- Iris, ale ty jesteś w stu procentach pewna, że dasz sobie radę? - dopytywał Czkawka, uważnie obserwując każdy krok dziewczyny i będąc gotowym na natychmiastowe niesienie pomocy, kiedy schodzili w dół zbocza.
Uśmiechnęła się sama do siebie, z rozbawieniem kręcąc głową.
- Już dziesiąty raz powtarzam, żebyś się nie martwił. Czuję się całkiem dobrze, lot na smoku nie jest ekstremalnie wymagający, a poza tym doskonale wiesz, że nie dałoby mi to spokoju.
Jeźdźczyni nie miała już prawie żadnego problemu z poprawnym poruszaniem się; jedynie w skrajnych przypadkach, przy wykonywaniu ruchów spoza logicznego zakresu, jej kostkę przeszywała krótkotrwała, lecz silna, kłująca strzała bólu. Nieco mniej optymistycznie prezentowała się kwestia rany na szyi, która, pomimo zapewnień Iris, że nie sprawiała już żadnego problemu, wciąż nie wyglądała najlepiej. Sam Czkawka musiał przyznać, że oparzenie, do tego narzędziem wcześniej używanym do lepiej nie wiedzieć czego, goiło się nadzwyczaj powoli, o ile przez te ostatnie kilka dni zmieniło się jakkolwiek - może oprócz ustąpienia w nim gorączki, jednak chłopak nie był do końca pewnien, czy to aby na pewno dobrze. Nawet Gothi orzekła, iż rany tego typu wymagają specjalnej opieki, co, w dalszym ciągu niespecjalnie odwiodło Iris od pomysłu natychmiastowego wylotu. Jedynym ruchem, jaki wykonała w tym temacie, było zawiązanie na własnej szyi chustki, która ukrywała biały opatrunek i chroniła go przed ciekawskimi spojrzeniami niepowołanych, a dziewczynę przed falą niewygodnych pytań, mogących zdradzić zbyt wiele.
- Kiedy nie potrafię. - żachnął się Czkawka. - Nie mogę być spokojny z myślą, że polecisz tak daleko i to zupełnie sama, bez odpowiedniej opieki i pomocy w razie potrzeby. Sama mówiłaś, że właściwie nie wiesz, czego dokładnie możesz się tam spodziewać. A, uwierz, to mnie nie pociesza.
Przodem, w dół zbocza zbiegała Burza, wyraźnie podekscytowana zbliżającą się wyprawą. Na grzbiecie, zawieszone tuż przy siodle, dźwigała dwie duże sakwy, po brzegi wypchane najpotrzebniejszymi przedmiotami, lecz widocznie zupełnie jej to nie przeszkadzało. Dalej szła Iris, równie rzetelnie przygotowana, z torbą pełną map, leków i prowiantu, przerzuconą przez ramię. Nawet ona nie miała na sobie krzyża Berk, którego widok mógły skłonić mieszkańców Wyspy Trzech Szczytów do zbytnich rozmyślań; nie wiadomo było bowiem, jak mogliby oni zareagować, dowiedziawszy się, z którą z wysp związała się dziewczyna. Tuż za nią podążał Czkawka, w dłoniach niosąc pieczołowicie złożony, ciepły koc, a na ramieniu dźwigając zielonkawego, wiercącego się Straszliwca. Nawet on był niespokojny, jakby wyczuwał napięcie Jeźdźca i jego towarzyszki; dreptał w miejscu, ciągle kręcąc się na barkach chłopaka i wydając z siebie bliżej niezidentyfikowane pomruki. Pochód ten zamykał Szczerbatek, wyglądający na równie mało ukontentowanego rozwojem wydarzeń, co sam Czkawka. Bezradnie spoglądał to na podekscytowaną smoczycę, brykającą w radością pomiędzy ozdobnymi roślinami, to na przyjaciela, jakby ten był w stanie czynić cuda i mógł cokolwiek zaradzić w kwesti zniwelowania jego zmartwień.
- Może jednak polecę z tobą?
Iris zatrzymała się i odwróciła tak nagle i niespodziewanie, że towarzyszący jej Jeździec zdołał zatrzymać się zaledwie pół kroku od niej. Dziewczyna spojrzała na niego dobrodusznie, jakby już samym wzrokiem próbowała dać mu do zrozumienia, że nie opłaca mu się nawet robić sobie nadziei na odpowiedź twierdzącą. Wolną ręką złapała za jego przedramie i z pełnym przekonaniem i pewnym rozrzewnieniem spojrzała mu w oczy.
- Wiem, że to nie jest łatwe, ale obiecuję, że będę uważać. Najpierw rozejrzę się z ukrycia, a dopiero później, kiedy już będę miała pewność, że wszystko jest w porządku, ujawnię się ludziom. Nie wiemy, jak mogliby zareagować na twoją obecność. A poza tym - dorzuciła, kiedy chłopak złożył trzymany koc na jej ramiona, a ona już umieściła go w odpowiedniej sakwie przy siodle - jednego smoka jeszcze zdołam ukryć. Ale dwie nadpobudliwe Nocne Furie to już zdecydowanie nie do przejścia.
Uśmiechnęła się szeroko i szczerze na własne słowa, na powrót odwracając się w stronę towarzysza. Ich spojrzenia skrzyżowały się: jego zbite, pełne napięcia, chociaż silnie ziejące ufnością; jej podekscytowane, w którym radość mieszała się z niepewnością oraz strachem przed nieznanym.
Po pewnej chwili jednak i dziewczynie zrzedła mina, po ekscytacji nie zostawiając już ani śladu, za to pozwalając samej niepewności w pełni ją opanować.
Iris westchnęła głęboko i, zanim zdążyła zastanowić się nad tym, co robi, przytuliła się do Czkawki. Na gest zwrotny nie musiała długo czekać, bo chłopak, jakby machinalnie, objął ją z czułością i uścisnął, niby próbując przyciągnąć jeszcze bliżej siebie.
Smoczek, ciągle siedzący na ramieniu Jeźdźca, spojrzał na dziewczynę wzrokiem mówiącym, że uważa jej zachowanie za co najmniej karygodne i jest nim kategorycznie oraz skrajnie zdegustowany.
- Będę tęsknić. - wymruczała wprost w rękaw towarzysza, a zrobiła to tak cicho, że nie była do końca pewna, czy usłyszał jej słowa. Mogła jedynie się tego domyślać, kiedy jakby szczelniej oplótł ją swoimi ramionami.
Trwali tak przez dłuższą chwilę, obserwowani przez dwie pary bystrch, czujnych oczu, a przez trzecią sztyletowani oburzeniem. W końcu Czkawka zwolnił nieco uścisk i delikatnie wyplątał się z rąk Iris. Zdjął ze swoich barków nadwyraz niezadowolonego Straszliwca i czym prędzej podał go dziewczynie, zanim ten zdołał przypomnieć sobie, że ma jeszcze możliwość rozmyślenia się i ucieczki.
- Pisz do mnie. Wysyłaj wiadomości, kiedy tylko będziesz mogła i koniecznie dawaj znać, jeśli dowiesz się czegoś ważnego. No i, przede wszystkim... - zawahał się przez moment - gdyby coś ci się stało.
Iris uśmiechnęła się kącikiem ust i dyskretnie pokręciła głową, jednak bez narzekań przyjęła smoczka i wepchnęła do specjalnie wcześniej przygotowanej na to torby przy siodle. Maluch nie zdążył zaprotestować.
- Obiecuję, że będę pisała, kiedy tylko nadarzy się okazja. Spokojnie, będziesz wiedział o wszystkim na bieżąco. - zapewniła go, po czym wspięła się na palce i musnęła ustami jego policzek. Zdążyła zarejestrować zarówno swój, jak i jego cień zakłopotania. - A teraz wybacz, ale jeszcze chwila i wszystkie przygotowania pójdą na marne.
Wsiadła na Burzę, lecz kiedy tylko dotknęła powierzchni siodła i ujrzała cierpiętniczą minę Czkawki, zalała ją kolejna fala ubolewań.
- Może to i dobrze?
Chłopak musiał wiedzieć, że to pytanie pozostanie bez odpowiedzi. Iris próbowała ostatni raz przywołać na swoją twarz uśmiech, lecz mięśnie miała jak sparaliżowane. Nie potrafiła już ukryć własnego podłamania.
- Wrócę, obiecuję.
- Będę czekał.
Dwie Furie wymieniły ostatnie pożegnalne, nie brzmiące zbyt krzepiąco mruknięcia i tęskne spojrzenia. To drugie zrobili również ich Jeźdźcy, lecz nie mieli na tyle siły, aby utrzymać je przez dłuższy czas.
Na znak Iris, Burza poderwała się do lotu, a zrobiła to nadzwyczaj lekko, jak na ciężar juk, jaki musiała dźwigać. Jeźdźczyni i jej smoczyca zatoczyły szeroki krąg nisko nad wyspą, ostatni raz rzucając okiem na zabudowania, wśród których obie znalazły swój nowy, lepszy dom; dziewczyna z wysokości pomachała na pożegnanie Czkawce, stojącemu na opustoszałej polanie, po czym odleciały w kierunku południa, gdzie nieśmiało wyglądający nad horyzont Orion już osłaniał się swoją tarczą przed rozjuszonym bykiem.
CZYTASZ
Smocze Marzenia ✔
FanfictionDzięki Smoczemu Oku Jeźdźcy odbywają dalekie podróże, podczas których odkrywają nowe lądy i gatunki smoków. A co by było gdyby... Gdzieś "po drodze" przyjaciele spotkali pewną nieznajomą dziewczynę? Jak bardzo ich życie stanęłoby do góry nogami? 8.1...