13. Koniec Love story.

5K 257 3
                                    

Pół roku później...

 
Bruno stał właśnie przy piecu, z którego buchał ogień i zamierzał wrzucić do środka dokumenty, które sfałszował na potrzeby przekazania majątku Soni. Wśród papierów trafił na list, list, który dostał od Aleški dawno temu. Postanowił wrzucić go w ogień, by pozwolić mu spłonąć. W zasadzie w ogóle już nie myślał o całej tej sytuacji, która się wydarzyła. Dla niego była to po prostu kłoda, która przeszkadzała w byciu szczęśliwym, w byciu szczęśliwym z Sonią. Aleška dla niego nie istniała.
Zatrzymał jednak list i wczytał się w pierwsze słowa, które napisała. Czytał, czytał i czytał. Linijka po linijce, słowo po słowie i nim doczytał do połowy, znał już zakończenie.
Usiadł, wpatrując się w kartkę i przypominał sobie wszystkie te zdarzenia, które miały miejsce, wszystko to, co się wydarzyło, było najprawdziwszą prawdą. Zdał sobie sprawę, że Sonia kłamała, a razem z nią jego przyjaciel, syn jego przybranego ojca, który dawno temu zabrał go do lepszego życia.
Nie zamierzał siedzieć bezczynnie.
Atak adrenaliny był tak potężny, że nie potrafił nad sobą zapanować. Gdzie jest Aleška? Co dalej? Jak się zachować?
Znów poczuł to silne uczucie tęsknoty i miłości, które miał w sobie do momentu wypadku. Wbiegł po schodach i wybiegł do salonu, gdzie odpoczywała Sonia. Wszystko miała zaplanowane.
Gdyby Bruno nie przypomniał sobie tego wieczora, następnego już by nie żył.

Złapał ją za włosy i rzucił nią o podłogę. Na białym, puchatym dywanie pojawiły się plamki krwi, które spływały z jej nosa. Była zaskoczona, bo miała pewność, że Bruno nie przypomni sobie i zostanie już tylko jeden krok do osiągnięcia celu.

- Przypomniałem sobie dziwko i zapewniam Cię, że żywa stąd nie wyjdziesz... ! - krzyknął i zaciągnął ją do piwnicy, gdzie ukrytą miał broń. Dopiero tego wieczora przypomniał sobie, gdzie ukrył ją rok temu.

- Nie, proszę! - nie wahał się. Nawet przez chwilę nie pomyślał o tym, że odbiera jej życie. Strzelił. Prosto w czoło, natychmiastowo ją zabijając.
Przypomniał sobie słowa przyjaciela, kłamliwe słowa przyjaciela, który strasznie go zawiódł i wiedział, że teraz on zapłaci za swoje czyny.

Poprad, następnego dnia...

- Ten facet się na Ciebie gapi... - powiedziała Sará odwracając głowę w stronę ściany.
Obie wiedziałyśmy kim był "ten facet". Właściciel dwóch kamienic w Popradzie, jednej w Bratysławie i właściciel kawiarni, w której właśnie siedziałyśmy. Cóż, nie wyglądał na miłego faceta, zwłaszcza że za sobą miał dwóch goryli, a ja miałam cholernego pecha, że zawsze trafiałam na gości tego pokroju.
Spojrzałam na niego szybkim ruchem, no i przypomniał mi się Bruno. Byli bardzo podobni, choć ten był nieco niższy. Miał łysą głowę, czarną brodę i kolczyk w brwi, a twarz jego przyozdabiały tatuaże. Na skroniach widniały jakieś litery, które z daleka ciężko było rozszyfrować, a szyję miał już kolorowo przyozdobioną jakimiś wyblakłymi freskami. Nie spuszczał ze mnie wzroku, czułam to i nie mogłam uwierzyć, że to znowu się dzieje, że historia jakby zaczyna się powtarzać tyle, że już z kimś innym u boku.

Siedziałyśmy tak, jak cnotki, które nie wiedzą, jak mają się zachować i próbowałyśmy jakoś odwrócić swoją uwagę od tego człowieka, ale na marne. Wiedziałam, że wpadłam mu w oko, a znając takich facetów, na pewno sobie nie odpuszczają.

- Zapłaćmy i idziemy... - wyszeptałam, zbierając się do wyjścia, ale facet widząc to, podszedł do stolika i powiedział:

- Panie już wychodzą? Chciałem zaprosić na kawę i ciasto... - uśmiechnął się. - Na koszt firmy oczywiście. - dodał, patrząc na nas obie na przemian.

- Może następnym razem, dzięki. - popędzałam Sarę, która nieco się guzdrała ze zbieraniem swoich rzeczy. Na szczęście dość szybko się uwinęła.

- Co to kurwa było? Widziałaś to? - zapytałam, niemal biegnąc po kolorowym chodniku zaraz przy Sarze.

- Widziałam, ale kawa za free i ciasto piechotą nie chodzi, a jakbyśmy z nim chwilę posiedziały, to na pewno nic by nam się nie stało...

- My?! Przecież on nie mógł oderwać ze mnie wzroku. Nie mam ochoty bawić się w związek z gangsterem po raz drugi, więc jak chcesz, to tam wróć i posiedź sobie, ale nie namawiaj mnie na to.

- Przecież z tamtym, to nawet w związku nie byłaś...

- Ale byłam zakochana i nie zamierzam więcej tutaj przychodzić, bo mogę zakochać się i w tym... - odparłam stanowczo.

Nie miałam zamiaru drugi raz pchać się w to samo gówno. Serce nie sługa, miłości nie uniknę, ale przynajmniej postaram się nie zakochać i unikać wszystkich typów spod ciemnej gwiazdy.
Mój plan był doskonały. Szkoda tylko, że sama się go nie trzymałam. Pomyślałam, że może czas już sobie kogoś znaleźć, może czas już z kimś być.

***

- Wiesz, że... Bruno znalazł już sobie kogoś... - powiedziała nagle Maryśka.

- Naprawdę? Kogo? - poczułam jakby uderzenie gorąca. To był właśnie cios zadany prosto w moje serce, ale zrozumiałam, bo sama już dawno go sobie odpuściłam.

- Nie wiem, ale całkiem ładna dziewczyna. Na razie tylko się spotykają, a co będzie dalej...

- Nie, Maryśka... Ja tak nie potrafię, rozumiesz? Nie mogę na to patrzeć. Ja wiem, mówiłam, że to już koniec, ale ja nie mogę mu pozwolić. Wracam do Polski, muszę go odzyskać.

Moje uczucia były tak poplątane, że sama nie potrafiłam ich ogarnąć, ale wiedziałam na pewno, że jednak w głębi coś do niego czuję i chcę go odzyskać.
Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i wsiadłam do auta. Obiecałam rodzicom, że wrócę za tydzień, z nim czy bez niego, i tak wrócę.

Po przyjeździe zatrzymałam się u Maryśki. Chciałam załatwić to jak najszybciej, dlatego już następnego dnia rano udałam się do jego restauracji.
Weszłam do środka i jak zwykle minęłam multum gości, a przy ladzie stały już zupełnie obce, nowe kelnerki. Przypomniały mi się dawne czasy, za którymi tęskniłam. Te czasy, kiedy wszystkie byłyśmy razem, te czasy, kiedy Ja i Bruno wspólnie ulepszaliśmy lokal. Naprawdę mi tego brakowało.

Podeszłam do blondynki, która wycierała szklanki i zapytałam, gdzie znajdę szefa.

- A Pani w jakiej sprawie? - zapytała nieco podejrzliwie.

- Osobistej, gdzie go znajdę?

- Szefa nie ma dziś w pracy, będzie jutro... - odparła jakby chamsko.

Wyszłam i pojechałam do sklepu z częściami samochodowymi, gdzie zapewne był, ale i tam na próżno było go szukać. Chciałam z nim porozmawiać i wyjaśnić z nim to, co niewyjaśnione dlatego udałam się do jego domu. Nie miałam pojęcia, jak mieszkał, bo nigdy u niego nie byłam, ale znałam adres, który kiedyś mi podał. Cóż, dom miał piękny i ogromny. Szklane drzwi wejściowe, najnowszy styl i w ogóle wszystko tam było piękne, ale nie miałam czasu się na to przyglądać. Weszłam po schodach i zadzwoniłam dzwonkiem.
Po dosłownie kilku sekundach wyszedł i otworzył w samych spodniach z kubkiem kawy w ręku:

- A co ty tu robisz? Myślałem, że mieszkasz w Popradzie. - powiedział zaskoczony.

- Bo mieszkam, ale przyjechałam, żeby pogadać z Tobą, o tym wszystkim.

- A to możesz już wracać, bo ja nie chcę o tym rozmawiać. Zostawiłaś mnie wtedy, kiedy Cię potrzebowałem i to wiesz dlaczego, bo Sonia zabrałaby mi wszystko, co mam, nigdy Ci tego nie wybaczę. Niby się przyjaźniliśmy, niby się kochaliśmy, a tu taka akcja.

- Napisałam Ci w liście...

- Tą kartką to sobie można dupę podetrzeć i ty dobrze o tym wiesz... Sonia chciała mnie zabić, rozumiesz? A ja nawet się tego nie domyślałem, bo ty wyjechałaś i wysłałaś mi kawałek kartki. Proszę Cię, wiem, że sama uważasz to za głupotę i słusznie... Doceniam wysiłek, doceniam, że przy mnie siedziałaś, ale to koniec naszej love story. Daj sobie spokój i nie zawracaj sobie tym więcej głowy... - zamknął drzwi i wszedł do domu, a ja nadal tam stałam. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam, ale nastawiałam się na to. Teraz już miałam pewność, że Bruno jest rozdziałem zamkniętym
  

ʀᴇɢᴜʟᴀʀ ᴅᴇɢᴜʟᴀʀ / ZAKOŃCZONE ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz