19

1.6K 105 23
                                        


Jeo okazał się moim dzieckiem w stu procentowej pewności, dlatego ruszyłam do Menchesteru i zażądałam od Camili przeniesienie się do Miami. Nie kryła się z obużeniem, ale w końcu zgodziła się. Matt dostał ode mnie papiery potwierdzające zgodność DNA osobiście. Nie krył się ze swoimi łzami, kiedy oznajmiłam mu, że nie musi tracić kontaktu z Joe, ale nie sądziłam, że opuści Camile ze względu na jej uczucie do mnie. Nie chciałam go skrzywdzić, ale jego smutny wyraz twarzy prześladuje mnie co jakiś czas w snach.

- Czy dostałaś pieniądze, które Ci wysłałam? - pytam a Camila przytakuje.

Pakuje do małej, podróżnej torby rzeczy Jeogo, kiedy ja stoję niezręcznie i wkładam ręce do kieszeniu bujając się na swoich stopach.

- Nie musisz ich wysyłać, radzę sobie. - odpowiada a ja wzdycham.

- Tak czy siak będe je wysyłać czy Ci się to podoba czy nie. Czy czek dotarł do Menchesteru? Czy twoja mama go zrealizowała? - pytam.

- On był od Ciebie? - pyta zszokowana.

- Nie tylko ode mnie. Wszyscy się złożyliśmy, nawet moja matka. Nie musiałaś płaszczyć się przed nim, wystarczyło poprosić o pomoc. Z resztą on sam zaoferował pomoc ze względu na Jeogo. Nawet się nie zastanawiał. Chyba nie chodziło tylko o pieniądze. Musiało Ci na nim zależeć. - wytykam jej, ale udaje, że tego nie słyszy.

- Dziękuję. - odpowiada cicho i zapina Joe'go w foteliku, gdy otwieram samochód. - Nie musiałaś tego robić, proszę wyślij mi kto się przyczynił do uzbierania tej kwoty. Zadzwonię i podziękuję osobiście, chociaż tyle mogę zrobić.

- Lucy. Lucy przede wszystkim. Zrobiła zbiórki w swojej pracy i kilku barach. Tyron pojechał do Kolumbi wyciągnąć pieniądze od swojego ojca. Dinah sprzedała swój samochód a reszta dziewczyn dołożyła, co mogła. Matt założył zbiórkę w pracy i sam wysłał coś od siebie.

- A ty? Jak mam ci podziękować? Nie musiałaś, nie powinnaś była.. - mówi nieśmiało zakładając kosmyk włosów za ucho. Nie musi wiedzieć, że sprzedałam ostatnią pamiątkę, jaka została mi po babci. Chcę, żeby operacja się udała a ona była szczęśliwa, niekoniecznie u mojego boku. To nie ma sensu, w moich oczach jest zniszczona. Zawsze myślałam, że jest idealna a ona nigdy taka nie była.

- Po prostu ciesz się, że może być leczona. Wrócę za dwa dni. Jedziemy do Luna Parku. Dozobeczenia. - żegnam się z nią sztywno i ruszam z chłopcem na wycieczkę.

- Widziałem na tablecie, jakie tam są zjeżdżalnie! - mówi entuzjastycznie.

- Wiem, wiem. Będziemy się super bawić, co? - uśmiecham się do niego.

- Czemu mamusia z nami nie jedzie? - pyta i rozgląda się po okolicy.

- Mamusia musi załatwić sprawy. - odpowiadam. To nie prawda, po prostu nie chcę być w jej towarzystwie, ale ta odpowiedź jast wystarczająca dla prawie trzy letniego dziecka.

Gdy dojeżdżamy Dinah i Lucy machają nam na przywitanie. Spędzamy dobrze czas i wracamy do mojego mieszkania. Jeo jest śpiący, dlatego myję go i rozkładam się z nim na kanapie. Bawię się z nim jeszcze chwile, ale on przytula mnie i zasypia na moich rękach. Chcę w jakiś sposób się poruszyć, ale przytulił się tak mocno, że ledwo mogę się przesunąć. Układam głowę na jednej z poduszek i całuję go w czoło.

- Kocham Cię. - mówię do niego, mimo że nie słyszy mnie. Zasypiam myśląc, że posiadanie dziecka jest najlepszym uczuciem, jakie w życiu doświadczyłam.

Z każdym dniem moja relecja z chłopcem przechodzi na coraz wyższy poziom. W dniu jego trzecich urodzin nie opuszcza mnie na krok, gdy przychodzę z samego rana pomóc Camili przygotować przyjęcie. Odnajduję radość, gdy dmucham z nim balony czy ozdabiamy razem tort a nawet wtedy, gdy jest marudny i przychodzi jego czas na drzemkę.

fascination camren pl (gp) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz