xv → sunflower

88 8 10
                                    

━━━━━ 🎨 ━━━━━ 

Choć Alex nie miała za bardzo ochoty, czy też sił, dała się wyciągnąć Louisowi na wieczorny spacer po mieście. Choć było zimno i praktycznie zaraz miał spaść śnieg, to miasto w dalszym ciągu żyło swoim życiem i wyglądało wręcz przepięknie. Księżyc odbijał się w Tamizie, a ludzie, którzy powoli szykowali się do świąt, ozdabiali swoje sklepiki najprzeróżniejszymi pierdółkami, takimi jak światełka, bombki, czy nawet małe choineczki, choć na te ostatnie było jeszcze sporo czasu. Blondynka była zachwycona tym wszystkim i u boku szatyna podziwiała piękno małych uliczek, ale także tych dużych ulic, starając się z tego wszystkiego jak najwięcej zapamiętać. A szatyn z kolei cieszył się, że na jej twarzy widniał uśmiech. Co jakiś czas czuł też, jak z podekscytowania blondynka ściska jego dłoń, choć nie było to dla niego niczym poważnym. Traktował to raczej jako przyjemne mrowienie, które czasem zamieniało się w dreszcz, biegający w górę i w dół po jego kręgosłupie.

– Widzisz? Mówiłem, że ci się spodoba. A chciałaś zostać w domu i się nudzić przed telewizorem. Trochę więcej wiary w moją osobę – zaśmiał się, poprawiając jej szalik, aby nie zmarzła. Posłał jej uśmiech i przy okazji czule ucałował w czoło, aby na samym końcu nasunąć na nie czapkę z pomponem. 

– No, dobrze już dobrze. Daruj mi moje występki – zaśmiała się, przy okazji czując jak jej policzki czerwienieją i wcale nie była to zasługa niskiej temperatury. – Dziękuje, że mnie tu zabrałeś. Jest cudownie. 

– Czuć magię świąt, co? – zagadnął, pozwalając aby wzięła go pod ramię. Zanim wyszli z domu prosił ją parokrotnie, aby zabrała rękawiczki, a i tak w końcu skończyło się na tym, że wsunął je do kieszeni swojego płaszcza, aby dać jej je, gdy zimno zacznie jej dokuczać.

– Tak – pokiwała żwawo głową, niekiedy otwierając usta ze zdziwienia, przez co wydostawały się z nich obłoki pary. – Ale jeszcze trochę do tego. Nie przesadzajmy.

– Ja tam lubię święta – stwierdził, wzruszając ramionami. Po cichu marzył o tym, aby spędzić je razem z blondynką. 

– Ja też, ale na razie czekają nas egzaminy - zauważyła z uniesionymi brwiami. – Muszę się zacząć uczyć.

– I tak dobrze ci pójdzie – puścił jej oczko, po czym zachichotał. Alex przewróciła oczami, ale w duchu znów się zarumieniła. Bardzo doceniała to, że tak w nią wierzył i trzymał za nią kciuki na każdym możliwym kroku. Ona starała się dotrzymywać mu kroku, choć był starszy i doskonale obyty z uczelnią i egzaminami na semestr. 

– Mam taką nadzieje – westchnęła w końcu, po czym zatrzymała się dokładnie tam, gdzie szatyn poprosił. Chciała już kontynuować temat tego, co musi jeszcze zrobić bądź tego co ją czeka, ale zamiast to zrobić, powędrowała wzrokiem za Louisem. Czy tego chciała czy nie, musiała przyznać, że bardzo dobrze wyglądał w ciemnym płaszczu i szarym szaliku. W każdym razie na pewno bardzo dobitnie działał jej na wyobraźnię. 

Louis zauważył z daleka pewną kobietę, która razem z córką sprzedawała bukiety kwiatów. Choć było zimno i rośliny z łatwością mogły tego nie przetrwać, to jednak kobiety dbały o to, aby wszystko było w jak najlepszym porządku. Szatyn wybrał słoneczniki i zapłacił za nie, po czym posłał kobietom uśmiechy i wrócił do blondynki. 

– Proszę, to dla ciebie – wręczył jej bukiet, po czym musnął przelotnie jej usta swoimi. Miał nadzieje, że jej się spodoba, choć nie był pewien czy do końca trafił z gatunkiem kwiatów. Uśmiech na twarzy dziewczyny jednak uświadomił mu to, że słoneczniki były strzałem w dziesiątkę i gdy ruszyli już z powrotem przed siebie, zerkał na nią od czasu do czasu.

– Louis, są naprawdę przepiękne – przyznała w końcu, zaciskając palce na łodygach kwiatów. – Dziękuje – dodała, wtulając się w niego.

– Nie ma za co, powinienem był ci kupić ich o wiele więcej, ale akurat zabrałem ostatni bukiet słoneczników – założył jej kosmyk włosów za ucho. Blondynka zachichotała pod nosem, po czym z powrotem splotła ich dłonie ze sobą. Nie mogła się napatrzeć na kwiaty i już zaczęła zastanawiać się nad tym, gdzie postawi wazon z nimi u siebie. 

– Nie musiałeś. Ale za ten naprawdę dziękuje. Nie spodziewałam się, że cokolwiek dzisiaj dostanę.

– I słusznie, bo taki był mój zamysł – uśmiechnął się szeroko. Blondynka zarumieniła się jeszcze bardziej i podgryzła wargę. Była taka szczęśliwa w jego towarzystwie. 

Po następnej krótkiej wymianie zdań, postanowili, że udadzą się do jakiejś knajpki na coś ciepłego. Szatyn nie chciał, aby Alex marzła bez potrzeby, a doskonale zdawał sobie sprawę, że marzy jej się ciepła herbata, czy gorąca czekolada. Poza tym sam miał ochotę na coś takiego, więc nie musiał przeznaczać dużo czasu na to, aby namówić blondynkę na wizytę w pobliskiej kawiarni. Akurat trafił im się wolny stolik przy oknie i mogli się cieszyć wspaniałym widokiem z napojami, dobrym towarzystwem, a także w cieple, z daleka od niskiej temperatury i wiatru.

━━━━━ 🎨 ━━━━━

ten rozdział jest słodziutki asdfd

sztuka • tomlinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz