12

1.5K 101 11
                                    

Siedzę w taksówce z Lucy i jedziemy po opustoszałych ulicach Miami o czwartej nad ranem do szpitala. Camila urodziła syna, wiedziałam, że urodzi dziś. Nie umiem tego wytłumaczyć po prostu wiedziałam, że to się stanie. Lucy szczerzy się na zdjęcia, które wysyła jej Dinah ze szpitala. Pokazuje mi zdjęcie Camili przytulającej swoje dziecko. Odczuwam chwilowy smutek, ale mimo wszystko cieszę się jej szczęściem. Po naszej rozmowie zmieniło się tylko to, że nie unikamy siebie jak woda i ogień. Na prawdę staram się nie myśleć o niej w sposób miłosny, ale nie potrafię. To siła wyższa a ja jeszcze jej nie ogarnęłam.

- Dziękuję, że przyjechałyście. - Camila zwraca się do Lucy.

- Spoko, tak się cieszymy. Gratuluję. - szczerzy się. - Dinah nie fleszem, bo oślepnie!

- Dajcie im odpocząć. - odzywam się do przyjaciółek, które otwierają szerzej oczy w moją stronę.

- No daj nam jeszcze pięć minut! Boże, Jaguar. - odzywa się Normani, która właśnie trzyma chłopca na rękach.

Kiedy one zachwycają się dzieckiem, ja zachwycam się Camilą. Jej spocone ciało i szczery uśmiech pomieszany z grymasem bólu. Zmęczone oczy i popękane naczynka na twarzy, jej wzrok na mnie. Dawno jej nie widziałam, ale wygląda cudownie. Podchodzę i siadam na krześle, korzystając z nieuwagi dziewczyn przybliżam się do niej.

- Jak się czujesz, mamusiu? - pytam cicho.

- Jestem szczęśliwa, że go mam i że tu jesteś.. jesteście. - mówi łapiąc moją dłoń.

Być może jestem śpiąca albo zmęczona udawaniem, że jej nie podziwiam albo po prostu jej wylewające się piersi z koszuli nocnej to jedyne, co widzę od kiedy tu przyszłam.

- Wyglądasz kurewsko gorąco, jak na kogoś, kto właśnie urodził dziecko. - mówię jej na ucho.

Spogląda na mnie w ułamek sekundy, odchrząkuje i uśmiecha się każąc mi się zbliżyć.

- A ty seksownie, jak na kogoś kto przed chwilą wstał. Przestań mi to robić. Moje libido jest szalone. Chciałabym spędzić z tobą czas. - mówi a ja kiwam przecząco głową.

Mój wzwód to teraz największy problem, jaki mam, dlatego opuszczam szpitalną salę. Gdy wracam, Camila patrzy się na mnie jednoznacznie, ale unikam jej do końca pobytu.

W końcu mam czas aby zobaczyć dziecko, po serii zdjęć i setkach całusów swoich nowych ciotek spoglądam na niego. Jego czarne włosy mają kilka centymetrów a oczy ma niebieskie, jak jego ojciec. Wiem, że kolor może się zmieni. Mam nadzieję, że będą brązowe i takie żywe, jak jego mamy. Przytulam go i oddaje Mattowi, który wygląda jakby miał zaraz się rozpłakać. Lucy nalega aby jeszcze zostać, ale ja potrzebuję dostać się do domu i pozwolić jej pomóc mi zapomnieć o Camili przynajmniej na kilka pieprzonych chwil. Prawie wyciągam ją za fraki ze szpitala i w drodze do domu trzymam kurczowo jej nogę.

- Co się tak napalasz? - pyta szepcząc mi w ucho aby taksówkarz nas nie usłyszał.

- Nie mogę? - uśmiecham się. - Jesteś piękna. - mówię do niej a ona szczerzy się do mnie i składa całus na moim czole.

W domu poprawiam łóżko i czekam aż Lucy wróci spod prysznica. Wiem, że zaraz musi wyjść do pracy, ale liczę na to, że za chwilę pojawi się tu i doprowadzi mnie do chwilowej euforii. Mój telefon odzywa się z półki nocnej, dlatego wyciągam go i patrzę w ekran.

Camila.
Napisz mi o czym fantazjowałaś w tej łazience.

Do Camila.
Oczywiście o Lucy.

Camila.
Oj przestań, mogłam usłyszeć, jak bardzo chciałaś być ze mną sam na sam.

Do Camila.
Mylisz się.

Camila.
Nic, tylko spoglądałaś na moje cycki. Potrzebuje twojego dotyku, Lauren.

Do Camila.
Czy ty właśnie przed kilkoma godzinami nie urodziłaś dziecka? Nie powinno cię boleć?

Od Camila.

Boli mnie tylko patrzenie na ciebie z tą ździrą.

- Z kim tam zawzięcie piszesz? - Lucy wchodzi z ręcznikiem w dłoni przecierając nim swoje włosy.

- Aaa z pracy. Pytają czy uzupełniłam fakturę. - odpowiadam szybko i chowam telefon pod poduszkę. - Chodź tu do mnie. - rozkładam ramiona.

- To twój pechowy dzień, Lauren ale śpieszę się i poza tym właśnie dostałam okres więc nie igraj ze mną. Będę wieczorem. - mówi a ja wzdycham.

- Okej. - nic nie mówi po prostu opuszcza pokój a mi nie pozostaje nic innego, jak przypomnieć sobie Camile i jej przedstawienie na imprezie Matt'a.

***

- Do klubu? - przedłużam moje pytanie marudnie. - Nie chcę iść do klubu, nienawidzę takich miejsc.

- Nie byłyśmy tyle czasu. Camila ma urodziny i tam robi. Idziesz czy nie? - pyta się mnie Lucy.

Oczywiście, że idę nie omine spotkania z nią, ale miałam nadzieję, że spotkamy się we własnym gronie. 

- Nie chcę mi się szykować. - wzdycham.

- Czy ty musisz wszystko komplikować? Po prostu załóż dżinsy i tą koszulke, we wszystkim wyglądasz seksownie. - wskazuje mi ciuchy.

- Nie tak dobrze, jak ty. Co kupiłaś Camili? - pytam.

Nie miałam zamiaru wtrącać się w wybory Lucy, ale jestem ciekawa, co kupiła mojej niespełnionej miłości.

- Zegarek. - odpowiada a ja klepię się w czoło.

- Co?

- Serio, zegarek? Widziałaś kiedyś, żeby miała na ręce zegarek?

- Nie? I właśnie to jest powód, dla którego kupiłam jej zegarek? - patrzy na mnie wkurzona z podejrzliwym wyrazem twarzy. 

- Bardziej przydałby się Dinah. Ciągle się spóźnia. - odpowiadam i zakładam skórzaną kurtkę chcąc uniknąć dalszej rozmowy o Camili. 

- Zrobisz mi makijaż? - pytam z nadzieją, że się zgodzi.

- Siadaj, ale szybko. Chcę się dziś upić za cały miesiąc!

Siadamy w wykupionej loży na piętrze. Jestem niecierpliwa, Camili wciąż nie ma a ja nie widziałam jej od miesiąca. Chciałabym pojawić się i zobaczyć małego Joe, ale ostatnio mam nawał pracy.

- Hej wam. - mówi w końcu pojawiając się w czerwonej, seksownej sukience.

Jestem w szoku, kiedy zajmuje miejsce obok mnie. Zmieniła perfumy oraz wygląda, jakby nie urodziła dziecka miesiąc temu. Matt wręcza jej złoty łańcuszek, który zakłada i całuje go na moich oczach. Udaje, że cieszy się z zegarka Lucy a Dinah wyciąga z torby ogromny wibrator, który Camila pochwala. Śmieję się i zamawiam sobie drinka, Lucy wdaje się w dyskusje z Normami na temat nowej kolekcji jakiś ciuchów a Matt rozmawia z Ty'em. Ally rusza z Dinah do toalety a mi nie pozostaje nic innego, jak zagadać Camile.

- Więc z kim zostawiłaś małego Joe? - pytam.

- Z mamą. Muszę się upić! Mam dość. To jest wyniszczające. - narzeka, mimo że widzę, jaka szczęśliwa jest.

- Trzeba było się zabezpieczać. - wyrywa mi się a ona prycha.

- Nie musisz mnie pouczać. To już nie jest twój interes. Nie potrzebny był ten komentarz, Lauren.

- Oczywiście.

- No tak. Dopiero przyszłam a już mam cię dość. - wzdycha ciężko.

- Mam tak samo. - odpowiadam i odwracam się do niej plecami wtrącając się do rozmowy Lucy oraz Normani.

fascination camren pl (gp) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz