziwnym języku. Na moje nieszczęście ktoś postarał się o angielskie tłumaczenie i usłyszałam ten obciachowy tekst.

Przez twe oczy,

twe oczy,

zielooooonee

oszalaaaaałem!

- M.O.U.N.T.Y. wyłącz to gówno! - w końcu nie wytrzymałam. 

- Jest godzina siódma dwadzieścia. - Kiedy to się stało? Ubrałam ciemne jeansy, jasną koszulkę, bluzę i trampki. Stałam właśnie w łazience, gdy znów odezwała się moja pomocniczka:

-Wyjątkowo ładnie dziś panienka wygląda.

- Dziękuję - rzuciłam zdziwiona. 

- Jest godzina siódma trzydzieści pięć. Za pięć minut powinna panienka być na dole.

- Żartujesz sobie?!

- Nie. Zostały cztery minuty.

- Stresujesz mnie! - złapałam plecak wybiegając z pokoju.

- No ale, czy ci się podoba? - drążyła temat Petera jedna z dziewczyn.

- Szczerze? Nie. - Tak naprawdę nie byłam pewna. Przecież znam go dopiero trzecią godzinę!


MAM W SERCU ŻYWIOŁ//spiderman, Iron Man, Dr Strange, LokiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz