4

1.7K 106 15
                                    

Budzę się rano, Camili dłoń leży na moich plecach. Podnoszę się do przysiadu i widzę Matta leżącego obok dziewczyny. Wstaję i przez przypadek strącam wazon. Huk roznosi się po całym pokoju.

- Co ty robisz Lauren? - jej głos po przebudzeniu jest delikatny.

- Nic. - burczę.

- Daj, pomogę Ci. - odpowiada na wpół śpiąca.

- Nie trzeba, idź spać! - podnoszę głos a Camila unosi zdziwiona brwi.

Nie chcę być dla niej niemiła, ale ta zazdrość mnie wyniszcza, sprawia że nie mogę oddychać i nic nie ma dla mnie najmniejszego sensu. Kręcę się w kółko.

- Przepraszam, nie chciałam krzyknąć. - wzdycham widząc jej grymas.

- Pójdę po zmiotkę. - odpowiada i wychodzi.

Kiedy wraca ramiączko jej nocnej koszuli lekko opada. Ona jest perfekcyjna, wiem że jest humorzasta, drobnostkowa ale coś sprawia, że dla mnie zawsze będzie idealna.

Śniadanie to szwedzki stół, nakładam sobie stertę jedzenia i siadam obok Tyrone'a. Każdy z nas ma kaca i nie śpieszy nam się na rozmowy. Camila udaję śmiech, na żart któregoś z wujka. Siedzi na przeciwko mnie a jej dłoń układa się na dłoni jej męża.

- Tyron. - szepczę.

- Co? - odpowiada równie cicho.

- Zabierz mnie na randkę. Nie chcę być wiecznie wolna dla Camili. - mówię z uśmiechem.

To nie tak, że go nie lubię. Owszem, jest przystojny, mądry i ułożony, ale moja kondycja ciała nie pozwoli mi na bycie z nim kiedykolwiek. Poza tym ta dziewczyna na drugim końcu stołu sprawia, że jestem szalona i nikogo nie potrafię do siebie dopuścić. Myślę o Lucy, której odpowiadałam,  ale ona jest zbyt rozrywkowa, zbyt cyniczna i zbyt pewna siebie. Nasza znajomość polega na uprawianiu seksu w ramach rozrywki. 

- Co? - jego oczy błyszczą z humorem.

- Nie ważne. - wzdycham zażenowana.

- Nie to nie tak, po prostu jestem zdumiony. Wiesz, że mi się podobasz i wiem, że robisz to tylko, dlatego aby dopiec jej. - nie musi informować mnie o kim mówi.

- To nie jest tak, znaczy trochę mnie interesujesz. To by była tylko randka a i tak możemy spędzić czas czy coś. Może być fajnie. Nie chodzi o nią. - kłamię. Oczywiście, że chodzi o nią. Zawsze chodzi tylko o to. Wiem, że nie lubi Tyrona, dlatego chcę zrobić jej na złość.

- Świetnie! Ja-a coś wymyślę. - jąka się wycierając swoje usta w chusteczkę.

Kiedy zjadam zaczynam żegnać się z rodziną Camili. Przytulam Matta i ostatni raz mu gratuluję. Czekam na Ty'a ponieważ obiecał mnie odprowadzić. Dostrzegam go z daleka rozmawiającego z moją przyjaciółką. Podchodzę do nich i biorę pod rękę chłopaka.

- Już idziesz? - pyta Camila zerkając na nasze splecione ręce.

- Taa. - kiwam głową.

- Idziemy dziś na randkę i Lauren chce mieć czas, żeby się naszykować. - wtrąca się Tay przechwalając się.

Mogłabym go winić za to, że niepotrzebnie robi z tego wielką aferę, ale kiedy zerkam na zdenerwowaną twarz Camili, która straciła wszelkie kolory chciałabym rzec, że mu dziękuję.

- Och. - mówi cicho. - Przepraszam, muszę iść. Powodzenia. - udaję uśmiech i odchodzi.

Późnym popołudniem ubieram swoje czarne szpilki i jedząc chrupki czekam na Tyrona, który ma mnie za moment odebrać. Dzwonię do Camili, bo chciałabym się spytać o jutrzejsze popołudnie, które miałyśmy spędzić przed jej tygodniową wycieczką, ale nie odbiera. Przed przyjściem chłopaka szukam tanich ofert na bilet do Kanady, ale szczerze nie bardzo mam ochotę tam wracać, mimo że to jedyne rozwiązanie aby zwalczyć moje uczucia.

Spędzam miło czas i ciągle się śmieje, oglądamy horror w kinie i zjadamy sytą kolację. Chłopak prosi chociaż o buziaka w policzek, bo cudownie się sprawował, przewracam oczami na jego zuchwałość, ale spełniam jego zachciankę. Mówię mu, że nie mogę ofiarować mu niczego więcej oprócz przyjaźni, ale jego pewność siebie nie przyjmuje tego do wiadomości. Myślę o Camili tylko przez połowę wieczoru i to sprawia, że jest mi dużo lepiej. Tak powinno być, powinnam chodzić na randki i świetnie się bawić a nie zatracać w myślach o mojej niespełnionej miłości.

Następnego dnia budzę się i czytam kilka razy wiadomość od Camili, w której pisze, że niestety nie da rady spotkać się ze mną w południe. Mam ochotę coś rozwalić albo kopnąć, tak żebym nie musiała czuć w środku tej zazdrości. Nie odpisuje jej a to sprawia, że przez kolejny tydzień nie daje mi znaku życia.  Mój umysł wypełnia jej osoba. Pracuję od rana do wieczora chcąc się czymś zająć. Jestem sfrustrowana i zagubiona. Ciągle czegoś zapominam, gubię i bujam w obłokach. W dzień, w którym wiem, że kończy się wycieczka Camili, zasypiam na łóżku stwierdzając, że miłość jest, jak choroba, bo z dnia na dzień bez niej czuję się coraz lepiej.

Kolejny tydzień bez wiadomości od dziewczyny dobija mnie. Przez ten czas spotkałam się raz z Tyronem, ale rozmowa się nam się nie kleiła. Chciałam widzieć w jego zielonych oczach brązowe tęczówki. Chciałam, żeby był tak zabawny, jak ona. Chciałam, żeby powiedział, to co ona by powiedziała. Moje życie skupiło się na ciągłym konflikcie z samą sobą dotyczącym wewnętrznej rozterki.

Przeczytałam książkę, w której autor napisał, że często osoby, które są nieosiągalne dla nas stają się w naszej głowie wyidealizowane. Zastanawiałam się nad tym czy Camili taka właśnie jest. Przypomniałam sobie o jej dobrych uczynkach, wadach i zaletach. Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie, ponieważ nie widziałam w niej okropnych rzeczy.

***

Budzik rozbrzmiewa w całym pokoju po czym unoszę się do przysiadu. Nie jestem porannym ptaszkiem, dlatego odkładam go i korzystam z pięciu minut drzemki. Po prysznicu pędzę do pracy. Dzień mija powoli. Śliczna blondynka w windzie puszcza mi oczko a ja myślę czy mogłabym zastąpić jej brązowe, długie włosy. To doprowadza mnie do obłędu. Myślę o jej włosach do cholery.

Po pracy dzwoni mój telefon. Jestem zdziwiona widząc na nim Matta. Chłopak prosi o spotkanie w De La Perga więc po prostu się tam udaję i zamawiam kawę czekając na niego.
Po kilku minutach zza szyby widzę, jak parkuje samochód i idzie w moją stronę.

- Cześć Lauren. - całuje mnie w policzek i po zamówieniu kawy zerka prosto w moje oczy, jakby szukał odpowiedzi na nurtujące go pytania.

- Chciałeś się spotkać. - mówię mu dosypując cukru do filiżanki.

- Tak, słuchaj nie wiem, co się stało że się nie odzywacie, ale powinniście zacząć. Mogłabyś jutro przyjść na te urodziny Dinah. - mówi.

- Przecież my się nawet nie pokłociłyśmy. Po prostu myślałam, że świętujecie, czy coś. - informuję go.

- Proszę Cię Lauren. Ona jest taka zdruzgotana, nie wiem. Chodzi zdenerwowana a jak napomnę jej coś o tobie to zaczyna, wiesz jakby miała okres. - mówi a ja zaczynam się śmiać.

- Ma okres? Raczej jest przed. Rzuca wszystkim i płacze, jak spadnie jej coś na ziemię? - pytam z humorem.

- Nie, znaczy tak, ale tu chodzi o coś większego. Jest taka smutna i nie wiem myślę, że to przez Ciebie.

- Co? - moje serce tonie na sposób, który nie potrafię opisać. Jest smutna, czemu miałaby. Myślałam, że jest szczęśliwa.

- Nie odzywacie się. Mogłabyś po prostu przyjść na urodziny i powiedzieć jej, że wszystko w porządku? - pyta z nadzieją w oczach.

Chciałabym, żeby jej nie kochał, ale widzę to w jego oczach. Martwi się o nią i wiem, że przy nim jest bezpieczna.

- Mogłabym. - decyduję. Wizja zobaczenia jej wysyła mnie na skraj. - Tylko mam jeden warunek. - mówię mu.

- Jaki?

- Daj nam spędzić ze sobą trochę czasu. Nie pojawiaj się na każdym kroku. - mówię starając się nie brzmieć, jakbym chciała odbić mu żonę. Klepię się mentalnie w czoło, jak głupio to brzmiało, ale on nie wydaje się tym przejmować.

- Jasne, to zrozumiałe. - uśmiecha się. - Tyron przyjedzie, napije się z nim i nie będę w ogóle się do was zbliżać. - uśmiecha się.

- Jeszcze jedno. - odpowiadam a chłopak kiwa głową. - Postaw mi to ciasto. - wskazuje na reklamę a Matt śmieje się i kiwa głową z niedowierzaniem.

fascination camren pl (gp) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz