22: Próba.

4.2K 192 0
                                    


       - Nie wiem jak do tego doszło. - oparłam się rękoma o blat wysepki. - No dobra, może kilka razy się nie zabezpieczyliśmy, ale Vadim obiecał, że będzie ostrożny i kontrolowaliśmy to...

  - Myślisz, że Vad... - spojrzała na mnie podejrzliwie. - Będzie chciał żebyś usunęła?

- Nie wiem, ale szczerze mówiąc ja też nie mam pojęcia co zrobić. Dzisiaj matka dała mi wykład na temat swoich podejrzeń co do Vada, a teraz okazuje się, że mogę być w ciąży i to z nim. Wiesz jaka będzie afera? - zapytałam bezradnie. Nie byłam ani załamana ani szczęśliwa, chyba nie chciałam w to uwierzyć.

   Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Bałam się reakcji Vada, reakcji rodziców i tego co będzie dalej. Vadim chciał mieć dzieci, ale to jednak jeszcze za wcześnie. Nie wiedziałam jak zareaguje, gdy się dowie. Czy się ucieszy, czy może będzie załamany, jedna wielka niewiadoma.

O czwartej nad ranem, nie wytrzymałam i do niego zadzwoniłam. Słysząc sygnał, rozpłakałam się. Bardzo się bałam, porodu, ciąży i tego dziecka:

- Co tam kochanie? Coś się dzieje? - zapytał zaspany.

- Nie, nic się złego nie dzieje...

- Skarbie, mówiłem Ci żebyś dzwoniła w nagłych wypadkach, bo z każdą sekundą rozmowy psy mają większą szansę na sprawdzenie lokalizacji.

- Wiesz... Była dzisiaj Sará i myślała, że jest w ciąży i bała się zrobić test więc ja zrobiłam go z nią... - wydukałam na szybko nie biorąc nawet tchu. 

- I co? Jest w ciąży? - zapytał jakby bezinteresownie.

- Nie.

- No to po co mi o tym mówisz?

  Wybuchłam płaczem:

- Bo to na moim teście wyszły dwie kreski!

  Vad na chwilę zamilkł i słuchał mojego płaczu. Nie wiedział co ma powiedzieć i był w szoku tak jak zresztą ja:

- Naprawdę? - zaśmiał się. - Nie żartujesz?

- Zrobiłam dwa testy i dwa wyszły pozytywne, nie wiem co mam dalej robić...

- Jak to co?  Idź do lekarza. - odparł pewnie. - Wracam dzisiaj do domu w takim razie. Zaraz się spakuje i wyjeżdżam.

  Cieszyłam się, że zdecydował wrócić wcześniej. Myślę, że oboje byliśmy w ciężkim szoku i musieliśmy jakoś razem w to uwierzyć, zobaczyć i usłyszeć. Zamartwiałam się tym co powie, tym co powiedzą rodzice. Matka nienawidziła Vadima i najchętniej odcięła by nas od siebie, a teraz miała dowiedzieć się o wnuku albo wnuczce. To było okropne.

   Zasnęłam dopiero po rozmowie z ukochanym. Nieco spokojniejsza i w miare zorientowana, mogłam odpocząć od przytłaczających emocji. Czułam się dość dziwnie wiedząc, że w środku mnie rośnie mały człowiek, który za jakiś czas będzie członkiem rodziny. Nauczy się mówić, pisać i uśmiechać. To mnie nawet rozczulało, ale wtedy myślałam tylko o sobie, o pieniądzach, karierze i związku, a nie o babraniu się w pieluchach. Może i byłam egoistką, ale jeszcze wtedy nie miałam pojęcia jak to jest być matką.

  
  Obudziłam się po dwunastej. Nie mogłam doczekać się powrotu Vadima, więc zajęłam się dokładnym porządkowaniem domu. Miałam nadzieję, że czas zleci szybciej.  Umyłam podłogi, naczynia, pościerałam kurze i przygotowałam mu obiad. Miał być w domu o dwudziestej trzeciej więc postanowiłam na niego poczekać. W międzyczasie umówiłam się na wizytę u lekarza i dużo myślałam.

  Mama dzwoniła od ósmej, ale ja nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Tak bardzo bałam się, że mogłaby coś podejrzewać, że zaczęłam jej unikać. Nie chciałam jej mówić, nie chciałam by się załamała.

    Siedziałam przed telewizorem i wpatrywałam się tempo w program, gdy rozległ się trzask drzwi. Nie odwracałam się, nie miałam ochoty.

  - Już jestem. - wszedł do środka i podszedł do mnie. - Co się dzieje?

- Nic się nie dzieje...

- Myślałem, że będziesz się cieszyć. - odparł ściągając marynarkę.

- Chciałabym, ale... Jak do tego doszło? Jak to się stało? Mieliśmy uważać... - spojrzałam  mu w oczy. Vadim złapał mnie za dłoń:

- Ja się cieszę, wiesz? Bardzo się cieszę. - dodał subtelnym głosem, który napawał mnie spokojem. Jeśli on się cieszył, to ja też powinnam, ale to było chyba zbyt skomplikowane.

   Zjedliśmy późną kolację i położyliśmy się do łóżka. Nie spaliśmy, emocje były zbyt duże. Po prostu leżeliśmy w ciszy, rozmyślając o tym co nas czeka.

- Myślisz, że to chłopiec? - zapytał nagle po cichu.

- Nie wiem, a chciałbyś? - uniosłam głowę.

- Chciałbym żeby mnie kiedyś zastąpił. - zaśmiał się. - Żeby był silny i pewny siebie.

Chwilę podumałam:

- Myślisz, że będziemy dobrymi rodzicami?

- Oczywiście, najlepszymi. - zaśmiał się.

      Poczułam się nieco lepiej, bo jego słowa dodawały mi otuchy. Może nasze wspólne życie miało zacząć się dopiero teraz? Może wcześniej tak naprawdę nic nas nie łączyło, a to dziecko miało nas razem związać ze sobą na zawsze?

   Przez tydzień siedzieliśmy jak na szpilkach. Wizyta u lekarza okazała się bardziej szokująca niż sobie wyobrażaliśmy.  Okazało się, że byłam już w trzecim miesiącu i sam lekarz dziwił się, że nie miałam żadnych objawów sugerujących ciążę. Z dzieckiem było wszystko dobrze. Malutka, żywa fasolka przypominająca człowieczka, pływała po moim brzuchu i chyba czuła się tam dobrze. Vad był wzruszony i szczęśliwy, a ja? A ja nadal nie mogłam w to uwierzyć. Słuchałam szybkiego bicia serca i zaczynałam rozumieć, co się właśnie dzieje. Musiałam jednak się z tym oswoić, potrzebowałam chwili czasu. Wzięliśmy zdjęcia USG i wróciliśmy do domu.
Niepokoiła mnie jedna rzecz. Vad zachowywał się dość dziwnie, jakby coś ukrywał. Rozmawiając przez telefon, wychodził, szeptał i ciągle chował swój telefon, a zazwyczaj tego nie robił. Sądziłam, że jest coś na rzeczy, że mnie zdradza, dlatego nie czekałam. Usiadłam obok niego na kanapie i zapytałam co ukrywa:

- Wiesz... Nie chciałem o tym mówić, ale chyba musisz wiedzieć... - zrobił się całkiem poważny. - Pomagam mojej znajomej wyjść z gówna. - oznajmił.

- Jaką znajomą? Z jakiego gówna? - zmarszczyłam czoło.

- Prostytutkę, Tatianę. Ja wiem, że to jest dla ciebie coś nowego, ale ruska mafia chce ją zabić, a ja... A mi jej szkoda, rozumiesz? Obiecałem jej pomóc.

   Zamurowało mnie tak, że nie mogłam nic z siebie wydukać.

  - Jaką prostytutkę? O czym ty do mnie mówisz?

- Spotkaliśmy się rok temu, mój znajomy z Rosji prosił bym załatwił tych, którzy chcą załatwić ją. Tatiana samotnie wychowuje syna, a  jej alfons nie chciał pozwolić jej z  tym skończyć, dlatego teraz chce ją zabić, bo uciekła. - oznajmił.

- Ruska mafia? Ty sobie żartujesz? A co jeśli będą chcieli dopaść Ciebie, nas... Będziemy mieli dziecko, nie możemy tak ryzykować dla jakieś prostytutki... - odparłam egoistycznie.

- Ta "jakaś prostytutka" też ma dziecko, a jeśli zginie to, to dziecko zostanie samo, a na to nie mogę pozwolić. - wyjął telefon i pokazał mi jej zdjęcie. - Nam nie zrobią krzywdy, bo nie wiedzą gdzie mieszkam, kim jestem, ale ją mogą zabić.

  - A myślisz, że nie mogą się dowiedzieć? - podnosłam się z łóżka i stanęłam naprzeciwko niego. - Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. Wolisz ratować jakąś dziwkę niż zapewnić bezpieczeństwo nam?

- Kochanie...

- Odczep się... - przerwałam mu i wyszłam do sypialni.

ʀᴇɢᴜʟᴀʀ ᴅᴇɢᴜʟᴀʀ / ZAKOŃCZONE ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz