XLI

2.9K 195 67
                                    

— Nie zgadzam się.

Wszyscy obecni cicho zaklęli pod nosem. Od ponad godzinę próbowali przekonać Stoicka do zgody na ich plan. Każdy chciał wrócić na Berk, bo może oprócz Czkawki, który od jakiegoś czasu stał się nieobecny. Powoli do niego docierało, że nie może wrócić na Berk. Po prostu nie może...

Polubił Astrid, tak samo całkiem Śledzika oraz bliźniaków, ale wiedział że jak wróci na Berk to będzie jeszcze gorzej. Dodatkowo łowcy wrócili... Nie chciał plątać w to rodzinną wyspę, a tym bardziej osoby ją zamieszkujące.

Spojrzał błagalnie na ojca, próbując przekonać go do zmiany zdania.

Wiedział, że osiągnął już dużo w ogóle podtrzymując go przed zabiciem mieszkających tu smoków, ale próbował więcej.

— Nie. — odparł Stoick, nie odrywając od nich wzroku.

— Ech... Noooo... — powiedział z wyrzutem Czkawka. — Zgódź się.

Starał się brzmieć jak najbardziej błagalnie.

Nie był pewny czy mu na pewno wyszło, szczerze nie pamiętał kiedy ostatnim razem kogoś o coś tak naprawdę prosił.

Wzrok Stoicka nieco zelżał, przez co Czkawka zdobył nadzieję. Jednak po chwili jego wzrok znowu wrócił.

— Berk nie będzie zachwycone widokiem wodza na smoku. — odrzekł. — Wezmą nas za zdrajców i prawdopodobnie zabiją.

— Nie muszą wiedzieć o smokach. — wtrącił jeździec nocnej furii. — Wylądujemy gdzieś na skraju wyspy i pójdziemy przez las do wioski.

— A co powiemy? — powiedział nieprzekonany Stoick. — Nie uwierzą w to że pojawiliśmy się tak z nikąd.

— Powiemy, że pomogli nam sąsiedzi na wyspie na której się rozbiliśmy. — tym razem wtrąciła Astrid.

Sama chciała bardzo wrócić do domu.

Tęskniła za rodziną, za Berk... Brakowało jej tego.... Bardzo...

Właśnie! — poparł ją zielonooki. — Poza tym... Chyba nie chcesz spędzić reszty życia na tej wyspie?

Stoick otworzył usta by coś powiedzieć, ale odezwał się niespodziewanie jego ojciec.

— Nie ukatrupią nas. — powiedział. — Nie mają prawa zabić wodza dopóki jego władza nie zostanie demokratycznie obalona.

Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwienia. Chyba pierwszy raz Bernard powiedział cokolwiek w miarę mądrego.

On zaś nie wyglądał na ani trochę dumnego z siebie czy coś. Spojrzał na nich nieufnie, po czym rzucił:

— Nie dam wam mojej ryby... — wyciągnął z kieszeni nieco już śmierdząca makrelę, po czym ku obrzydzeniu reszty ugryzł jej lewy bok, bez skrzywienia się. — Dobra ryba.

— Jak ktoś mi powie, że  on jest normalny to zrzucę go z masztu... — odparł cicho Pyskacz pod nosem.

Czkawka podtrzymał chęć wybuchnięcia śmiechem.

Pyskacz miał rację, Bernard z pewnością nie był normalnym wikingiem.

— A więc, wracając... — zaczął lekko niechętnie Czkawka. — Musicie... Znaczy musimy wrócić na Berk. 

Zielonooki modlił się w duchu by nikt nie wychwycił jego drobnej pomyłki. 

Wiedział, że złym pomysłem jest zostawienie ich na Berk... Ale, prawdę mówiąc, nie miał wyjścia. Miał nadzieję, że to nie będzie jego błędem. Nie chciał ich ranić, a już szczególniej Pyskacza czy Astrid. Było mu ciężko to przyznać głośno komukolwiek, ale był pewny, że będzie tęsknić, i to nawet bardzo. 

Spojrzał na nich i na jego szczęście oni nie zauważyli jego przejęzyczenia. Odetchnął z ulgą.

  — Możemy wracać za dwa dni. — powiedział, kierując się głównie do swojego ojca

Stoick westchnął przeciągle. Czkawka nie odpuści.

  — Nie jestem pewien czy to będzie na pewno bezpieczne... — zaczął wódz.

Młody Haddock postanowił sięgnąć po jak najbardziej niebezpieczną kartę. 

 — Jesteśmy wikingami, tato... To ryzyko zawodowe— odrzekł lekko niepewnie. 

Pyskacz znieruchomiał i spojrzał pytająco na Stoicka, czekając na jego reakcję. Astrid zmarszczyła lekko z kolei czoło, zatrzymując swój wzrok na Czkawce. Bernard dalej siedział i nie wiedział do końca o co chodzi. 

Czkawka wziął głęboki oddech.

 — Zmieniłeś się przez te całe pięć lat. — powiedział ze złością. —Kiedyśdla ciebie ryzyko było ważniejsze do cokolwiek innego. 

Stoick otworzył usta by coś powiedzieć, ale Zielonoki się rozkręcał. 

  — Wiesz co? — spytał i nie czekając na odpowiedzieć, dodał. — Możesz sobie siedzieć całe życie na tej wyspie, w sumie to mnie gówno obchodzi co ze sobą zrobisz, ale pozwól przynajmniej im wrócić na Berk...

Poczuł jak Astrid dotyka lekko jego ramienia. Nie odtrącił jej. Jedynie wstał i ku zdziwieniu wszystkich. Odszedł. 

Podbiegł do śpiącego Szczerbatka i potrząsał nim, chcąc go obudzić. Smok otworzył leniwie oczy i widząc zdenerwowanie na twarzy swojego jeźdźca, natychmiast pozwolił mu wejść na swój grzbiet. 

Nocna furia poderwała się do lotu razem z Czkawką, zupełnie ignorując nawoływania Stoicka, Pyskacza czy tam Astrid. 

Już wtedy Czkawka żałował, ale to co miał zrobić musiało się kiedyś wydarzyć. 

Albo teraz albo prędzej czy później. 

______________________________

Niewystarczająco słów

Długo mnie nie było, wiem. 

Niektórzy z tego faktu, że mnie nie było wyciągają przeróżne wnioski. Typu, że zawieszam, że mnie nie ma i tym podobne.

Tej książki nie zawieszę NIGDY

Dokończę ją, prędzej czy tam później. 

Dziękuje za ponad 20K wyświetleń <3 Proszę o pozostawienie śladu ;D


𝐓𝐀𝐉𝐄𝐌𝐍𝐈𝐂𝐀 𝐉𝐄𝐙́𝐃𝐙́𝐂𝐀 ● HiccstridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz