Słońce zdążyło nieco opaść gdy chłopak o ciemnej burzy loków postanowił wrócić do domu.
Wrzesień nie należał do jego ulubionych pór roku, ponieważ noszenie płaszcza w takiej pogodzie było co najmniej cyniczne. Niby nie było za ciepło, ale zimno też nie było. W sam raz na grubszą bluzę.
A Sherlock lubił nosić płaszcz. Sherlock lubił także wiele innych rzeczy, których nie robił z różnych względów. Nie dedukował na głos przypadkowych ludzi, nie robił eksperymentów w maminej kuchni (przynajmniej nie zawsze, od tego miał garaż) powstrzymywał się od kłótni z matką i od ciągłego przebywania z Watsonem co szczerze mówiąc najgorzej mu wychodziło.
Od rana płynęło w nim dziwne uczucie niepokoju. Sam nie był w stanie określić z jakiego powodu. Może to przez ostatnie zdarzenia które bombardowały go z każdej strony nowymi emocjami.
Tak bardzo nie chciało mu się wracać do domu, tym bardziej że Euros zdążyła nastraszyć go poważną rozmową. Włóczył się więc jak najdłużej; przy okazji karmił swojego przyszłego raka płuc wypalając pół paczki na raz.
W końcu stanął przed drzwiami do domu biorąc głębszy wdech. Wtedy spostrzegł, że przed domem stoi kilka aut.
W tym samochód pani Hudson.
***
W mieszkaniu było przeraźliwie zimno. Molly miała ochotę wygarnąć zarządowi brak ogrzewania. Chyba nie zdążyli pogodzić się z tegorocznym chłodnym wrześniem.
Przytuptała jednak do kuchni, wypiła herbatę i wbrew sobie pozmywała naczynia. Po wstępnym zajęciu się kuchnią postanowiła w końcu wyjść z tego zimnego i pustego mieszkania. Jim chciał sobie z nią wszystko wytłumaczyć.
Założyła ogrzewane getry, puchaty i duży golf, który z racji jej niskiego wzrostu mógł pełnić rolę tuniki, a na koniec związała szarawe włosy w koka. Podczas poszukiwań płaszcza zawiesiła wzrok na zdjęciu mamy i taty ze ślubu.
Piękna kobieta ubrana w białą, zwiewną sukienkę za kolano trzymała pod ręką niepewnie uśmiechniętego młodzieńca. Gdy Molly była mała nie rozumiała czemu ojciec tak niepewnie się uśmiecha. Ale dziś już wiedziała.
Nie uśmiechał się niepewnie z powodu swojej niepewności do tegoż ślubu. Molly znała ten uśmiech. To świat był niepewny. To jaka czeka ich przyszłość i co przyniesie los.
Obawy Hoopera były słuszne. Los, Bóg czy cokolwiek innego zabrało mu piękną żonę.
– Cholera – syknęła gdy podczas zakładania czerwonego odzienia spojrzała na datę w telefonie.
Dokładnie za miesiąc były urodziny Lily Hooper. Gdyby żyła, świętowaliby jej czterdziestkę w małym domku na obrzeżach miasta. W tym domku który został sprzedany po śmierci Lily.
Usiadła w korytarzu nie zdejmując nawet butów i schowała twarz w dłoniach zasłaniając się kościstymi kolanami. Tego było za dużo. Długo mogła udawać, że jej to nie rusza, że się pogodziła ze swoim marnym żywotem, ale nie można wypierać tego w nieskończoność.
Tak bardzo chciałaby żeby ktoś ją przytulił i powiedział "hej, jestem", ale to ona przecież była taką osobą. Ludzie lubili ją bo słuchała i nie narzekała. Nigdy. Zacisnęła drobne dłonie w pięści i szepnęła cicho gdy łzy popłynęły jej z oczu:
– Nie zasłużyłam na to... nie zasłużyłam na takie gówno.
***
Już po przekroczeniu progu uderzył go zapach pieczonego mięsa i hałas. Hałas tak bardzo charakterystyczny dla rodzinnych Holmesów.
W przejściu przetoczyło się jakieś dziecko, chyba chłopiec, ale miał ledwo dwa latka i trudno było powiedzieć. Prawdopodobny chłopiec wyciągnął ręce w stronę Redbearda, który przybiegł przywitać właściciela.
![](https://img.wattpad.com/cover/137741168-288-k426890.jpg)
CZYTASZ
SZTUKA //teenlock
FanficSherlock jest nastolatkiem, który "lubi" pakować się w kłopoty. Ponadto przejawia zamiłowanie do nałogowego palenia tytoniu oraz rozwiązywania spraw natury kryminalnej. Przed końcem wakacji w jego licealnym życiu zachodzi wiele zmian - najlepszy prz...