Part X

307 17 0
                                    

Weszliśmy grupą do obszernego klubu. Wszystkie oczy zwróciły się w naszą stronę, ale ludzie nie przestali się bawić. Grupa Jokera nie robiła na nich większego wrażenia. Tak, jakby była dla nich częstym widokiem. Jednak czułam, że ich wzrok przede wszystkim spoczywa na mnie. Nawet kobiety wijące się na rurach patrzyły na mnie dziwnym wzrokiem. Myślałam tylko nad tym, czy ten wzrok mówi 'Masz przejebane', czy też 'Zazdroszczę'. Cóż, przekonywała mnie pierwsza opcja, nadal nie wiedziałam co ja tu właściwie robię...
Nagle wszyscy po kolei weszliśmy na zaplecze, gdzie leżały czarne, wielkie torby. Każdy wziął po jednej i rozpakował zawartość. Zrobiłam to, co reszta. Chcąc podnieść jedną z toreb, myślałam, że pęknie mi kręgosłup. Zza mojego ramienia wychylił się DeadShot.

- Rosie, karabiny zostaw mi.

- Oh, to dlatego ta torba jest taka ciężka!

- Ej, nie spinaj się.- powiedział, widząc moje zdenerwowanie. Strasznie się jąkałam, miałam szklane oczy. Cieszyłam się, że ktoś to w końcu zauważył.

- Jak mam się nie spinać?- wyszeptałam.

- Dasz radę, masz.- podał mi jeden z karabinów.

- Ale ja... nigdy nie strzelałam. No dobra, raz, ale nie z tego czegoś!

- Może i duży, ale łatwy w obsłudze. Patrz...- DeadShot pokazał mi po kolei jak posługiwać się karabinem. Nawet nie wiedział, jak bardzo byłam mu wdzięczna za te ''ludzkie'' słowa i odruchy.

- Hej, gołąbeczki, idziemy.- odezwał się TwoFace. Wydaje mi się, czy jest zdenerwowany? Czy chodzi o nasz pocałunek?...

- Idziemy, chodź Rosie.- pociągnął mnie za rękę do samochodu dostawczego, gdzie wszyscy czekali. Odjechaliśmy, a ja myślałam tylko o tym, czy uda mi się przeżyć ten wieczór.

- Czy nie uważacie, że naszej Rose przydałaby się jakaś ksywka?- zapytał Deadshot.

- Po co? Długo z nami nie zostanie...- powiedział któryś z gości w zwierzęcych maskach.

- Smile...- odezwał się Joker.

- Co smile?- zapytała Ivy.

- Przezwisko. Smile.- odpowiedział  rozbawiony Joker.

- Idealnie, doda jej może trochę uśmiechu.- TwoFace potrącił mnie ramieniem, a ja czułam rumieńce na mojej twarzy. Jokerowi chyba się to nie spodobało... Zmierzył go pogardliwym wzrokiem, ale TwoFace nic sobie z tego nie robił, zresztą tak samo jak DeadShot. Zagadywali mnie, abym się zrelaksowała, ale średnio im wychodziło... Cały czas byłam kłębkiem nerwów...

Dotarliśmy na miejsce. Wysiedliśmy z samochodu i każdy pobiegł na swoją pozycję. Ja miałam  iść za Jokerem do środka szpitala. Szedł przodem ignorując moją obecność, aż w końcu coś powiedział.

- Nie zawiedziesz mnie, prawda?

- Nie obiecuję ci, że wyjdę stąd żywa. Z resztą, jak nie zginę teraz, to umrę następnym razem.

- Nie podoba mi się takie podejście... Więcej pewności siebie! Jak ktoś ci stanie na drodze, to go zabij. I tyle. Nie rozmyślaj, tylko rób swoje. W końcu zabijanie przeszkód będzie twoim nawykiem.

- Aż w końcu tak do tego przywyknę, że pewnego razu zabiję ciebie?

- Wtedy wstałbym z grobu i zabił ciebie, tylko stokroć boleśniej niż ty zabiłaś mnie. Ale o czym my mówimy, nie zdołałabyś mnie zabić.

- Niby dlaczego?- wiedziałam, że nie odpuści. Westchnął wesoło, po czym zatrzymał się przed drzwiami i odwrócił się w moją stronę.

- Bo to ja jestem mordercą.

- Za chwilę ja też nim będę.

- Przekonajmy się.- powiedział, po czym strzelił w zamek drzwi. Rozległ się niesamowity huk. Dźwięk alarmu wprawił mnie w osłupienie. 

- Ruchy!- krzyknął najradośniej jak mógł.

Ruszyłam za nim, szybko jednak przystanęłam, widząc pierwszych ochroniarzy i strażników. Chwyciłam pistolet i wyciągnęłam rękę przed siebie. Strzeliłam. Raz, drugi, trzeci. Strażnicy jeden po drugim padali jak muchy. Co ja robiłam?!

- Tego to ja się nawet nie spodziewałem!- Joker wybuchł śmiechem. Drzwiami szybko zaczęła wbiegać reszta grupy. Joker wskazał mi, gdzie znajdują się cele więźniów. Szybko ruszyłam w stronę długiego korytarza przy akompaniamencie alarmu i syren nadjeżdżających radiowozów.

Cela 97 była moim celem. W biegu szukałam pasujących cyfr. '8735, 8735...' W kółko powtarzałam sobie kod w głowie. 
Nagle dwóch strażników stanęło mi na drodze. 
Pierwszy strzał był celny, trafiłam w głowę, ale drugi... Drugi strażnik okazał się być sprytniejszy i rzucił się na mnie. Przygwoździł mnie do ściany i usiłował ściągnąć mi maskę. Przypomniały mi się słowa Jokera i wycelowałam w kolano. Rozległ się huk pistoletu, a strażnik zwijał się bólu z podłodze. Zignorowałam to i biegłam dalej, mijając cele.
Jest i 97! Teraz kod... udało się! Drzwi się otworzyły, a w celi stała wysoka sylwetka. Był to bardzo umięśniony mężczyzna z dziwną maską na twarzy...

- Bane?- zapytałam zmieszana.

- To sprawka Jokera?- zapytał.

- Tak. Masz, idziemy.- podałam mu karabin.

- Niepotrzebny mi.- powiedział, po czym wyszedł niezwykle szybko z pomieszczenia. 

A więc... moja misja wykonana. Słyszę helikopter... Pobiegłam do reszty, która zwinnie zabijała policjantów. 

- Helikopter już jest na tyłach!- krzyknęłam.

- A Joker?!

- Nie widziałam go!

- Chodź, idziemy po niego!- odkrzyknął TwoFace.

Biegliśmy w stronę budynku. Zabijanie kolejnych strażników nie było już dla mnie problemem. Przełamałam się już i czując presję otoczenia wykonywałam to, co do mnie należy.
Gdy znaleźliśmy archiwum, zastaliśmy Jokera wijącego się za śmiechu.

- Joker?! Musimy spadać!- wrzasnął na niego TwoFace, podnosząc go z podłogi.

- Spójrzcie tylko na to! Zdjęcie w aktach Ivy jest przekomiczne! 

Nagle do archiwum wbiegł policjant, który złapał mnie od tyłu, wytrącając mi pistolet z ręki. Joker starał się trafić z pistoletu w policjanta, ale chybił. Nie chcąc mnie zranić, rzucił się na policjanta. Mundurowy wycelował w niego, ale on zrobił unik i wyrwał mu pistolet z ręki. Odepchnął mnie na bok i wpakował policjantowi kulkę w głowę. Wszystko działo się tak szybko...

- Dziękuję...- wyszeptałam.

- Idziemy, helikopter już czeka.- odrzekł uradowany Joker, zabijając po kolei policjantów chowających się za winklami. 


Ryzykowny Krok ~Joker~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz