Part VII

379 16 0
                                    

  Mieszkanie u niego było jak życie w więzieniu. Nie pozwalał mi wychodzić na zewnątrz, znikał na całe dnie i noce, pozostawiając mnie zamkniętą na klucz w tym ogromnym domu. Pomieszczenia również były pozamykane, niektóre okna pozaklejane gazetami. Dało się odczuć, że przebywa się u psychopaty... W ten wieczór miałam zadebiutować. O godzinie 13.00 miałam udać się do biura i wziąć dokumenty ojca. Nie wiedziałam jak to zrobię, ale nie chciałam umierać. Muszę zrobić wszystko, aby zdobyć te cholerne papiery. Najgorsze jest to, że biuro ojca jest strzeżone przez strażników, nie wiem, czy pozwolą mi tam bez problemu wejść. Mówi się trudno.  
 Było już południe, a ja chodziłam po wąskim korytarzu tam i z powrotem. Miał po mnie przyjechać jeden z ludzi Jokera i zawieźć mnie pod biurowiec. Z Jokerem nie widziałam się od dwóch dni, ale widywałam go na ekranie telewizora, gdy mówiono o nim w telewizji. " Joker znowu daje o sobie znać. Podłożył ładunki wybuchowe pod maski policyjnych radiowozów. Zginęło 24 funkcjonariuszów policji Gotham."

 -Nieźle Joker, naprawdę nieźle...

 Nagle usłyszałam, że ktoś przekręca zamek w drzwiach. W wejściu stanął... Chwila, poznałam go. Gość bez połowy twarzy...

 -Witaj piękna, dzisiaj twoja pierwsza misja. Wsiadaj do samochodu, stoi na podjeździe, ja wezmę broń z piwnicy.

 - Broń? Po co nam broń? Mamy to przecież załatwić na spokojnie...

- A gdy coś pójdzie nie tak? Na przykład... Stchórzysz i powiesz o mnie policji, że czekam na ciebie pod tym zasranym biurowcem!

 Nic już nie odpowiedziałam i ruszyłam w stronę samochodu. Jeszcze nie widziałam jak wyglądam dom, w którym mieszkałam przez te kilka dni, z zewnątrz. W ogrodzie było mnóstwo drzew, które maskowały budynek.

 Sam dom był cały szary, nowoczesny, bardzo ładny. Wygląda jak apartament jakiegoś bogatego gościa, a należy do największego psychopaty w Gotham. Działkę chronił wysoki mur i masywna brama. Na pojeździe stało kilka pojazdów bez tablic rejestracyjnych. Tylko jeden takową miał, drzwi do niego były otwarte. Wsiadłam do środka i starałam się uspokoić. Wzięłam kilka wdechów i wypuszczałam je głośno z płuc.

 - I jak? Jest stresik?

- Trochę.

- Cóż, za kradzież dokumentów można dostać nawet pięć lat.

 - Ile?!

- Spokojnie, jesteś córką Fostera.

 - Spadaj, dam sobie radę.

 - Oczywiście, wierzymy w twoje umiejętności aktorskie. Wymyśl jakąś bajeczkę i po kłopocie.

 Chyba mam plan.Weszłam do biura. Zabiegani ludzie mijali mnie, nie zwracając na mnie uwagi. I dobrze. Pojechałam windą na 21 piętro, tam znajdował się gabinet ojca. Ruszyłam w stronę drewnianych drzwi, przed którymi stała dwójka strażników zajętych pogawędką.

- Dzień dobry.- powiedziałam do mężczyzn łkającym głosem.

- Dzień dobry, panienka Foster?

- Zgadza się.

- Jak stan pana Fostera? Słyszeliśmy, że jest w śpiączce...

- Jest... Jest bardzo źle...- powiedziałam, z trudem utrzymując załamujący się głos. Nie było mi przykro mówiąc o tym, ale była to część mojego planu.

-...Czy ja mogłabym wziąć z gabinetu ojc... taty kilka jego prywatnych rzeczy? Zawsze na biurku stało nasze wspólne zdjęcie...

- Nie powinniśmy, są tam ważne, tajne dokumenty...

- To będzie tylko chwila.

- No dobrze, tylko proszę się spieszyć.

Tak! Udało się! Frajerzy! Gdy tylko drzwi za mną się zamknęły zaczęłam przeszukiwać szafki w gabinecie. Nie no, nie wierzę! To o te dokumenty chodziło...Szybko poszło. Na szczęście, nie musiałam zbyt długo szperać między półkami. Przyjrzałam się przestronnemu pomieszczeniu. Na biurku rzeczywiście stało nasze wspólne zdjęcie. Wzięłam je do rąk i stałam tak, przyglądając się naszym szczęśliwym twarzom. Miałam wtedy kilka lat, a ojciec nosił mnie na barana. Wtedy można go było nazwać tatą. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos strażnika.

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale chyba powinna pani już wyjść.

- Tak, oczywiście.- powiedziałam chowając zdjęcie w ramce do torebki, w której równocześnie znajdowały się skradzione dokumenty. Udało się! Naprawdę się udało. Widocznie marzenia o zostaniu aktorką nie poszły na marne...

- I jak? Nie przyłapali Cię? 

- A co? Zdziwiony?

- Chyba nieźle się wczułaś, jesteś cała rozmazana. Ale i tak wyglądasz pięknie.

- TwoFace, czy mógłbyś coś dla mnie zrobić?

- Zależy, co takiego?

- Pocałuj mnie.

 Nie wierzę, co ja właśnie powiedziałam! Ten natłok emocji wziął górę, strata tylu bliskich osób...

- Da się zrobić. - powiedział, po czym położył swoją dłoń na mojej szyi i przybliżył usta do moich ust. Nie ogarniałam, co się dzieje. Podążałam tylko za jego ruchami. Było cudownie, mimo że nie posiadał połowy ust...

 - Dziękuję.

 - Jestem do twoich usług, a teraz muszę cię odwieźć do Jokera...

 - Wiem... Czy mógłbyś mnie kiedyś odwiedzić? Całe dnie siedzę sama, Joker nie chce mnie wypuścić...

- Na co dzień jestem trochę zajęty, ale zobaczymy się w piątek, zobaczysz jak to wszystko działa.

 - Ta, jasne.

- Co?

- Nic! Jestem tylko przejściową zabawką w waszych rękach.

- Jesteś naszą częścią, tak jak Floyd, Pamela, czy Joker.

- To on dowodzi?

- Zawsze dowodzi ten najrozsądniejszy. I nas jest jeszcze kryterium 'najbardziej szalony'. Zdecydowanie wygrywa.

- Skrzywdzi mnie?- na moje pytanie odpowiedziała cisza.Dojechaliśmy w tej przygnębiającej ciszy na miejsce. TwoFace odjechał, a ja znowu jestem sama. Tak mi się przynajmniej wydawało...      

Ryzykowny Krok ~Joker~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz