Po ciężkim dniu w pracy, który Sherlock spędził odrabiając za nich chemię przy barowym stoliku, obydwoje padali z nóg. Sherlock jednakże odprowadził Johna, bo najwyraźniej weszło mu to w zwyczaj.
– Trzymaj się – powiedział Holmes żegnając przyjaciela.
– Tak, ty też... – Nastąpił jak zwykle ten nie zręczny moment pożegnania.
Ten moment w którym nie wiesz czy możesz naruszyć czyjąś przestrzeń osobistą i go przytulić czy tylko skinąć głową uśmiechając się.
Ludzie są strasznie skomplikowani.
– Pa – rzucił krótko unosząc tylko dłoń.
– Pa – powtórzył za nim Sherlock i uśmiechnął się gdy John zamykał drzwi od klatki.
Po upewnieniu się, że Watson trafił do mieszkania postanowili wrócić do domu.
Na dworze było ciemno, zimno i wilgotno. Wieczorna mgła osłaniająca Londyn osiadła na jego włosach niczym źle rozprowadzony lakier i kleiła się do bluzy.
Wyjął z paczki cienkiego papierosa i odpalił go za pomocą ulubionej zapalniczki. Nie miał pojęcia czemu producenci papierosów drukują na nich te zaropiałe języki i czarne płuca. Przecież to nie sprawi, że ktoś rzuci palenie. Przypominał sobie o papierośnicy Victora. To zawsze w niej trzymali papierosy na spółke.
Po chwili w powietrzu unosił się nie tylko domniemany londyński smog, ale także papierosowy dym.
Sherlock wciąż rozmyślał nad słowami Johna. Nieważne wydawało się mało przekonującym argumentem.
Z nieuzasadnioną złością na samego siebie rzucił niedopałkiem o chodnik. Nic już mu nie pomagało.
Podczas przechodzenia przez pasy zobaczył jak ucieka mu tramwaj. Nie miał ochoty czekać kolejnch minut w bezczynności więc ruszył na piechotę. W zasadzie spacer wychodził czasowo tak samo. To tylko jeden przystanek.
Chociaż ta dzielnica nie należała do najbezpieczniejszych Sherlock znał ją na własną kieszeń. Tylko, że przeważnie chadzał tędy z Victorem.
W pewnym momencie jakiś podejrzanie wyglądający typek w czarnej bluzie z kapturem machnął do niego.
O dziwo Holmes go rozpoznał.
– Shezza - powiedział chuderlawy chłopaczek – niespodziewałem się ciebie dziś tutaj.
Sherlock uśmiechnął się mimowolnie jednym kącikiem ust.
– Co masz?
Tamten uśmiechnął się tajemniczo i rozejrzał pobieżnie czy nikt inny nie kręci się gdzieś w okolicy.
– Morfina czy kokaina? – zapytał.
Ciemnowłosy zawachał się przez moment.
W głowie wciąż wybrzmiewało mu johnowe nieważne. Może nie dawał tego po sobie poznać, ale sprawa z Victorem bolała go coraz bardziej. Papierosy dawno nie pomagały. Gdyby tylko Trevor tu był...
- Nie mam dziś kasy, ale możemy się zgadać później – powiedział.
Wiedział oczywiście, że i tak dostałby narkotyki na "kredyt" , ale podświadomie nie chciał tego robić. Przecież Mycroft wszystkiego by się domyślił, a poza tym jutro piątek. Nie mógł nie pójść do szkoły.
– Jak chcesz - westchnął – trzymaj się Shezza.
– Do zobaczenia.
***
CZYTASZ
SZTUKA //teenlock
FanfictionSherlock jest nastolatkiem, który "lubi" pakować się w kłopoty. Ponadto przejawia zamiłowanie do nałogowego palenia tytoniu oraz rozwiązywania spraw natury kryminalnej. Przed końcem wakacji w jego licealnym życiu zachodzi wiele zmian - najlepszy prz...