Jak to mówią „Wszystko co dobre, szybko się kończy". Wizyta w domu państwa Nikiforov, chociaż bardzo przyjemna, również musiała dobiec końca. Chociaż i tak chłopcy zabawili tam dość długo.
Dochodziła godzina dwudziesta pierwsza, a Yuuri i Victor wracali do domu. Nie planowali tak długiej wizyty, ale rodzice platynowłosego nie chcieli ich puścić, tłumacząc się tym, że długo nie widzieli syna i muszą to nadrobić. Chłopcy dość długo musieli ich przekonywać, że od rana mają sporo pracy i muszą się wyspać. Ostatecznie udało im się to, jednak nie obyło się bez małego szantażu. Zostali wypuszczeni, ale pod groźbą obowiązkowego przyjęcia sporego kawałka sernika Pani Nadii, i złożenia obietnicy o ponownej wizycie.
- Mówiłem Ci, że będzie fajnie.
- Masz rację. Twoi rodzice to wspaniali ludzie. Chociaż trochę szaleni...
- Nie zaprzeczam, są lekko zwariowani, ale dzięki temu jest zabawniej.
- Nawet bardzo.
Kolejne kilometry w drodze do domu mijały przyjemnie szybko, okraszone dyskusją na temat minionego popołudnia i wieczoru. Gdy dotarli na miejsce, wjechali do podziemnego garażu, a potem windą udali się na swoje piętro.
Victor już miał zamiar żegnać się z brunetem i iść do siebie, jednak Yuuri miał trochę inne plany.
- Ne Victor, bardzo chce ci się spać?
- W sumie to nie, a co?
- Choć ze mną, pokażę Ci coś.
Wyjechali na ostatnie piętro, a po wyjściu z blaszanego pudełka piosenkarz zaprowadził Nikiforova przez dziesięciostopniowe schody do wyjścia ewakuacyjnego. Jak się można było domyślić, podwójne stalowe drzwi prowadziły na dach budynku.
Nad ich głowami ciemnogranatowe niebo mieniło się milionami gwiazd, a Księżyc pysznił się swym blaskiem, prezentując swoje najlepsze walory w fazie pełni. Brak jakichkolwiek chmur oraz smogu, pozwalał podziwiać kosmiczne sklepienie w pełnej krasie. A ci co mieli choć śladowe pojęcie o astronomii, mogli się pokusić o odnalezienie w kosmicznej masie poszczególnych konstelacji.
Yuuri i Victor zachwyceni tym widokiem usiedli, plecami opierając się o szyby wentylacyjne znajdujące się na środku dachu.
- Niesamowite
- Prawda? Aż chciałoby się tu tak siedzieć i tylko patrzeć na nie...
- Wieczne obserwowanie gwiazd?
- A czemu by nie? To o wiele przyjemniejsze niż nasz zabiegany świat.
- Niby masz rację. Ale czy nie czuł byś się samotnie?
- Dlatego Cię tu przyprowadziłem.
- Co? – zaskoczony Victor wbił spojrzenie w siedzącego obok bruneta.
- Chciałem Ci podziękować.
- Za co?
- Za dzisiejszy dzień. Było naprawdę wspaniale...
- To nic takiego. Tylko odwiedziny u rodziców.
- Uwierz mi, dla mnie to bardzo wiele znaczy. Już od bardzo dawna tego nie czułem...
- Czego?
- Tego ciepła i rodzinnej atmosfery. Uczucia, że ktoś się o ciebie troszczy. To naprawdę miłe. – głos Japończyka lekko drżał.
- Yuuri...
- Wiem, że to może się wydawać dziecinne i niepoważne, ale kiedy Twoja mama mnie przytuliła....przez moment......przez krótką chwilę poczułem się jak w domu......jakby to była Moja mama.
YOU ARE READING
Habanera
Fanfiction„ Bo miłość jak cygańskie dziecię: Ani jej ufaj, ani wierz. Gdy gardzisz, kocham cię nad życie, Lecz gdy pokocham, to się strzeż! " Habanera (fragm.) Miłość potrafi złapać człowieka w najmniej oczekiwanym momencie jego życia. Może przyjść delikat...