Część 21.

536 36 11
                                    

Czkawka się nie mylił. Gdy tylko Jeźdźcy wrócili na Koniec Świata, a słońce zaczęło wyłaniać się zza horyzontu, nad ich głowami zebrały się ciemne chmury. Nie minęło wiele czasu, a na ziemię spadł ulewny deszcz.
Teraz prawie wszyscy smętnie siedzieli w głównym budynku, zajmując się swoimi sprawami. Jedynie Śledzik kilka chwil temu wyruszył w strugi wody, aby sprawdzić stan zabezpieczeń przeciwpowodziowych, które przydawały się szczególnie w dolnej części wyspy, gdzie arena i ogródek kwiatowy lubiły być podmywane.
Iris, siedząca na podłodze w otwartych wrotach i uważnie lustrująca otoczenie na zewnątrz, dostrzegła krępą sylwetkę chłopaka, okrytą kocem i zmierzającą w jej kierunku.
Nie minęło kilka sekund, a blondyn już dobiegł do bezpiecznego schronienia, zrzucił z siebie przemoczony koc i natychmiast, z rozgorączkowaną miną rzucił się w stronę lidera.
- Co jest...? - zaczął, nieco wystraszony na widok takiego wyrazu twarzy chłopaka, ale nie zdążył o nic więcej zapytać.
- Czka-awka... - próbował coś powiedzieć Śledzik, ale z jego płuc wydobył się tylko niewyraźny charkot.
- No, już, spokojnie, przyjacielu. Co się stało?
Jeździec wziął jeszcze kilka głębokich oddechów, rozmasował bok i z grymasem na twarzy wyprostował się. Starał się mówić jak najspokojniej, ale z niezbyt udanym skutkiem.
- Zszedłem na dół i chciałem upewnić się, że wszystkie wały są szczelne, a woda nie dostaje się do środka. Na wszelki wypadek rzuciłem okiem jeszcze na grotę pod wyspą, a kiedy tam wszedłem, znalazłem to, przybite do ściany tym! - wyrzucił z siebie na jednym oddechu.
Gestykulował tak żywo, że o mały włos, a nie poturbowałby Iris, stojącej tuż za nim. Podczas opowieści kolejno spod tuniki wyjął zmięty zwitek pergaminu, a następnie, z mokrego koca przyniesionego przez siebie wyplątał ogromny, lśniący topór, charakterystyczny dla Łowców.
Papier podał Czkawce, natomiast przyniesiona broń z brzękiem i brakiem szacunku wylądowała na drewnianej podłodze.
Lider Jeźdźców uważnie zlustrował wzrokiem najpierw lekko wyszczerbiony topór, a następnie przeniósł go na zmiętą karteczkę i przeczytał:
- Nasza zabawa nabiera tempa. Już niewiele pozostało do końca, a tym samym niewiele do zyskania lub stracenia. Ale ostatecznie najsilniejszy cios zadamy właśnie my. Na następne spotkanie wybraliśmy wyspę Szybkich Szpiców, jak macie zwyczaj ją nazywać. Wybierzcie się tam najwcześniej, jak możecie, a może poniesiecie mniejsze szkody...
- ¿Con quien nosotros vivimos? - wydukał Mieczyk, chyba niezbyt zdając sobie sprawę z tego, że nikt go nie rozumie.
A jednak, ku zdziwieniu ciemnowłosej dziewczyny, jego siostra odpowiedziała mu w tym samym języku.
- Nuestro enemigo pregunta sí igual.
- ¿Si él también no recibe espuesta? - zapytał blondwłosy Jeździec z głęboką desperacją w głosie.
- Sí. - siostra poklepała go budująco po ramieniu.
Iris z tej krótkiej rozmowy zrozumiała tylko jedno słowo, ale wolała nie wnikać głębiej. Z min pozostałych wywnioskowała, że nie warto przejmować się zachowaniem bliźniaków, co też przyjęła bez oporu z niemałą ulgą.
- Wyspa Szybkich Szpiców? - zbulwersowała się Astrid - Przecież to na naszym rodzinnym archipelagu! Nie byliśmy tam od wieków!
- I właśnie o to chodzi... - rzekł Czkawka, szybko doskakując do dużej skrzyni, stojącej pod jedną ze ścian. Wyjął z niej znajomy rulon i wrócił z nim na poprzednie miejsce, kontynuując. - Nie patrolowaliśmy tamtych okolic, więc Łowcy mieli pełną swobodę w zastawianiu pułapek. Dlaczego o tym nie pomyślałem? - rozwinął na blacie przed sobą mapę archipelagów z wyrysowaną na niej czerwoną linią. - Jak mogłem być taki głupi...? Przecież dokładnie wiedzieliśmy, gdzie uderzą; od samego początku. Dlaczego nie poleciałem tego sprawdzić...?
- Czkawka, przestań się obwiniać. W ten sposób już niczemu nie pomożesz. - Śledzik pocieszająco położył swoją wielką dłoń na ramieniu chłopaka. - Teraz musimy się zbierać, bo Viggo nie będzie czekał w nieskończoność.
Ten podniósł zbolały wzrok i jedynie pokiwał głową, nie odrywając się od pomiętej mapy.
- W takim razie ja idę przygotować Wichurę. - oznajmiła Astrid, ale jeszcze zanim wyszła, uważnie zlustrowała wzrokiem Iris, po czym przelała czarę goryczy tego dnia, pytając - I ona oczywiście leci z nami?
- Astrid, mogłabyś sobie darować, przynajmniej teraz. - nawet Sączysmark wyczuł, że przesadziła.
Za przykładem przyjaciółki poszli również inni Jeźdźcy, aż w głównym budynku pozostali tylko Iris i Czkawka.
- Wiesz, jeśli chcesz, to zostanę tutaj. Nie będę się narzucać. - zagadnęła do chłopaka, nadal wiszącego nad wyświechtaną mapą i próbującego wzrokiem wywiercić w niej dziurę.
Kiedy ten zdał sobie sprawę z tego, co powiedziała, jak i z faktu, że zostali sami, oderwał się od papieru i, marszcząc brwi, powiedział:
- Błagam, nie dobijaj mnie jeszcze bardziej. - ale uśmiechnął się lekko, co dziewczyna odwzajemniła.
Nie odeszła z pozostałymi Jeźdźcami, bo i tak miała podróżować na Szczerbatku. Wolała dotrzymać towarzystwa Czkawce.
Chłopak głęboko westchnął, chowając mapę z powrotem do skrzyni.
- Czułbym się znacznie pewniej, gdyby leciała z nami Burza. Druga Nocna Furia dodaje dużo pewności.
Iris nie mogła się nie zgodzić. Pomyślała o niczego nieświadomej smoczycy, spokojnie wysiadującej swoje jaja. "To taki piękny stan. Szkoda tylko, że w tak nieodpowiednim czasie..."

Smocze Marzenia ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz