Przez głowę dziewczyny, jeden po drugim, przewijały się różnokolorowe obrazy, które na początku niezwykle trudno było jej określić: krawędzie zamazywały się i wirowały do tego stopnia, że powodowały niejasne uczucie dyskomfortu. Później pojedyncze kształty i dźwięki zaczęły się wyostrzać, pokazując budynki, twarze, osoby i ich głosy, ciągle jednak nie dając niczego konkretnego.
Wreszcie, mogło się wydawać, że minęły długie godziny, migawki te powoli łączyły się w konkretne sceny, które Iris w końcu była w stanie poprawnie interpretować.
Widziała własnego ojca, skrajnie zdenerwowanego i wytrąconego z równowagi, znacznie przewyższającego wzrostem postać, nad którą się pochylał, a którą dziewczyna szybko rozpoznała jako Czkawkę. Mężczyzna wyglądał, jakby całym sobą powstrzymywał się przed rzuceniem się na chłopaka z pięściami. Iris już miała zamiar wyrwać się do przodu i krzyknąć, aby ten nie zbliżał się do Jeźdźca, lecz obraz wokół rozmazał się, szybko formując kolejne.
Teraz Iris stała na krawędzi jednego z klifów okalających Koniec Świata, spoglądając daleko przed siebie, na piękny, różowawy zachód słońca. Tuż przy swoim boku miała Czkawkę, który delikatnie, lecz jednocześnie pewnie i zdecydowanie trzymał jej dłoń. Gdy dziewczyna spojrzała na niego, ścisnął ją nieco mocniej, z uśmiechem pełnym spokoju przyglądając się odchodzącym resztkom dnia. Iris zareagowała podobnie, jednocześnie prosząc, sama do końca nie wiedząc kogo, aby ta chwila trwała o wiele dłużej.
Jej prośby najwyraźniej nie zostały wysłuchane, bo już chwilę później znalazła się na polu bitwy - ostatniej bitwy o Berk, obserwując samą siebie, prowadzącą walkę na śmierć i życie z przerośniętym topornikiem. Wyraźnie widziała, jak błyszczące ostrze przemyka niebezpiecznie blisko jej głowy i z brutalną precyzją odcina niewielkie pasmo włsów. Walcząca Iris radziła sobie wrecz doskonale, do czasu, aż nie przyszło jej zmierzyć się z pędzącą w stronę Jeźdźca Nocnej Furii strzałą. Wydarzenia, które dziewczyna teraz oglądała, nieco różniły się od tego, co sama zdołała zapamiętać z tamtego dnia. Pocisk miał z brzękiem odbić się od płazu jej miecza, tymczasem dziewczyna wyraźnie zobaczyła, jak grot o palec mija oczekiwany cel, z morderczą siłą wbijając się prosto w jej krtań i zatapiając aż po połowę drzewca. Poczuła niewyobrażalny ból i prawie krzyknęła, a obraz natychmiast rozmazał się, przenosząc ją do kolejnej migawki.
Tym razem znajdowała się pośród gęstego gąszczu, zupełnie sama, otoczona jedynie nieprzeniknioną plątaniną gałęzi i liści. Wokoło nie było żywego ducha, a nawet dźwięki otoczenia, do tej pory doskonale słyszalne, zupełnie zniknęły. Iris poczuła jedynie, jak coś bardzo powoli i ostrożnie owija się wokół jej lewej stopy, a następnie i kostki. Gdy spojrzała w dół, nie do końca wiedząc, jak powinna zareagować, dostrzegła jedno z grubych pnączy, kawałek po kawałeczku oplatających jej stopę. Drgnęła niespokojnie, kiedy roślina niespodziewanie zacisnęła się mocniej. W dalszym ciągu starała się kontrolować swoje emocje, lecz stało się to niemożliwe, kiedy odnoga pnącza oplatająca jej kostkę mocno pociągnęła ją w dół, a następnie przekręciła o prawie sto osiemdziesiąt stopni. Iris wrzasnęła, czując się, jakby już nigdy nie była w stanie poprawnie chodzić.
Po raz kolejny wszystko, włącznie z paraliżującym bólem, rozpłynęło się w bezkształtną mgiełkę, pozostawiając dziewczynę zawieszoną w nicości. Tym razem przerwa trwała nieco dłużej, a kształty, które zaczęły się pojawiać, miały wyraźny problem z przybraniem odpowiedniej, oczekiwanej formy.
Koniec końców jednak Iris stanęła na brzegu klifu, który rozpoznała jako jeden z tych broniących Berk przed oceanem. Gdzieś w oddali zobaczyła przemykającą sylwetkę Nocnej Furii, lecz jak szybko się pojawiła, równie szybko zniknęła w otaczającej ją ciemności. Energicznie zmierzał ku niej mężczyzna o szerokich barkach i niezwykle nieprzyjaznym wyrazie twarzy, w którym prawie natychmiast rozpoznała jednego z Łowców - swojego oprawcę.
Mimowolnie spięła wszystkie mięśnie, jednak nie zdołała wykonać nawet najmniejszego ruchu; czuła, jakby całe jej ciało zostało związane grubym, niewidzialnym sznurem. Mężczyzna zbliżał się coraz bardziej, a ona nie była w stanie chociażby drgnąć, a nawet pisnąć. Było już jednak za późno na jakąkolwiek reakcję.
Łowca dopadł do niej, a następnie, bez najmniejszego zawahania i skrupułów, zepchnął ją z klifu. Kiedy spadała, ogarnęło ją niewyobrażalne przerażenie, jednak w dalszym ciągu nie mogła nawet krzyczeć. Przez ułamek sekundy poczuła się jak więzień w swoim własnym ciele, z którego zaraz miała się wydostać, roztrzaskująć się o skały pod sobą. Tymczasem one, złowrogo rozbijające fale na drobne kropelki, nieustannie i nieubłaganie zbliżały się ku niej. Miała ochotę miotać się, machać rękoma, ratować się i wywrzeszczeć na całe gardło kilka siarczystych przekleństw, lecz wszystkie jej wysiłki szły na marne.
Ostre skały były już kilkanaście, kilka metrów od niej, a odległość szybko się zmniejszała. Słyszała świst w uszach i czuła pęd powietrza. Od końca jej drogi do oceanu dzielił już ją tylko metr, później pół, kilkanaście centymetrów. Zamknęła oczy i próbowała przygotować się na uderzenie...
Obudziła się prawie w tym samym momencie, w którym trzasnęła całym ciężarem własnego ciała o twarde i zimne deski podłogi. Z niezwykłym trudem złapała powietrze do przykurczonych płuc i, ku własnemy zdziwieniu, nie poczuła wilgotnego, morskiego powietrza. Kaszlnęła, próbując przyzwyczaić się do normalnego oddychania. Minęła chwila, zanim udało jej się otworzyć nieprzytomne oczy na tyle, aby mogła bez problemu rozejrzeć się wokół siebie.
Leżała na drewnianej, wyszorowanej podłodze, a po swojej lewej stronie miała dość masywne, choć sprawiające wrażenie nadgryzionego zębem czasu łóżko. Nikłe światło rozchodziło się po całym pomieszczeniu ze świecy stojącej na szafce tuż obok.
Spróbowała przekręcić się, aby zlustrować pozostałą część pokoju, lecz koc, który zsunął się na podłogę razem z nią, zaczepił o jej lewą stopę, powodując tym samym nagły i niespodziewany ból. Dziewczyna szybko zrezygnowała z dalszego rozglądania się i, zebrawszy się w sobie, próbując ignorować delikatne zawroty głowy, usiłowała podnieść się z ziemi. Najpierw przeniosła się na kolana, aby następnie podeprzeć się rękami o krawędź ramy łóżka, odkrywając przy okazji, że gwałtowne przekręcanie głowy sprawia jej niemały ból i dyskomfort. Dłonie zadrżały lekko, kiedy próbowała oprzeć na nich cały swój ciężar i poddźwignąć się jeszcze wyżej.
Nagle ktoś podszedł do niej od tyłu i silnym uściskiem złapał ją pod ręce, a następnie posadził z powrotem na miejsce, z prawdopodobnie którego wcześniej spadła. Ten nagły ruch wywołał u niej kolejną falę otumanienia, a obraz pokoju przed nią zafalował. Minęła chwila, zanim pion i poziom na powrót odnalazły swoje właściwe miejsca, a dziewczyna mogła bez problemu wziąć głęboki oddech, bez obaw o zwymiotowanie.
Tuż przed nią przykucnął znajomy chłopak o brązowych włosach i twarzy zdjętej troską, bezpiecznie przytrzymujący jej bark i tym samym chroniący ją przed kolejnym upadkiem.
- Czkawka...? - zapytała dość nieprzytomnie, próbując rozmasować skroń, która zaczęła nieprzyjemnie i tępo pulsować, niestety, jak na razie, bez większego skutku.
- Dobrze, że już się obudziłaś. Gothi stwierdziła, że im szybciej, tym lepiej, bo to znaczy, że nie jest z tobą aż tak źle.
- Aż tak...? - dziewczyna początkowo miała poważne problemy ze zrozumieniem ogólnego sensu słów przyjaciela. Mocno zacisnęła powieki, sama nie do końca wiedząc w jakim celu: aby okiełznać swoje rozgonione zmysły, czy też złagodzić dokuczliwy ból czaszki. - C-co to za miejsce?
- Spokojnie, jesteś w moim domu, na Berk. Dość mocno cię poturbowali. Dobrze, że polecieliśmy za tobą, bo nie chcę nawet myśleć, co by z ciebie zostało... - podniósł się i usadowił tuż obok Iris, ciągle opiekuńczo przytrzymując ją w wyprostowanej pozycji. Ani na moment nie przestawał z uwagą przeszywać jej zatroskanym i pełnym zaniepokojenia spojrzeniem.
Dziewczyna musiała popatrzeć na niego zbyt tępym i zamglonym wzrokiem, ponieważ mina Czkawki mocno zrzedła, chociaż wydawało się to już niemożliwe. Poruszył się niespokojnie, jednak ciemnowłosa nie miała zbytniej możliwości określenia pozycji, jaką przybrał, ponieważ za każdym razem, kiedy wykonywała bardziej angażujący ruch, ciemniało jej przed oczami, a obraz zachodził mgłą.
- Pojmali cię Łowcy, kiedy poleciałaś na ich wyspę. Zaraz po tym, jak odkryliśmy, że Koniec Świata płonie. - zachwiała się lekko. - Pamiętasz, prawda?
Jednak rzeczywistość była taka, że Iris nie pamiętała. Miejsce, w którym powinny znajdować się wspomnienia z ostatkich kilku godzin jej przytomności, do złudzenia przypominało to, co aktualnie miała przed oczami: pulsującą mdłym bólem, wirującą mgłę. Jak mawiało się na jej rodzinnej wyspie: coś dzwoniło, lecz nie do końca wiedziała w której kuźni.
Z nadzieją zebrania się w sobie, ukryła twarz w dłoniach, chcąc odciąć się od innych, bolesnych na ten moment czynników, i skupić się tylko na tym zamglonym skrawku własnego umysłu. Powoli, bardzo powoli i z niemałym trudem przywołała jedno ze swoich ostatnich wspomnień i konsekwentnie brnęła przez kleistą breję własnych wspomnień, posuwając się coraz dalej w czasie.
Stopniowo przypominała sobie coraz to nowe wydarzenia i otwierała kolejne furtki, dające nikłe światło na to, co znajdowało się za nimi. Lot nad oceanem. Śmiercionośny ogień, trawiący Koniec Świata. Wzbierający gniew. Szaleńczy wyścić z samą sobą w stronę wyspy Łowców Smoków. Ukrywanie się pośród krzewów w przerzedzonym lasku. Obserwacja słabo widocznego obozu Łowców...
Najpierw uderzyły w nią fizyczne pozostałości minionych wydarzeń: ucisk w kostce i przeszywający ból szyi, które natychmiast wytłumaczyły jej tak fatalny stan. Już sekundę po nich, niby rozpędzony Miażdżytłuk, w jej wewnętrzne pole widzenia wtłoczyły się zagubione obrazy, nabierając niewyobrażalnej i przerażającej ostrości. Teraz, kiedy pamiętała już wszysko, z najmniejszymi szczegółami, opanował ją nagły strach i przerażenie.
- Burza... - zdążyła jedynie wypluć z siebie, po czym, zupełnie nie zważając na swoje skrajne wyczerpanie i brak zdolności do jakiegokolwiek działania, zerwała się ze swojego miejsca i rzuciła, sama dokładnie nie wiedziała gdzie, oraz co miałaby uczynić.
Szczęściem, Czkawka zareagował natychmiast, chwytając ją w pół kroku, którego nie była w stanie wykonać, i chroniąc ją przed kolejnym upadkiem na podłogę.
- Burzy nic nie jest. Pewnie teraz bezpiecznie śpi razem z maluchami w Akademii.
Iris prawie mdlała. Z bólu, zawrotów głowy, zmęczenia, bezsilności - nie miała szans nawet spróbować tego określić. Czkawka usadowił ją ponownie na jej wcześniejszym miejscu na brzegu łóżka, lecz, nie ważne, jak bardzo dziewczyna by się starała, nie potrafiła utrzymać mięśni w odpowiedniej pozycji.
Chłopak szybko zrezygnował z dalszego przytrzymywania jej, już zupełnie wyzutego z wszelkich sił ciała.
- I ty chyba powinnaś zrobić to samo. - dodał, chociaż później Iris nie wiedziała, czy rzeczywiście wypowiedział te słowa, czy też zostały one jedynie wykreowane przez jej oszołomiony umysł. Niezależnie od tego, chłopak, najdelikatniej jak tylko umiał, podłożył dłonie pod jej głowę i plecy, uważając, aby nie sprawić jej dodatkowego cierpienia, i ułożył ją na powrót na ciepłym posłaniu, a następnie opiekuńczo okrył kocem. Prawie natychmiast, jakby za sprawą jakiejś magicznej mocy, poczuła się nieco lepiej. Być może zmęczenie i poważny rozstrój zmysłów jej nie opuszczały, lecz z pewnością wszechogarniający strach, niepokój i część zawrotów głowy przeszły na drugi, mało istotny plan.
I pewnie Iris byłaby poczuła się całkowicie normalnie, gdyby nie ten dokuczliwy, irytujący i ogłupiający ból prawej połowy karku. To ten zapach, którego w tamtym momencie nie była w stanie określić, skutecznie znieczulił i uspokoił jej zszargane nerwy.
- Przyniosę ci coś do picia. Powinno ci pomóc.
Dziewczyna zdołała jedynie złapać jego pełen niepokoju wzrok, oraz dostrzec kurczowo ściągnięte zmartwieniem brwi. Chciała go powstrzymać, ale zanim zdobyła się na wykonanie choćby najmniejszego ruchu, on już zniknął w ciemności schodów prowadzących w dół.
Była zbyt wyczerpana na jakiekolwiek działanie. Nie było jej nawet dane doczekać powrotu chłopaka, ponieważ jak niespodziewanie się przebudziła, tak równie szybko zapadła w długi i głęboki sen.
CZYTASZ
Smocze Marzenia ✔
FanfictionDzięki Smoczemu Oku Jeźdźcy odbywają dalekie podróże, podczas których odkrywają nowe lądy i gatunki smoków. A co by było gdyby... Gdzieś "po drodze" przyjaciele spotkali pewną nieznajomą dziewczynę? Jak bardzo ich życie stanęłoby do góry nogami? 8.1...