Rozdział 10

1K 80 101
                                    

Czekałem na nią na korytarzu. Nie chciałem podchodzić pod same drzwi szefostwa, żeby nie podsłuchiwać. Chociaż i tak co nieco usłyszałem. F wypadła z ich gabinetu jak torpeda ze szpilkami w zdrowej ręce, podczas gdy z drugiej kapała krew zostawiając za nią ciemnoczerwony ślad na podłodze. Była wściekła, a kiedy na mnie wpadła, zmierzyła mnie tylko morderczym wzrokiem i chciała minąć, ale złapałem ją za przedramię.

– Puść mnie – warknęła.

– Co ci powiedzieli? Co z twoją ręką? – Zapytałem i przyjrzałem się jej zakrwawionej dłoni z wystającymi kawałkami szkła. Niektóre były wbite dość głęboko.

– Teraz nagle cię obchodzę? Pierdol się! – Wyrwała rękę z mojego uścisku i ruszyła dalej korytarzem.

Jak to „teraz"? Jak to „nagle"? Gdyby tylko wiedziała od jak dawna mnie obchodzi, od jak dawna siedzi mi w głowie. Gdyby tylko wiedziała jak na mnie działa...

– F! Zaczekaj! – Ruszyłem za nią, ale przyspieszyła. – Zazdrośnico!

Nie odwróciła się ani razu. W końcu znikła mi z oczu. Nie wiedziałem nawet czy mnie słyszała i specjalnie ignorowała, czy po prostu była za daleko. Westchnąłem. Po części czułem się winny całej sytuacji, ale przecież to ona zaczęła tą swoją grę. Miałem się tak po prostu poddać? Uśmiechnąłem się przypominając sobie jej minę, gdy poprosiłem Tanyę do tańca. Bezcenna. Tą rundę wygrałem ja. Chociaż to, co stało się potem... Miałem przeczucie, że i tak było nieuniknione. Gdybym olał tą dziewczynę, ona prędzej czy później zaczepiłaby F i skończyłoby się tak samo. Jednak patrzenie na F kipiącą z zazdrości zdecydowanie zaliczam do przyjemniejszych zajęć. Nawet pomimo konieczności znoszenia bliskości tej natrętnej laski. Muszę przyznać, że byłem bliski odepchnięcia jej, bo im bliżej była, tym bardziej mnie irytowała, ale czego się nie robi dla wygranej.

Niedługo potem dowiedziałem się, że F została zawieszona i będę zmuszony wykonywać solowe misje do czasu jej powrotu. Nie byłem zadowolony z tego powodu, bo praca z nią jest o wiele... ciekawsza. No cóż, będę to musiał jakoś przeżyć.

Wzywali mnie często, o wiele częściej niż kiedy pracowałem z F. Spora część agentów wzięła urlop i zajmowałem się misjami nie tylko dla agentów specjalnych, ale też jakimiś pierdołami. Nie miałem czasu porządnie się wyspać, więc gdy w końcu wracałem do domu, padałem na łóżko wykończony nie zaprzątając sobie głowy zdejmowaniem kombinezonu. Któregoś razu przebudziłem się w środku nocy, bo poczułem jak materac ugina się pod czyimś ciężarem. Sięgnąłem ręką po broń, którą zostawiłem na szafce przy łóżku. Wycelowałem w zbliżającą się do mnie postać. Zanim jednak zdecydowałem się oddać strzał, intruz wytrącił mi broń z ręki i wykręcił ją za moją głowę siadając na mnie. Usłyszałem śmiech. Zaraz, przecież ja znam ten głos. Wolną ręką sięgnąłem do lampki nocnej i ją włączyłem. Zmrużyłem na moment oczy zasłaniając je dłonią przed oślepiającym światłem. Gdy w końcu je odsłoniłem, prawie udławiłem się śliną, moje serce oszalało, a w brzuchu motyle postanowiły zrobić sobie imprezę. Nade mną pochylała się F nadal trzymając mnie za nadgarstek. W dodatku była w samej bieliźnie.

– F-F? – Wykrztusiłem.

– Słodki jesteś taki zaspany – odparła z uśmiechem przerzucając rozpuszczone włosy na jedną stronę.

– C-co ty tu...? Jak ty tu...? Skąd wiesz...? – Dukałem z trudem łapiąc oddech.

– Do schrupania – uśmiechnęła się przybliżając swoją twarz do mojej. – Ale jesteś spięty, K – zamruczała mi do ucha muskając ustami jego płatek. – Zaraz coś na to poradzimy. – Złożyła pocałunek na mojej szyi i zaczęła sunąć dłonią od mojego nadgarstka w kierunku ramienia.

Nigdy więcej [zakończone ✓]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz