Rozdział 4

567 35 1
                                    

Mimo, że mózg odmawiał mi posłuszeństwa, dotarło do mnie, że zaczynam tracić wysokość i pikuję prosto w ten wieżowiec. Genialnie.


~W międzyczasie~

Tony Stark tego wieczoru zorganizował małą, integracyjną imprezkę dla Avengers w swoich prywatnych apartamentach w Stark Tower. 

- Stark, czy to nie jest przypadkiem twoja zbroja? - spytała Natasha patrząc przez jedną z ogromnych szyb z drinkiem w ręku. 

- Nie, ale podobna - odparł spokojnie. 

- Nie no, luz. Na pewno w nas nie walnie - sarknął Clint.


~Ruby~

Zbliżałam się do budynku z zastraszającą prędkością. W końcu rozbryzg szkła, trzask przełamanego, dębowego stołu i huk nawet nie wiedziałam czego, wyrwał mnie z otępienia wywołanego olbrzymią dawką leków przeciwbólowych. 

- M.O.U.N.T.Y., otwórz mnie.. 

- Brawo, udało ci się rozbić zbrojone, kuloodporne szkło i połamać gresowe kafelki - odezwał się bez cienia złości, jakiś znany mi głos, ale nie mogłam dostrzec kto to, bo obraz miałam rozmazany. Wiem, że leżałam na podłodze, a nade mną pochylali się rudowłosa kobieta, drobny, niepozorny mężczyzna i jakaś istota z czymś świecącym w ciele. Niby ich znałam, a jednak nie mogłam rozpoznać ich twarzy.


~Natasha ~

- Bardzo przepraszam, ale oni mnie gonią i skończyła mi się energia... - w podrobionej zbroi Starka, leciała jakaś na oko czternastoletnia dziewczyna, o długich, brązowych włosach i czekoladowych oczach. Już na pierwszy rzut oka mogłam stwierdzić, że na złamaną rękę i jest postrzelona w brzuch. Ale najpierw musieliśmy się dowiedzieć jak najwięcej, zanim straci przytomność. 

- Kto cię goni? - spytałam najłagodniej jak potrafiłam. 

- Oni - udało jej się podnieść zdrową rękę, aby wskazać helikopter lądujący właśnie na balkonie.

- Kim wy jesteście...? 

- Słyszałaś może o Avengers? - odezwał się Clint. Potem odpłynęła. 

Nie czekając na jakikolwiek sygnał ze strony innych członków drużyny stanęłam w wejściu na balkon. 

- Dzień dobry, mogę panom jakoś pomóc? - zrobiłam niewinną minę ściskając nóż pod sukienką. 

- Cofnij się paniusiu, szukamy tu takiej jednej - rzucił wściekle jeden z nich.

- O jacy panowie niemili - pięć minut później oszołomieni faceci siedzieli zakuci kajdankami pod ścianą. 

W czasie, gdy rozprawiałam się z tymi idiotami, Stark zadzwonił po pogotowie.

MAM W SERCU ŻYWIOŁ//spiderman, Iron Man, Dr Strange, LokiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz