Rozdział 22

242 15 2
                                    

Ludzie... Wróciłam! Chcę wam bardzo podziękować za 1,3 tys wyświetleń! Jesteście cudowni!

~Stephen~

Już od początku naszej dość krótkiej znajomości Ruby była bardzo niecierpliwa. Cecha, która najbardziej mi przeszkadza. Zanim zostałem pełnoprawnym magiem, też taki byłem. Ale mniejsza o to. Pierwszy raz zauważyłem u niej tę wadę podczas szukania jakiejkolwiek informacji o smokach. Już po dziesięciu minutach bezskutecznych poszukiwań zaczęła wertować co piątą księgę myśląc, że nie widzę. Znalezienie zwoju pozwalającego na kontakt z Płomienną to była jedynie kwestia szczęścia. Później, po kilku naszych lekcjach, dziewczyna domagała się rozszerzenia, chciała żebyśmy ćwiczyli umiejętności typu; zianie ogniem. Już wtedy nabrałem podejrzeń. Ona znosiła jakoś monotonię zajęć, chociaż coraz mniej jej się to podobało. Ostatnie zdanie, jakie do mnie wypowiedziała brzmiało:

- Panie Strange, nie ważne ile będzie pan mnie uczył przemiany, nigdy nie pomoże pan mi tyle co L... Osoba, która naprawdę się na tym zna.

I wyszła. Nie widziałem jej potem. Ale gdy pewnego dnia u wrót mojego sanktuarium zjawił się Loki, od razu zacząłem tworzyć portal do miejsca, gdzie najprawdopodobniej znajdowała się wtedy Smoczyca. Niestety, nie zdążyłem.

~Peter~

- Co? 

- No mówię ci, widziałam go w zaułku. Ten chłopak to była tylko taka iluzja, przykrywka. Tak naprawdę Loki przebywał z nami w jednym pomieszczeniu przez kilka dni! Śledził nas! - zaczęła mi tłumaczyć Locker podnosząc się ze mnie. 

- Skoro ten chłopak to Loki, to kim jest dziewczyna?

- Zobacz, tam idzie - wskazała mi na coś w dole. Rzeczywiście, prawie całkowicie pustą, jak to normalnie po dwudziestej drugiej,  ulicą szła upiorna czarnowłosa. Skręciła w ten sam zaułek, gdzie, jak mi powiedziała Ruby, wcześniej zniknął Asgardczyk. Rodzeństwo wyszło z powrotem na ulicę, rozglądając się, jakby kogoś szukali. Skacząc po dachach śledziliśmy ich, dopóki nie zatrzymali się przed stojącym na uboczu starym kościołem, z oknami zabitymi dechami i smętną tabliczką na drzwiach:

Budynek grozi zawaleniem, nie wchodzić.

Dwójka ludzi bez namysłu wparowała do kościoła, jak do swojego domu. Moja towarzyszka chciała zrobić dokładnie to samo, ale powstrzymałem ją.

- Chcesz tam tak po prostu wejść? To Loki! Nie damy sobie z nim rady. Poza tym, to może byc zasadzka.

- Oczywiście, że dam sobie z nim radę! On sam mnie szkolił! - oburzyła się.

- No właśnie. To znaczy, że zna wszystkie twoje słabości.

- Ale wyobraź sobie, jak uda nam się pokonać Lokiego, na pewno przyjmą nas do Avengers. Czy nie o tym zawsze marzyłeś? A to nasza jedyna szansa.

Zastanowiłem się. Nie przypominam sobie, żebym zwierzał się jej  z tego. Może pan Stark wygadał. Chociaż wizja zwycięstwa nad bogiem kłamstw i mianowanie na członka najlepszej drużyny superbohaterów na Ziemi i po za nią, brzmiała kusząco. Kiwnąłem głową na znak, że się zgadzam. Powoli, cichutko, żeby pozostać niezauważonymi, przebiegliśmy przez ulicę. Próbowaliśmy otworzyć wielkie drzwi delikatnie, ale nie obyło się bez krótkiego, głośnego skrzypnięcia. No to już po nas. Gdy tylko weszliśmy do środka, wrota zamknęły się za nami. Scena rodem z horroru. W kościele nie było zupełnie żadnego światła. Wszystkie okna były starannie zasłonięte. Ciemność otaczała nas z każdej możliwej strony, sprawiając, że człowiek czuł się gorzej niż nieprzygotowany przy odpowiedzi. 

Tak, wiem że takimi określeniami psuję cały nastrój, ale chyba zarażam się od Neda. Kiedy ratowałem Ruby spod zgubnego wpływu czarów bliźniaków, ten właśnie człowiek pojawił się nagle w drzwiach klasy i skomentował tę dziwną sytuację tylko w ten sposób: " Awwwwwwww"

 Wtem usłyszałem jakiś szelest.

- Padnij! - szepnąłem do dziewczyny. 

- Co? - zdążyła odpowiedzieć, zanim usłyszałem dźwięk pięści uderzającej o ciało. 

- Ruby! 

Zaraz potem mi również urwał się film. Wszystko zdarzyło się tak szybko, że nawet nie zdążyłem zareagować. To znaczy, zdążyłbym, gdybym nie skupił się na Smoczycy...

Powoli otworzyłem oczy. Jeszcze nie do końca docierało do mnie, co się właściwie stało. Chciałem przetrzeć twarz dłonią, ale coś mi przeszkodziło. Spróbowałem wstać, lecz ręce wygięte pod nienaturalnym kątem skutecznie mi to utrudniały. Potrząsnąłem głową, żeby pozbyć się początkowego odrętwienia myśli. Zauważyłem wtedy, że nie mam na sobie maski, a moje ręce są przykute łańcuchami do przeciwległych ścian na pełną rozpiętość. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Było gdzieś o połowę mniejsze, niż sala lekcyjna. Ceglane mury, krata, jak w celi, na podłodze jakieś połamane deski, w tym spod jednej wystająca jakby ręka kościotrupa, czyli pewnie jakaś trumna tu była. Przeraziła mnie ta myśl. Nie wiedziałem, czy jest noc, czy dzień ani czy nadal jesteśmy w tym kościele. Jedynym źródłem światła była mała pochodnia przyczepiona do muru na korytarzu widocznym przez kratę. Siedziałem w krypcie! Ciocia May będzie bardzo zła.

Stety lub niestety nie sam. Naprzeciwko mnie, również przykuty leżał kłębek czegoś. Zdziwiony gapiłem się chwilę na niego, bo właściwie nic więcej nie mogłem zrobić. Kłębek, jakby czując moje spojrzenie poruszył się. Locker podniosła się do pozycji siedzącej. Podniosła rękę, chcąc odgarnąć włosy z twarzy, gdy poczuła, że jest przykuta do muru za pomocą obręczy na szyi z łańcuchem. Zupełnie jak pies. 

- Parker! - odezwała się na pół z ulgą i zaskoczeniem, kiedy w końcu mnie zobaczyła. Nie wyglądała najlepiej. Miała brudną, odrapaną twarz i widać było, że jest zziębnięta. Ci, który nas uwięzili, zabrali jej płaszcz. 

- NIE GADAĆ- usłyszeliśmy nagle blisko nas głos Hulka, patrzącego na nas przez kraty. Zdziwiłem się , ponieważ Zielony Potwór zaginął już ponad dwa lata temu. Popatrzył na nas chwilę, po czym odszedł korytarzem. 

- Parker, czy ty się mnie boisz? - szepnęła do mnie dziewczyna.

- Jasne, że nie.  

- Peter...Ja muszę wiedzieć. - Pierwszy raz zwróciła się do mnie po imieniu...

- Boję się smoka, trochę.

- Ten smok to ja, tylko że w innej formie. Całkowicie nad tym panuję. 

Nie przekonała mnie do końca, ale nie marnowała czasu. Przemieniła się ze zdumiewającą łatwością, bez problemu przegryzła łańcuch przytwierdzający ją do ściany, a potem moje. Jak tylko podniosłem się z ziemi przetransformowała się znowu, jednak tym razem miała coś jakby naszyjnik, taki pas łusek w srebrnym kolorze, odznaczający się pięknie na czerwonych. Podeszła do mnie bliżej, spojrzała mi chyba przepraszająco w oczy i zrobiła coś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Przeciągnęła od boku po całym moim ciele ogromnym, oślinionym jęzorem. 

- A to co miało być? 

- Jesteś teraz niewidzialny. Na tym polega moja moc powietrza - wyjaśniła już w ludzkiej postaci z lekką zadyszką. 

- HULK MÓWI, NIE GADAĆ! - ryknął stwór. 

Dziewczyna znowu się zmieniła. Chyba wkurzyła tym Hulka. Zauważyłem, że teraz "naszyjnik" był brązowy. Smok rogami staranował kratę, a chwilę później posadami budynku wstrząsnął ryk obu bestii. Obu? Nie, jednej!

- To tylko iluzja! - krzyknąłem. Smok spojrzał na mnie, po czym pacnął łapą Zielonego Potwora, niczym kot zrzucający wazon z półki. Przy zderzeniu ze ścianą potwór zamigotał i na ziemię upadł już jakiś wychudzony mężczyzna.

No, to rozkręcamy się! Do za tydzień ~Blackberry

MAM W SERCU ŻYWIOŁ//spiderman, Iron Man, Dr Strange, LokiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz