19: Morderca

4.3K 210 5
                                    

   - Cholera, ale mróz. Mogę się założyć, że będzie sypał śnieg... - powiedział tata, wchodząc do domu. Zacierał ręce, by je ogrzać po chwili siedzenia na dworze. Uparł się, że na wieczór będzie docinał drzewka przed zimną, by nie rozrosły się i nie wyglądały jak krzaki.

- Nie przesadzaj, mamy dopiero początek listopada... - odparła mama, podając obiad.

Vad siedział obok mnie i wcale nie wydawał się skrępowany. Jak na pierwsze, a może raczej drugie lub trzecie spotkanie z moimi rodzicami był dość luźny. Wcześniej rozmawiali tylko na temat mieszkania, a teraz miał okazję poznać ich w troszkę inny sposób.

- Gdybyś nie prowadził jutro do Stwoły, to z chęcią napiłbym się z Tobą koniaku. Mam taki świetny, prosto z Kanady. - tata usiadł przy stole naprzeciwko niego.

- Też mam kilka koniaków z Kanady m.in. WhiskyStorm, BrandWorm. - wymieniał.

- A wiesz co? Mam chyba nawet, którąś z nich... - wstał od stołu i zajrzał do barku, po czym wyjął szklaną butelkę z brązowym trunkiem i pokazał Vadimowi. - Ooo, widzisz? Naprawdę bardzo dobre.

- Uwielbiam BrandStorm, ma taką fajną goryczkę i posmak palonej kawy. - odparł zachwycony Vad.

- Można też wyczuć nutkę tego... - tata pstrykał palcami, próbując przypomnieć sobie nazwę pysznego, słodkiego smaku.

- Karmelu. - dokończył Vad z uśmiechem.

Obaj wymieniali się doświadczeniami smakowych alkoholi, a my z mamą bacznie się temu przyglądałyśmy. Nie mogłyśmy w to uwierzyć, bo ojciec był chyba najbardziej uprzedzony do Vada za jego ciemne interesy. Bardzo się cieszyłam, że złapali wspólny język i doskonale czuli się w swoim towarzystwie.

- Na długo jedziecie do Stwoły? - zapytała mama, obserwując Vada.

- Na weekend. Mam sporo pracy w kawiarni i sporo spraw w kamienicy więc na dłużej nie zostaniemy. Myślę, że po świętach pojedziemy jeszcze raz. Chciałbym, żebyśmy odcięli się na jakiś czas od miasta, a domek mojej babci, to miejsce wręcz stworzone do tego.

Nałożyła nam obiad i sama usiadła do konsumpcji, jednak nadal nie spuszczała wzroku łysola, który zajadał się obiadem:

- Bardzo się cieszę, że wyciągasz ją trochę z domu. Od momentu przyjazdu z Polski wychodziła czasami gdzieś z koleżanką, a tak to siedziała przed telewizorem... - odparła, spoglądając na mnie.

- Oj mamo. - warknęłam.

Zjedliśmy obiad i siedzieliśmy przy stole, ciągle rozmawiając. Po chwili jednak tata zabrał Vada do winniczki, by coś mu pokazać, a my sprzątałyśmy ze stołu, by nie zostawiać niczego na rano:

- Nie wiem dlaczego, ale on mi się nie podoba...

- Mamo, proszę. Vad jest naprawdę cudownym facetem. Dba o mnie, rozpieszcza mnie i wiele może tylko o takim marzyć.

- No nie wiem...

Byłam poirytowana jej postawą. Rozumiałam, że mogła go nie lubić, bo powód, ale ona nie miała żadnego. Vad niczym nie zawinił, nie zaliczył żadnej wpadki, a ona i tak go przekreśliła. Cieszyłam się, że mieliśmy za chwilę wyjeżdżać, bo musielibyśmy martwić się o dalszy rozwój wydarzeń.

- Fajny ten twój ojciec... - powiedział Vad odjeżdżając. Cieszyłam się, że był zadowolony z pierwszego spotkania, a na dodatek nie domyślał się, że matka go nie trawi, bo straciłby pewność siebie.

- Cieszę się, że go lubisz. - uśmiechnęłam się.

- Jak myślisz, spodobałem im się? Kurwa, byłem taki przejęty, ale na szczęście się opanowałem. - westchnął. - Widziałaś? Nawet nie drgnąłem. Tak dawno to robiłem, że zapomniałem jakie to uczucie.

ʀᴇɢᴜʟᴀʀ ᴅᴇɢᴜʟᴀʀ / ZAKOŃCZONE ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz