Uśmiecham się przepraszająco do dziewczyn tłumacząc się zmęczeniem. Wychodzę z pokoju zapewniając Dinah i Normani, że mogą położyć się w pokoju, który służy mi za pokój gościnny. Od niedawna zagraca go Lucy swoimi rzeczami, której nie chce się ich rozpakowywać. Camila wstaję, gdy wychodzę. Wygląda na to, że chcę ze mną porozmawiać, ale w ostatnim momencie się wycofuje. Żegnam się z Lucy, która zaraz wyjeżdża i kroczę pod prysznic. Whiskey wciąż rozpala moje ciało, dlatego korzystam z zimnej wody. Wspominam brunetkę sprzed kilku minut. Jej wylewające się piersi i to spojrzenie, które sprawia, że moje ciało przeszywa prąd. Moja skóra aż iskrzy na myśl o jej krągłych pośladkach. Zatracam się w wspomnieniu jej pijanej na urodzinach Matta zrzucająca swoje pieprzone majtki na podłogę i zmuszająca mnie do seksu z nią. Nie mogę wytrzymać dłużej pod strumieniem wody, dlatego wycieram swoje ciało zakładam luźne szorty i bokserkę. Ruszam do siebie wychylając głowę przez próg. Normani ubiera swój szalik a Dinah grzebie mi w lodówce. Jestem zawiedziona, że już jej tutaj nie ma.
- Idziecie jednak? - pytam.
- Tak. - Dinah chichocze. - Nie będziemy ci przeszkadzać.
- W czym?
- Normani za głośno stęka. - odpowiada i śmieję na co dostaje poduszką od swojej dziewczyny.
- Jesteście niemożliwe. Kiedy znów się spotkamy? - pytam.
Nie chcę znów czekać na kolejne spotkanie z nią kilka miesięcy a wiem, że spędzanie czasu we dwójkę raczej nie wypali.
- Może jutro? Dopóki nie ma Lucy. - sugeruje Dinah a ja kręcę głową, mimo że ten pomysł bardzo mi się podoba.
- Grzeczna bądź Jaguar. - krzyczy Normani na wychodnym a ja odpowiadam jej śmiechem.
Zamykam drzwi i kładę się na kanapie. Moje myśli błądzą w każdym możliwym kierunku aż w końcu moje ciało odmawia posłuszeństwa i odpływam ciągle myśląc o nadchodzącym nowym rozdziale z Lucy.
Nie wiem ile mija czasu, ale gdy podnoszę sie aby otworzyć drzwi księżyc unosi się w pełni wypełniając przestrzeń światłem. Ktoś dzwoni i dzwoni a ja jęcze, gdy przez judasz nie udaje mi się poznać osoby. Otwieram drzwi i ślepo bładzę w ciemnościach. Ktoś wpycha mnie do środka, czerwony płaszcz rzuca mi się w oczy po czym jej usta napierają na moje. Jej łzy spadają na moje usta dając słony posmak na moim języku.
Sadzam ją na kanapie w moim salonie i podaję ciepłą herbatę. Natarczywy pocałunek Camili wciąż odtwarza się się w mojej głowie, widzę że jest zawstydzona swoim zachowaniem, ale mam to w dupie, dopóki jej osoba znajduję się tylko metr ode mnie.
- Powiedz coś. - mówi patrząc się przed siebie, skubiąc przy tym swoje skórki przy paznokciach.
- Nie wiem, co mam powiedzieć. - opowiadam, mimo że mam jej tak wiele do powiedzenia.
- To nie powinno mieć miejsca. - w końcu dukam. Rozwścieczona twarz Lucy przebiega mi przez umysł.
- Przepraszam, po prostu szaleje i tak dawno Cię nie widziałam. - mówi cicho, jej głos skrapla się idealnie z bólem, który dzwięcznie wyrwa się na powierzchnie.
- To nie fair w stosunku do nich. Nie możesz mnie tak po prostu całować. - uśmiecham się delikatnie chcąc rozluźnić atmosferę. Camila chwyta oburącz herbate i słabo się uśmiecha.
- Nie kocham go. - odpowiada po chwili przełykając ślinę. - Staram i staram poukładać sobie wszystko w głowie, ale nie mogę więcej udawać. Nie byłam gotowa pakować się w to wszystko. - mówi wskazując na swój okrągły brzuch.
- To wszystko się zmieni, kiedy on przyjdzie na świat. - mówię, jej oczy zaczynają odżywać. Wzmianka o dziecku sprawia, że jej entuzjazm rozpala się.
Jej dłoń ląduję niespodziewanie na mojej i przysuwa ją do swojego brzucha. Czuję dziwne ruchy, moja twarz jest rozdziawiona. To coś tam zaczyna jeszcze bardziej napierać.
- Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. - mówi chichocząc. Jej śmiech jest uroczy, pociąga nosem aby wyzbyć się kataru, dlatego podaję jej chusteczkę.
- Przepraszam, że wyjechałam. - odzywa się po chwili.
Wiem, że zrobiła źle i powinnam ją za to winić, ale szczerze ten czas bez niej sprawił, że zapomniałam, jak wygląda. Nie mogę jej winić za rzeczy tak istotne dla jej życia.
- Postanowiłaś i zrobiłaś to. Nie jestem o to zła, bardziej o to, że po tych wszystkich incydentach, których obie jesteśmy winne, ty tak po prostu przerwałaś naszą znajomość. - mówię to co mam na myśli.
- Nie mogę go zostawić. - mam wrażenie, że mija godzina zanim przemawia. - Byłam przerażona tym, co poczułam, Lauren.
- Co poczułaś?
- Coś, nie wiem. Do Ciebie. To było, jak strzał. Zawsze wiedziałam, że to byłaś ty, po prostu.. ty sprawiałaś wrażenie nie zainteresowanej. - mówi.
Czy ona wie o czym mówi? Mój mózg powraca do wspomnień, w których pocieszam Camile po kolejnych rozstaniach z chłopakami ze studiów. Do wspomnień, w których na prawdę mogła nie zorientować się, że kocham ją nad życie.
- Cóż, myliłaś się. Mogłaś po prostu spytać lub sama dać mi jakiś znak. Zawsze obawiałam się straty ciebie. - wyznaję.
Czuję, jakby kamień spadł mi z serca. Czemu powiedzenie tego było takie trudne?
- Teraz jesteś z Lucy, mieszkasz z nią i wydajesz się być szczęśliwa. Ona również.
- Tak, jest mi z nią dobrze. - mówię prawdę, ale jakaś część mojego serca wrzeszczy abym nie mówiła tego na głos.
- Nie chcę Cię znów tracić. Kocham Cię, ale wiem, że mamy różne ścieżki. Nie mam zamiaru znów ucinać z tobą kontaktu. Wolę cię mieć przy sobie. - dotyka mojej dłoni i przybliża się do mnie.
Jej ciało ląduje w moich ramionach a moja skóra aż parzy na kontakt z nią. Trwamy tak przez pół nocy aż ona w końcu zasypia a ja biję się z myślami do białego rana. Ona ma rację. Bez niej czuję się, jakbym nie żyła. Jeżeli tak ma być to mogę to zaakceptować. Przecież tak było zawsze, ona nigdy nie była moja, ja tylko stałam z boku i czekałam. Teraz obie będziemy stały z boku i myślały, co by było gdyby...
CZYTASZ
fascination camren pl (gp)
Ficción GeneralLauren jest zafascynowana Camilą od kiedy pamięta. Gdy z czasem lepiej poznaje dziewczynę dowiaduje się, że ciągle idealizowała ją na potrzebę własnych uczuć.