XLIV

2.2K 155 35
                                    

Śmiertnik Zębacz wysadził blondynkę na maszcie, starając się być jak najbardziej niezauważony. 

Dziewczyna doskonale wiedziała, że każdy zły ruch może stracić ją o głowę, albo co gorsza śmierć Czkawki. 

Spojrzała na dół i jednocześnie dała sygnał smoczycy, by ta wróciła nad poziom chmur. Została tylko ona i Czkawka, czyli to co było na samym początku. 

Gdy z góry nie ujrzała żadnego Łowcy, wyciągnęła z paska sztylet. Było to krótkie oraz całkiem lekkie ostrze wprost idealne do takich misji. Ukradła go kilka dni temu Bernardowi, który, jak zauważyła Astrid, niezbyt przejmował się tym gdzie znajduje się jego broń, a z resztą miał jej zdecydowanie za dużo. 

Wbiła sztylet w żagiel i przełknęła ślinę. Wiedziała, że to ryzykowne, ale musiała to zrobić by uratować Czkawkę. Złapała prawą ręką klingę i skoczyła. Ostry nóż ciął materiał z wielką prędkością. Astrid siłą rzeczy starała się nie krzyknąć. 

Usłyszała ostatnie głośne przecięcie materiału i wylądowała na jej szczęście na dwóch nogach. 

Podniosła z ziemi wciąż przydatny sztylet i schowała go z powrotem. Była pewna, że jeszcze dzisiaj choć raz go wyciągnie. 

Pobiegła przed siebie, starając się być jak najbardziej cicho. Nie chciała być zauważona, w żadnym choćby małym procencie. 

Wbiegła do środka statku i już chciała skręcić w prawo, ale usłyszała głos, którego nie spodziewała się tutaj za żadne skarby świata. 

Przez chwilę myślała, że to jakiś zwykły porąbany sen, z którego zaraz się wybudzi i wszystko wróci do normy, przynajmniej takiej jaką zdecydowanie woli.

Zmrużyła kilkakrotnie oczy, ale wciąż go doskonale słyszała jakże trochę widziała.

Nie spodziewała się tego.

— Łatwo udawać starego idiotę.  — zaśmiał się staruszek, prowadząc rozmowę z jednym z łowców.

Był to Bernard. Ten Bernard.

Dziadek Czkawki, który był całkiem miłym i pozytywnie szurniętym gościem.

To było całkowicie dla niej niemożliwe. 

Jeszcze raz przeleciała po nim swoim wzrokiem. Nie dostrzegała żadnych różnić... Ta sama broda, te samo ubranie... To musiał być mimo wszystko dziadek Czkawki, jakkolwiek to niemożliwie brzmi. 

Usłyszała za sobą głośne kroki. Skręciła w stronę najbliższych drzwi, byle tylko nie zostać złapana. Czuła się w jak jakimś typowym opowiadaniu z młodszych lat. 

Była to jednak szara rzeczywistość.

- Co tu robisz? - usłyszała cichy głos za sobą. 

Podświadomie sięgnęła po sztylet umieszczony przy pasku, ale jednak po chwili jej oczy rozszerzyły się. 

- Czkawka? - spytała ledwie słyszalnie. 

Nie odwróciła się. 

Bała się spojrzeć mu w oczy. Była niemalże pewna, że jest przywiązany czy coś w tym stylu, więc tak naprawdę miała czas... Chociaż w każdej chwili mogli przyjść Łowcy...

- No odwróć się. - odparł zniecierpliwiony głos Czkawki.

I czar prysł. 

Odwróciła się już bez takiego większego zastanowienia jak wcześniej. 

- Przyszłam po ciebie. - powiedziała prosto z mostu, patrząc na związanego szatyna. 

Jego nadgarstki oraz nogi były związane kilkakrotnie grubym łańcuchem. Nie miał założonej protezy, była rzucona po prostu luźno w kąt. 

O dziwo nie dostrzegła żadnych ran. Mogło to znaczyć dwie rzeczy albo Łowcy nie byli jeszcze u szatyna, albo byli do niego mili... 

- Byli już u mnie - odparł, widząc jej wzrok.  Po chwili jednak dodał: - Jak chcesz się jakkolwiek przydać to po prostu wypuść Szczerbatka. 

Siłą rzeczy powstrzymała się od prychnięcia. 

- Wiesz przynajmniej gdzie jest? - spytała, starając się brzmieć jak najmniej sarkastycznie. 

Zielonooki pokręcił głową.

- Nie wiem... - odrzekł niezadowolony z tego faktu. - Nie uwolnisz mnie jeśli nie uwolnisz jego. 

Westchnęła głośno. 

- W porządku. - zgodziła się

Chciała jeszcze coś dodać, ale postanowiła się wstrzymać. Nienawidziła gdy Czkawka traktował ją tak kompletnie bez uczuć... 

Zamierzała już odejść, ale usłyszała coś co pewnie będzie pamiętać do końca życia. 

- Przepraszam, Astrid. - powiedział wyraźnie. - Nie potrafię rozmawiać z ludźmi. 

Przez sekundę rozważała ponowne prowadzenie z nim rozmowy, ale ostatecznie wychyliła się zza drzwi i po chwili wyszła. 

Musiała znaleźć Szczerbatka. 

____________________________________

789 słów

Poinformuję, że do końca zostało max. 15 rozdziałów

Rozdział celowo krótki, ze względów mnóstwa akcji w kolejnych. 

Mam nadzieję, że się podobało i poza tym to... Dwa rozdziały w ciągu niepełnego tygodnia! Czyżbym stawała się znowu regularna?

Nie

Zostawcie ślad!

𝐓𝐀𝐉𝐄𝐌𝐍𝐈𝐂𝐀 𝐉𝐄𝐙́𝐃𝐙́𝐂𝐀 ● HiccstridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz