XLVIII

2.2K 165 34
                                    

Chcę tą książkę zakończyć na maksymalnie pięćdziesięciu dwóch rozdziałach.

"Oddaj smoka, a dziewczyna będzie żyła."

Taką propozycję otrzymał kilka godzin temu.

Serce mu ściskało zarówno na myśl o utracie Szczerbatka jak i Astrid. Nie wiedział w żadnym wypadku co wybrać.

Hofferson w ciągu tego jakże krótkiego czasu stała się dla nie kimś kogo nie miał nigdy w życiu. Stała się jego przyjaciółką.

Owszem miał Szczerbatka, ale z nim przez większość przyjaźni nie potrafił gadać ani prowadzić jakiejkolwiek rozmowy. Nocna furia była dla niego wsparciem, jako jedyna była jego towarzyszem przez ponad pięć lat. Nie przeżyłby gdyby go stracił na zawsze. Już teraz po upływie dnia zanim tęsknił jak nigdy w życiu.

Ale tak samo nie chciał pozwolić na to by zginęła Astrid. Nie była niczemu sobie winna, miałby wyrzuty do końca życia gdyby to właśnie on był winny jej śmierci.

Usłyszał skrzypienie drzwi. Odwrócił niemrawo wzrok i od razu zobaczył swojego wroga. Miał szczerą ochotę splunąć na niego, ale czuł że gdy to zrobi może pożegnać się zarówno z Astrid jak i Szczerbatkiem. 

Czuł nienawiść do tego człowieka.

 - Przegrałeś. - uśmiechnął się Krogan. - Mimo tej strzały i tak wygrałem. 

On wiedział. 

Wiedział co się zdarzyło tydzień temu i zmieniło diametralnie jego życie. Czkawka nie miał bladego pojęcia skąd, gdzie i jak, ale póki co chciał się dowiedzieć co konkretnie wie, było to dla niego wyjątkowo cenne. 

- Gadasz z tą zmorą... - zaczął nieco obrzydzonym tym co mówi Krogan. - Czujesz jej ból, wiesz co ona myśli...

Spojrzał na niego jak na jakiegoś potwora, po czym, zanim mógł sens słów dotrzeć do Haddocka, złapał go i pociągnął za włosy.

Czkawka zdusił krzyk. 

- Uwierz mi, że z chęcią bym pozbawił życia takiego gnojka jakim jesteś ty. - splunął na niego. - Jednak musiałeś się połączyć duchowo z tą bestią. 

Puścił jego włosy, a ten upadł na ziemię. 

Bolała go cała głowa, czuł każdy włos kolejno. Zobaczył jak Krogan rzuca całkiem niezły pukiel jego włosów na ziemię, nie pozbywając się z twarzy uśmiechu.

- Idioci zawsze mają szczęście. - mruknął ciemnoskóry, po czym dodał bezpośrednio kierując słowa do szatyna: - Znajdziemy sposób. 

Gdy wyszedł natłok myśli w głowie Czkawki eksplodował. 

Nie wiedział kompletnie o czym mówił w żadnych tycim procencie. Z czego co mógł się domyślić, że ta strzała, która trafiła go niepełny tydzień z kawałkiem nie tylko dała mu umiejętność rozmawiania ze swoim przyjacielem. Jak się okazało miała też złe skutki... 

Rozmyślałby pewnie dalej, ale usłyszał głośny trzask. 

- Co się dzieje... - zaczął, kiedy pokład przekrzywił się na lewą stronę. 

Zobaczył jak w statku tworzy się gigantyczna dziura, powiększająca się z każdą chwilą. Chciał krzyknąć, ale w porę się powstrzymał. 

To mogła być jego szansa. 

Spróbował się uwolnić, ale na marne. Patrzył jak jego proteza oddala się od niego o coraz więcej to metrów. 

Krzyknął z bezsilności. 

Woda zbliżała się coraz to bardziej. Jego szanse na przeżycie malały z każdą chwilą. Nie mógł teraz nic zrobić, był uwięziony na statku Łowców razem ze Szczerbatkiem i prawdopodobnie Astrid. Czuł się winny. Czuł się cholernie winny.

Odpuścił próby wydostania i osunął się na ścianę. 

Woda sięgała już prawie jego nogi. Westchnął ponuro i pozostał w tym samym miejscu. 

W tej chwili najbardziej żałował tego, że wplątał takie coś Astrid. Nic mu nie zrobiła, a jednak musiała zginąć, ponieważ chciała go uratować. Tak naprawdę zupełnie bezinteresownie, a on mimo wszystko tak ją potraktował... Może było już zdecydowanie za późno na wyrzuty sumienia, ale miał mimo wszystko nadzieję, że ona jakoś ocaleje. Jak nie on to Astrid. 

Zamknął oczy przygotowany na swój koniec. 

- Serio myślisz, że cię zostawiłem. - prychnął nieco obrażony smok. 

Otworzył oczy i ze zdziwieniem stwierdził, że stoi przed nim całkiem rozeźlona nocna furia. 

- Jak tu się znalazłeś.... - zaczął. 

Smok rzucił mu zirytowane spojrzenie. 

- Najpierw uciekamy, potem pogadamy. - przerwał mu Szczerbatek. - Chyba, że autentycznie wolisz się utopić...

I zanim Czkawka mógł odpowiedzieć na to pytanie smok podał mu protezę, którą on błyskawicznie przyłączył do swojej nogi. 

Miał zamiar już wchodzić, ale zatrzymał się. 

- Gdzie Astrid? - spytał.

Nocna furia wydała z siebie ponure mruknięcie

- Już uciekła. 

Czkawka spojrzał na swojego przyjaciela, będąc w stanie ciężkiego szoku... Kiedy uciekła...?

Na pewno spytałby o to Szczerbatka, ale wody było już zdecydowanie za dużo. Westchnął głośno po czym wspiął się na grzbiet legendarnego smoka. 

Zmienił ustawienie lotki i natychmiast wylecieli przez gigantyczną dziurę. 

Kiedy byli już wysoko słyszeli jedynie przekleństwa Viggo, Krogana, ale potem była już tylko i wyłącznie cisza.

____________________________________

923 słowa

Zdaję sobie sprawę, że wszystko jest chaotycznie napisane. No sorry, ale ja nie należę do ludzi, którzy obmyślają całą książkę, działam spontanicznie. Wszystko co jest tutaj jest czymś takim:

"Ej a może Bernard będzie zły"

A few second later....

"Czemu nie, niech będzie zły"

Tak to właśnie wygląda, więc no ech... 

Mam nadzieję, że się spodobało <3 Zachęcam do pozostawienia po sobie gwiazdki, komentarza i innych pierdół, które mnie uszczęśliwiają hehe XD

ZOSTAWIĆ ŚLAD!

DO NASTĘPNEGO!

𝐓𝐀𝐉𝐄𝐌𝐍𝐈𝐂𝐀 𝐉𝐄𝐙́𝐃𝐙́𝐂𝐀 ● HiccstridOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz