17

46 6 3
                                    

Wigilia Bożego Narodzenia od samego poranka była dniem, którego Niall nie zapomni do końca życia. Obudził go rozgardiasz panujący na dole, a chłopak w pierwszej chwili pomyślał, że ktoś włamał się do domu. Zmrużył oczy, gdy zostały zaatakowane przez promienie słońca. Wywnioskował, że musiało być już późno, skoro na niebie było widać słońce. Włamanie odpadało, bo kto włamywał by się w biały dzień, szczególnie w dzień, w którym każdy z sąsiadów miał wolne i był w domu?

Przetarł twarz dłonią, postanawiając się ubrać. Wstał z łóżka, które po sobie zaścielił. Przeciągnął się, by po chwili ubrać się w czarne jeans'y i biały T-Shirt z krótkimi, czarnymi rękawami. Wyszedł na korytarz i omal nie dostał zawału, gdy przed nim przebiegły dwie małe osóbki śmiejąc się na głos. Dzieci miały rączki umazane czerwoną i zieloną farbą.

Skierował się do łazienki, w której umył zęby i załatwił podstawowe czynności. Gdy skończył wyszedł i skierował się na dół. To, co tam zobaczył sprawiło, że poczuł się niezręcznie.

W salonie roiło się od ludzi i walizek, a przedpokój wyglądał, jakby ktoś wziął w rękę Deichmann'a i rozsypał go. Morze butów zwiastowało morze ludzi, przebywających teraz w salonie. Gwar jaki panował w domu był ogromny, jednak nikomu nie zdawało się to przeszkadzać.

- Matko, ale się ich najechało w tym roku. Hej Ni - blondyn lekko podskoczył, słysząc za sobą Zayn'a. Odwrócił się w jego stronę z zagadkowym wyrazem twarzy. - Mama co roku zaprasza do nas rodzinę. Nie było ich nigdy aż tylu, ale chociaż będzie wesoło. Choć, przedstawię Cię. - powiedział i objął go ramieniem. Niall nie miał czasu na protesty, ponieważ po kilku sekundach byli już w salonie. Wszystkie oczy skierowały się na nich i Horan poczuł ogarniający go stres. Stał jak sparaliżowany nie mogąc wydać z siebie głosu.

- Cześć rodzinko, chciałem wam przedst..  - zaczął brunet, jednak przerwała mu starsza kobieta.

- Oh, ty pewnie jesteś Niall! Choć do mnie słońce, Trisha dużo o Tobie opowiadała. Jestem Jean, babcia Zayn'a. Mów mi babciu, albo żyleta, inaczej nie będę reagować - kobieta w zaskakującym jak na swój wiek tempie znalazła się przy nich zgarniając Irlandczyka do uścisku. Nie potrafił się przy niej nie uśmiechać, kobieta rozsiewała wokół siebie aurę dobroci i ciepła.

- Jean, zostaw go, biedak się wystraszy i ucieknie - z fotela wstał mężczyzna i z uśmiechem podszedł do nich. Jean udając oburzenie puściła Niall'a, uprzednio jeszcze łapiąc jego policzki między palce. Chłopak uśmiechał się szeroko przez to wszystko, co miało miejsce. - Jestem Borhan, kuzyn Zayn'a. - wyciągnął rękę w stronę Irlandczyka i cholera, czy oni wszyscy muszą tak dobrze wyglądać? Chłopak ścisnął jego dłoń i lekko nią potrząsnął. Borhan spojrzał w jego oczy i można było dostrzec w tych jego jakiś błysk.

- Super, może my z Niall'em pomożemy Ci w kuchni? Albo masz jakiś pomysł jak możemy pomóc? - Zayn stanął obok nich, posyłając ostrzegawcze spojrzenie w stronę swojego kuzyna. Ten zaśmiał się tylko, ale wrócił na swój fotel. Trisha chwilę zastanowiła się nad odpowiedzią.

- Zasadniczo moglibyście pójść po choinkę. Zaraz dam wam pieniądze - zniknęła na schodach, po chwili wracając z portfelem, z którego wyjęła banknoty. Podała je synowi, który wraz z przyjacielem ubierał w przedpokoju buty. Chłopcy wyszli na zewnątrz, a mroźne powietrze uderzyło w ich twarze. Gdy odeszli spory kawałek od domu mulat zatrzymał się, zmuszając do tego również Niall'a.

- Zayn? Dlaczego stoimy? - zapytał zdezorientowany - Co się stało? - zapytał widząc minę bruneta. Położył dłoń na jego policzku.

- Po prostu.. Uważaj na niego, Niall. To typowy bad boy, w jego życiu nie ma miejsca na uczucia. Widziałem, jak pożerał Cię wzrokiem, nie chciałbym, żeby Cię skrzywdził - wymamrotał Malik patrząc na swoje buty. Niall przygryzł wargę, by się nie roześmiać, bo zazdrosny, mamroczący Zayn na pewno był uroczy.

- Pogadamy o tym w domu, w porządku? Choć po to drzewko, za chwilę zamarznę - blondyn pociągnął go w stronę przystanku. Brunet uśmiechnął się lekko, patrząc na ich splecione dłonie. Po jego ciele co rusz przechodziły dreszcze, a ciepło rozlegało się w klatce piersiowej. Czuł czyste szczęście.

Kilka godzin później obaj chłopcy byli spoceni i dyszeli jak szaleni. Nie spodziewali się, że ten dzień potoczy się w ten sposób.

- Mocniej Zayn! - stęknął Niall, czując, jak jego mięśnie drżą.

- Ugh, staram się! - odpowiedział wyższy, napinając się jak najbardziej, by ulżyć drugiemu.

- Długo nie wytrzymam Zee!

- Boże, wnosicie choinkę a można by pomyśleć, że się pieprzycie.

- Daniaal, za chwilę Ci przyłożę!

Od godziny siłowali się z wielkim drzewkiem, które w ich ocenie ważyło tonę. Z każdą sekundą byli coraz bardziej zmęczeni, a Daniaal, Haider i Borhan mieli z nich niezły ubaw. Co jak co, ale jego kuzyni w ocenie blondyna byli małymi, złośliwymi karakanami, które szczały do zupy.

Po kolejnych dziesięciu minutach drzewko dumnie stało w salonie, a wokoło niego zebrały się wszystkie dzieci. Z ogromnych pudel wyjmowały ozdoby, by po chwili wieszać je na gałązkach.

Trisha zagoniła nastolatków na górę, by mogli wziąć prysznic i przygotować się do kolacji. W końcu, po kilku godzinach zasiedli do stołu.

Niall w życiu nie widział tylu ludzi i tylu potraw jednocześnie. Wszyscy wujkowie, ciotki i kuzynostwo śmiali się i cieszyli sobą. On sam siedział obok Zayn'a, który co rusz zagadywał go i sprawdzał, czy czuje się komfortowo. Ale kto nie czułby się komfortowo w domu?

Po kolacji przyszedł czas na prezenty. Nastolatkowie oznajmili, że pójdą na górę, a Trisha i Yaser zrozumieli, że Niall nie czułby się dobrze z faktem, że nic dla nich nie ma. Nie byli na niego źli, uściskali ich życząc im dobrej nocy. Oboje poszli do pokoju Mulata.

- Niall? - zaczął chłopak, gdy zamknęli za sobą drzwi. - Chciałbym Ci coś dać. Nie chciałem robić tego przy wszystkich - powiedział wyjmując małe pudełko, owinięte w ozdobny papier.

- W sumie ja też coś dla Ciebie mam - zza pleców Irlandczyk wyjął małą torebkę i podał ją zdziwionemu mulatowi.

- Nie musiałeś, wiesz o tym?

- Ty też nie, a jednak coś mi sprezentowałeś - wzruszył ramionami niższy.

Oboje usiedli na łóżku bruneta. Zayn rozpakował prezent, w którym znajdowały się dwa bilety na wystawę sztuki jego ulubionego, współczesnego malarza. Spojrzał zszokowany na blondyna.

- Wesołych Świąt Zee.

Niebieskooki rozerwał papier i nie potrafił uwierzyć w to, co zobaczył. Trzymał w dłoniach pudełko z nieśmiertelnikiem, na którym wygrawerowany był napis „Sunshine". Spojrzał ze łzami w oczach w czekoladowe tęczówki.

- Dziękuję. Piękny - wyszeptał ocierając łzę.

- Nie ma sprawy. Dla Ciebie wszystko - odparł brunet.

- W sumie.. Nie mówiłem o naszyjniku.

To, co stało się później było szybkie. Mulat pochylił się nad blondynem i łapiąc jego twarz w dłonie połączył ich usta. Po ciałach nastolatków przechodziły dreszcze, a gorąco wystąpiło na policzki. Całowali się czule, ale jednocześnie namiętnie. Oboje czekali na tę chwilę bardzo długo i czerpali z tego jak najwięcej potrafili. W końcu zabrakło im oddechu i oderwali się od siebie. Blondyn wtulił twarz w szyję Mulata.

- Przepraszam, musiałem - wyszeptał Zayn przytulając mniejsze ciało mocniej do siebie.

- Żaden prezent nie może równać się z tym, co dajesz mi każdego dnia.

***

Trochę świątecznego fluffu, nie mogłam się powstrzymać.

Sunshine (Ziall)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz