Rozdział 2

1.5K 119 163
                                    


Z każdą kolejną misją ta pyskata franca, bo rozumiem, że literka F pochodzi właśnie od tego słowa, irytowała mnie coraz bardziej. Kiedy już myślałem, że nie mogę się bardziej zdenerwować, ona przekraczała granicę wyprowadzając mnie z równowagi. A przecież to ja jestem ten opanowany w tym duecie. F jest jak wulkan. Jeden zły ruch, jedno złe słowo i wybuchnie. Zaleje lawą wściekłości, pochłonie pyłem wulkanicznym nienawiści, zmiażdży bombą wulkaniczną brutalności. Istny żywioł. Jak huragan, zatracona w swym szaleństwie, zmiecie wszystko na swojej drodze niszcząc doszczętnie. Tylko w oku cyklonu jest spokojnie i bezpiecznie. Szkoda tylko, że nie umiem tam dotrzeć. Jeszcze. Postawiłem sobie za cel okiełznanie jej, ale zaczynałem wątpić, że to jest w ogóle możliwe. Nie da się okiełznać żywiołu.

Czekałem na nią pod drzwiami szefostwa już dwadzieścia minut. Spóźniała się. Znowu. Moja cierpliwość kiedyś się skończy, ale termin ciągle się przesuwa, bo dzięki niej nieprzerwanie ją ćwiczę. Dla dobra misji muszę hamować i siebie, i F. Westchnąłem. Jak długo mam jeszcze czekać? Skrzyżowałem ręce na piersi. Mogłem siedzieć w kawiarni i pić kawę, a nie stać tu oparty o ścianę jak kołek. W końcu zobaczyłem jak wychodzi zza rogu. Szła szybko, a jej kruczoczarny kucyk bujał się na boki w rytm jej kroków. Przydługa, zaczesana na bok grzywka zasłaniała prawie całe prawe oko. Figurę miała idealną, ale co z tego? Wygląd to nie wszystko, a jej charakter pozostawiał wiele do życzenia.

– Nie patrz tak na mnie. – Syknęła będąc już blisko.

– Bo co? Prawie zapuściłem tu korzenie – odparłem chłodno. – Nie będę więcej tolerował twoich spóźnień. Następnym razem wykonam misję sam i kasa przejdzie ci koło nosa. – Prychnęła. – Ja nie żartuję.

– Myślisz, że twoje groźby robią na mnie jakiekolwiek wrażenie?

– Groźby? Ja ci nie grożę. Ja cię informuję.

– Jakże szlachetnie z twojej strony. – Zadrwiła, a mi skoczyło ciśnienie.

– Nie wyprowadzisz mnie dzisiaj z równowagi.

– Jak tam sobie chcesz – odparła i machnęła na mnie ręką.

Machnęła na mnie ręką! Totalnie mnie zlewała. Aż się we mnie gotowało. Miałem ochotę ją rozszarpać. Czemu musi być taka... taka... Zacisnąłem dłonie w pięści i przymykając oczy zacząłem liczyć w myślach do dziesięciu, żeby się uspokoić.

– Skończyłeś już to swoje odliczanie? To nie zabawa w chowanego.

Natychmiast otworzyłem oczy. Już prawie mi się udało, ale musiała się odezwać. Zrobiła to specjalnie. Miałem wrażenie, że wyprowadzanie mnie z równowagi to jej nowe hobby. Wściekły spojrzałem jej w oczy. Dwie czarne perły ziejące ciemnością, która mogła pochłonąć bez reszty. Czasami, w zależności od światła, przebijał się przez nią czekoladowy brąz. Zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu, bo sprawiał, że jej oczy stawały się cieplejsze. To prawie tak, jakby miała uczucia.

– Igrasz z ogniem, F.

– Nie denerwuj się tak, bo ci żyłka pęknie – rzuciła jakby od niechcenia i weszła do szefostwa.

Uduszę ją. Przysięgam, że kiedyś ją uduszę. Wziąłem kilka głębszych wdechów i wszedłem za nią. Oberwało nam się za spóźnienie. Tylko jakim prawem mnie też? Bo jesteśmy partnerami? Nie będę za nią obrywał, bo to nie ja się spóźniłem. Dostaliśmy wytyczne misji i wyszliśmy w pośpiechu. F szła dwa kroki przede mną najwyraźniej chcąc nadrobić stracony czas.

Nigdy więcej [zakończone ✓]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz