Od pamiętnego dla Iris dnia, kiedy to przyjęła zdecydowanie zbyt wiele szokujących informacji jednocześnie, minął miesiąc. Temperatura na zewnątrz spadła o kilka, niestety wyraźnie odczuwalnych stopni, lodowate wiatry smagały Berk ze zdwojoną siłą, a ulewne deszcze ustąpiły teraz miejsca pierwszym, nieśmiałym opadom śniegu. Zima zagościła na północnym archipelagu już na dobre.
Iris potrzebowała nieco czasu, żeby przyzwyczaić się do tak surowych warunków - na Wyspie Trzech Szczytów woda w beczkach zamarzała tylko na kilka krótkich dni w roku. Podczas gdy dziewczyna zmagała się z trudami aklimatyzacji, pozostali wikingowie nie marnowali czasu. Z zapałem wykonywali swoje codzinne obowiązki, których, o dziwo, o tej porze roku było porównywalnie dużo, jak w miesiącach cieplejszych, a do ogólnej krzątaniny dochodziły jeszcze gorączkowe przygotowania zbliżającej się uroczystości zaślubin.
Ta natomiast wywoływała tak intensywne emocje, że, przechodząc przez wioskę, prawie niemożliwym było nie wyczuć ich w powietrzu. Im bliżej było sądnego dnia, tym rozdarcie emocjonalne Sączysmarka stawało się silniejsze i zaczynało zakrawać już o epizody depresyjne. Również Szpadka stawała się dziwnie wściekła i rozdrażniona, a jej nastrój przenosił się na jej bliźniaka, w skutek czego już trzy osoby były prawie nie do zniesienia. Nawet Astrid, do tej pory jakby niewzruszona, w ostatnim tygodniu wydawała się być nie do końca szczęśliwą. Właściwie wśród znacznej większości mieszkańców panowała ciężka atmosfera.
Jedynymi osobami, które zdawały się jeszcze dostrzegać resztki pozytywów tego świata, byli Śledzik, Czkawka i sama Iris.
Śledzik był zwyczajnie podekscytowany perspektywą spotkania z Heatherą, która, razem z jej bratem, znajdowała się na miejscu honorowym na weselnej liście gości. Jeździec prawie nie potrafił usiedzieć na miejscu, odkąd otrzymał odpowiedź zwrotną z wyspy Berserków.
Z kolei Czkawka oraz Iris cieszyli się z każdej wspólnie spędzonej chwili i czerpali z tego czasu jak najwięcej, a mieli go teraz pod dostatkiem. Właściwie non stop można było spotkać ich gdzieś razem, w towarzystwie Nocnych Furii, to zajmujących się priorytetowymi pracami na wyspie, to znowu przechadzających się bez większego celu.
W głębi duszy dziewczyna była bardzo zadowolona z faktu, że udawało jej się choć na krótką chwilę odciągać Jeźdźca od wodzowania, a jednocześnie od dręczących go myśli. Choć nie było to łatwe zadanie, powoli starała się przywrócić chłopaka do stanu sprzed roku, kiedy to ona sama opuściła Berk. Wiele osób twierdziło, że im dalej od wyspy była, tym dalej był i stary Czkawka. Czego by jednak nie mówić, powrót i już sam jej pobyt u jego boku działał cuda. Te same osoby mówiły dziewczynie, jak ogromnej zmianie uległy zachowania Jeźdźca, odkąd przed miesiącem na powrót pojawiła się u jego boku. Samej Iris nie trudno było zauważyć, jak z każdym kolejnym dniem śmiał się częściej, wesołe błyski na nowo zawitały w jego oczach, plecy przestały się garbić, a twarz rozpromieniała, niegnębiona już wiecznym grymasem zmartwienia i troski.Czkawka odwiązał pokaźną, świerkową gałąź od siodła Szczerbatka, a następnie przeciągnął ją nieco bliżej przygotowanego specjalnie na tę okazję podestu. Tuż obok niego stanęła Iris, również dzierżąc w dłoniach fragmenty nieszczęsnego drzewa, tym razem dwa i nieco mniejsze, lecz równie porządnych gabarytów.
- No, przelecimy się jeszcze z dwa razy i to chyba będzie finał. - skwitował Jeździec, spoglądając rzeczowym wzrokiem na wejście do twierdzy, teraz bogato przystojne szaro zielonymi gałęziami świerka.
Były to już ostatnie pozycje na liście przygotowań do uroczystości zaślubin, a że ta zbliżała się wielkimi krokami, każdy, kto miał odrobinę czasu wolnego, nie omieszkał wspomóc pracujących. Wikingowie szorowali drewniane ławy i czyścili kamienne posadzki twierdzy, oporządzali dziki, znosili beczki pełne miodu pitnego i przystrajali co bardziej widoczne i wymagające przystrojenia elementy konstrukcyjne. A wszystko to pod uważnym okiem Valki, która sprawowała pieczę na przygotowaniami i dbała o ich każdy, nawet najmniejszy szczegół.
Ludzie bezustannie przewijali się przez wejście do twierdzy, to wnosząc, to znów wynosząc różnego rodzaju przedmioty, skutecznie utrudniając pracę Czkawce i Iris. Ich dwójka bowiem już od południa z uporem pozbawiała miejscowe świerki najpotężniejszych gałęzi, transportowała je pod wielkie wrota twierdzy przy pomocy czarnych wierzchowców, a następnie mocowała grubymi linami do potężnej, drewnianej framugi, przy okazji usiłując nie spuścić którejś z nich na głowy niczego niespodziewających się wikingów. Wbrew pozorom nie było to takie łatwe.
Nie było także przyjemne, zwłaszcza, kiedy grube, zmrożone igły wbijały się znienacka w najmniej do tego przystosowane części ciała. W normalnych warunkach, to jest w miesiącach cieplejszych, do umajenia twierdzy użyliby zwyczajnych kwiatów i gałęzi jesionu, jak nakazywała tradycja. O tej porze roku jednak było to logicznie niewykonalne, a kolorowe kwiaty i liście należało czymś zastąpić.
- A co z tobą? Rozgrzałaś się już choć trochę? - zapytał z troską Jeździec, spoglądając na swoją towarzyszkę, szczelnie owiniętą grubą opończą. Iris miała nadzieję, że było to tylko pytanie retoryczne, bo sama czuła się, jakby za moment miała zamienić się w wielki sopel lodu.
Wzruszyła ramionami, wciąż ściskając skostniałymi dłońmi dwie świerczyny i próbując choć odrobinę odmrozić palce u stóp.
- Daj mi jeszcze chwilę, zaraz będzie okej.
- To samo mówiłaś jakieś pół godziny temu. - słusznie zauważył chłopak. Odebrał od niej balast i umieścił na masywnym podeście, wciąż przyglądając się jej z uwagą.
Już od dłuższego czasu starał się jakoś rozgrzać dziewczynę, jakoś przyzwyczaić i uodpornić na panujący w tych stronach świata chłód. Po prawdzie nie musiał się w tym kierunku zbytnio wysilać, bo ta sama garnęła się do pracy, jednak i to niewiele pomagało. Iris uparcie twierdziła, że tak srogiej zimy nie doświadczyła jeszcze nigdy w swoim życiu, podczas gdy dla niego temperatura była, owszem, niska, lecz znośnie zwyczajna.
Dziewczyna, ledwo uwolniwszy dłonie, od razu wcisnęła je gdzieś głęboko między poły opończy a fałdy grubego swetra z jaczej wełny. Czkawka spojrzał na nią z troską, po czym delikatnie ujął jej ramiona w dłonie, jakby próbował przelać na nią nieco własnego ciepła.
- Może jednak pójdziesz do twierdzy? Ogrzejesz się, ja skończę z tymi drzwiami; niewiele już zostało. A później do ciebie dołączę. - uśmiechnął się zachęcająco. Jakby na aprobatę jego słów oba smoki, stojące tuż za plecami dwójki Jeźdźców, mruknęły gardłowo.
Iris już miała otworzyć usta, żeby zaprotestować. Choć powoli przestawała podobać jej się idea dalszego przebywania na mrozie i śniegu, nie miała najmniejszego zamiaru zostawiać pracującego Czkawki samego. I byłaby mu to zdradziła, gdyby nie przerwał jej rozemocjonowany Śledzik, biegnący w szaleńczym, jak na niego, pędzie w ich kierunku, w górę wielkich, kamiennych schodów.
- Czkawka! Czka-czkawka...! Iris... - dyszał ciężko, jedną ręką przytrzymując swój metalowy hełm i chroniąc go przed upadkiem, w drugiej zaś kurczowo ściskając zmięty i sfatygowany już zwitek pergaminu.
Gdy zatrzymał się tuż przy rzeczonej dwójce, wyglądał, jakby najdał się grzybków Lokiego i od godziny biegał w tę i z powrotem po całej wiosce.
- Hej, wszystko w porządku? - zmartwił się młody wódz, lustrując uważnie przyjaciela i próbując uchwycić jego spojrzenie, rozbiegane oraz pełne ekscytacji.
Otyły Jeździec niedbale machnął wyświechtanym kawałkiem papieru tuż przed nosem Czkawki.
- Delegaci z wyspy Berserków przylecą jutro z samego rana. A Heathera razem z nimi! - pisnął, widocznie walcząc z sobą, aby nie stracić przytomności. Iris już wcześniej dowiedziała się, że współprzywódczyni Berserków i Śledzik od dłuższego czasu mają się ku sobie, jednak i bez tej informacji mogłaby śmiało się tego domyślić. - Biegnę dać znać Valce! - wysapał tylko przez ramię i bez zbędnego zastanowienia pognał dalej, prawie przeskakując leżące jeszcze na ziemi gałęzie świerku.
Żadne z dwójki Jeźdźców nie zdołało powiedzieć mu, że cieszą się razem z nim; ba, dziewczyna nie była nawet pewna, czy chłopak zauważył ich uśmiechy. Mogli jedynie odprowadzić go wzrokiem i patrzeć, jak znika w półmroku twierdzy, oświetlanej teraz tylko przez kilka niewielkich palenisk.
CZYTASZ
Smocze Marzenia ✔
FanficDzięki Smoczemu Oku Jeźdźcy odbywają dalekie podróże, podczas których odkrywają nowe lądy i gatunki smoków. A co by było gdyby... Gdzieś "po drodze" przyjaciele spotkali pewną nieznajomą dziewczynę? Jak bardzo ich życie stanęłoby do góry nogami? 8.1...