Unoszę głowę śmiejąc się z Lucy, Dinah i Normani, które tańczą do rytmów jakiejś skocznej piosenki. Upiłam się chcąc zagłuszyć moje myśl i wyrzuty sumienia. Minął tydzień od urodzin Matt'a a ja skutecznie unikam Camili. Nie odpowiadam na jej telefony, w których prosi o spotkanie i rozmowę, mimo tego że jestem ciekawa, co ma do powiedzenia. Nietrzeźwy stan sprawia, że mam wszystko w dupie. Bujam się w rytmie i co chwilę szczerzę się do Lucy. Jej ciało wciąż porusza się sugestywnie w moją stronę. Uwielbiam uczucie, kiedy wchodzę w nią tak błogo aż brązowe tęczówki same wyparowują z mojej głowy.
- Zostajecie na noc? - pytam Dinah myśląc również o Normani. Możecie spać w gościnnym. - oznajmiam podnosząc kieliszek i dopijam resztki alkoholu.
- Tak, nie chce nam się wracać a widziałam pełną lodówkę żarcia. - mówi rozkojarzona rozglądając się za Normani.
- Myślisz, że będziecie mogły coś zjeść? - pytam poprawiając swoje włosy.
- Oczywiście, że tak. W sumie zjadłabym pizze? Zamawiamy? - pyta a ja od razu przytakuję. Na wzmiankę o jedzeniu mój brzuch zaczyna burczeć.
Po wykonaniu telefonu rozsiadamy się w salonie i oczekujemy na dostawcę. Kłócę się z Lucy o wybór piosenki a kiedy wygrywam siada na mnie okrakiem i zaczyna całować mnie po szyi. Odpycham ją na co jęczy. Dinah przewraca oczami i skrupulatnie zaczyna chichotać. Po wypiciu kolejnej butelki wina słyszę dzwonek do drzwi, ale żadna z dziewczyn nie ma zamiaru się podnosić. Otwieram je z nadzieją na ujrzenia faceta w czerwonej czapce. Zamiast tego widzę kobietę w czerwonym płaszczu, z uroczą grzywką i brązowymi oczami.
- Co ty tutaj robisz? - zamykam drzwi wychodząc do niej na zewnątrz.
- Unikasz mnie, dlatego tu jestem. Chcę z tobą porozmawiać. - mówi, jak zwykle pewna siebie.
Pewność siebie to jej kolejna wada. Jest ona zbyt nadmierna, zawsze tak było. Jakbym musiała rzucić wszystko i pomóc posklejać jej złamane serce.
- Nie mam teraz czasu. - odpowiadam drapiąc się po karku.
- Dlaczego? Nie możesz poświęcić mi pięciu minut?! - podnosi odrobinę głos.
- Mogę, ale teraz jestem zajęta. - mówię opierając się o framugę drzwi. Kręci mi się w głowie a ona nie daje za wygraną.
- Co takiego robisz? - dociekliwość w jej głosie jest słyszalna.
- Nie twój interes. - parskam zakładając ręce pod ramionami.
- Jesteś na mnie zła za tamtą sytuację? Chciałam Ci powiedzieć, że przepraszam. To w ogóle nie powinno mieć miejsca. - skubie skórkę przy paznokciu, co oznacza jej zdenerwowanie.
- To nic. - odpowiadam obojętnie.
- Wyjeżdżam. - mówi cicho rozglądając się na boki.
- Dokąd? - pytam a ona bierze głęboki oddech. Mimo tego, że mnie denerwuje wiem, że jest piękna, jej ciało jest piękne i uśmiech. Zatracam się w jej tęczówkach.
- Do Chicago z Matthem. Na.. zawsze lub na jakiś czas. Dostał tam pracę i sprzedajemy dom. - wydmuchuję powietrze udając, że ta informacja nie zwala mnie z nóg.
Nie wiem ile czasu po prostu stoję i patrzę się na nią przetwarzając informację, które właśnie mi powiedziała. Zastanawiam się, co się ze mną dzieję. Czuję piekące łzy pod powiekami, kiedy delikatnie je przymykam. W myślach powtarzam sobie, żeby po prostu odeszła. Nie chcę łamać się przy niej tak samo, jak nie chcę żeby wyjeżdżała.
- Kiedy? - udaje mi się zapytać.
- Jutro rano, za kilka godzin w sumie. Nie odbierałaś, chciałam Ci powiedzieć dużo wcześniej. Tak mi przykro, Lauren. - mówi zbliżając się o krok.
Cofam się dając jej znak, żeby nie podchodziła.
- Powiedz coś. - mówi.
- Spotkamy się na święta. - odpowiadam. - Jedź do domu, masz na pewno sporo rzeczy do zrobienia.
Kiedy odwracam się ona łapie moje ramię.
- Mogę z tobą zostać? - jej pytanie powala mnie, jest bezczelna.
Drzwi otwierają się a w nich staję Lucy, bez koszulki w dodatku kompletnie pijana.
- Lauser! Gdzie ta pizza? - bełkoczę i zawiesza się na moim ramieniu. Po chwili orientuję się, że rozmawiam z Camilą. - Cabeejo, chodź zapraszamy na winko! - wykrzykuje i znów wraca do środka prawdopodobnie wołając resztę dziewczyn.
- Dzwoń do mnie. - mówi ze łzami w oczach.
- Możesz mi tylko powiedzieć, co się stało, że to wszystko dzieje się po twoim ślubie? Nigdy przed. - mówię spokojnie.
To pytanie dręczyło mnie sprawiając, że nie mogłam nocami zasnąć.
- Nie wiem, przepraszam Lauren. - już nie kryje się ze swoim płaczem.
Odwraca się i odchodzi. Chcę paść na kolana i płakać, zapaść się i nigdy więcej nie musieć o niej myśleć. Trzaskam drzwiami i ruszam do dziewczyn, do końca wieczoru jestem nieobecna.
Następnego dnia budzę się a moja głowa pęka. Przytulam się do poduszki i wypuszczam z siebie niemy krzyk. To w końcu musiało się wydarzyć a ja nie mogłam tego powstrzymać.
*******
Pierwszy miesiąc był najgorszy, zniosłam moją chęć zadzwonienia do niej i nawet zdjęłam zdjęcia wiszące w pokoju. Do świąt pozostało dwa tygodnie, ale nie mam zamiaru ją widzieć. Zniosłam już wszystko a zobaczenie jej wiązałoby się z kolejną dawką cierpienia. Pracuję na pełny etat a wieczorami chodzę na wolontariat pomagając małym, chorym dzieciom w walce z chorobą. Widuję się z Lucy regularnie, ale czasami odpływam i wiem, że nie mogę ofiarować jej niczego oprócz przyjaźni, mimo to brnę w to i zachowuję się, jakbym była w związku. Wczorajszego wieczoru oznajmiła, że powinnyśmy razem zamieszkać, ponieważ tak byłoby wygodnie. Od razu pokręciłam głową, ale teraz myślę, że to nie może być aż taki bardzo zły pomysł. Dzwonię do Dinah i umawiam się z nią na lunch. Ruszam do samochodu a mój telefon brzęczy w kieszeni. Imię Matt'a na ekranie sprawia, że mój żołądek robi fikołka.
- Halo? - mój głos brzmi okropnie.
- Cześć Lauren, dzwonię w imieniu Camili. We Wtorek będziemy już w Miami i pomieszkamy trochę u Sinu. Camila prosi cię, żebyś była bo mamy bardzo ważną informację! - mówi radośnie.
- Czemu Camila nie zadzwoniła? - pytam otwierając drzwi do samochodu.
- Ona jest w szpitalu, ale spokojnie to nic poważnego. Bądź proszę Cię. - prosi a ja kłamie zgadzając się. Jest uradowany i brzmi co najmniej dziwnie.
*****
Wigilia przemija spokojnie. Czytam książkę i piję kawę po dwugodzinnej rozmowie z moją matką, Dinah oraz Normani. Podziwiam efekty ostatniego tygodnia sprzątania. Wiem, że wszyscy znajdują się u Sinu, ale moje zapalenie oskrzeli nie pozwala mi opuścić ciepłego koca. Włączam serial i gaszę światło. Zasypiam w momencie śmierci pobocznego bohatera.
Pierwszy dzwonek, mam nadzieję, że to nie Lucy. Przykrywam twarz poduszką i staram się ponownie zasnąć. Przy drugim podnoszę się i otwieram drzwi. W przejściu stoi nikt inny, jak Lucy.
- Nie mogłaś przyjść po nowiny, nowiny przyszły do ciebie. - mówi z uśmiechem wpraszając się do środka. Przecieram zaspane oczy i ruszam za brunetką wgłąb pomieszczenia.
- Jakie nowiny? - pytam podnosząc dzbanek z wodą.
- Camila jest w ciąży! - piszczy i klaszcze w ręce.
- Co?

CZYTASZ
fascination camren pl (gp)
Ficção GeralLauren jest zafascynowana Camilą od kiedy pamięta. Gdy z czasem lepiej poznaje dziewczynę dowiaduje się, że ciągle idealizowała ją na potrzebę własnych uczuć.