04. for now i will stay alive

388 28 28
                                    

- Loki, pogadajmy. - Sigyn nie tylko nie puściła jego bluzy, ale pociągnęła bruneta bliżej siebie.

- Sig, nie teraz. - Delikatnie, acz zdecydowanie odsunął ją od siebie, uwalniając bluzę z uścisku. Ruszył zrobić sobie herbatę, jak zwykle, po krótkim namyśle jednak zmienił zdanie i uruchomił ekspres do kawy. Było już dość późno, po zmroku, ale nigdy nie obchodziło go specjalnie, która jest godzina albo ile będzie spał. - Naprawdę nie teraz - dodał ostrzej, gdy ruszyła za nim. Zamknęła usta w połowie wypowiadania czegoś, co jemu zdawało się oskarżeniem, choć w jej intencjach było tylko troską.

- Dobrze - westchnęła zrezygnowana, ramiona jej opadły.

- Sig. - Laufeyson, zdumiony jej potulnym wycofaniem się, płynnym ruchem przyciągnął ją do siebie i chwycił za przedramiona. - Nie robię nic, czym powinnaś się martwić, kochanie - zapewnił ją.

- Nie wiem tego - odparła cicho.

- Obiecuję ci - dodał szybko, w myślach solennie przysięgając wyrzucić tę paczkę papierosów, którą przechowywał w szafce przy łóżku. Z całej siły przytulił rudowłosą do siebie; niezręczne uczucie towarzyszące mu przy każdym kłamstwie przy Sigyn przerodziło się w nareszcie uwolnioną pulę uczuć jakie zbierał w oczekiwaniu na jej przyjazd. Rozlały się miłym ciepłem w jego piersi. Zyskał zaskoczony pisk, gdy niespodziewanie podniósł ją i posadził na blacie.

- Loki! - zaśmiała się, na co i on wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Tęskniłaś, huh? - spytał, a jego oddech omiótł ciepło jej twarz. - Ja też.

Objęła go, wcisnęła twarz w odsłoniętą szyję bruneta. Kochała te momenty, krótkie chwile kradzione po długiej walce o wolny czas na spotkania, wyrwane z dzielącej ich odległości.

- Kocham cię - mruknęła z uśmiechem, ściskając dłońmi kark swojego chłopaka.

Loki zdjął z siebie jej ramiona, po czym uniósł podbródek rudowłosej, przeciągnął długim palcem po jasnoróżowej wardze dziewczyny i niechcący zahaczył o nią paznokciem.

- Też cię kocham, Sig. Naprawdę.

Po tych słowach nachylił się - nawet gdy siedziała na blacie, był znacznie wyższy - żeby skraść pocałunek najpierw na jej czole, później nosie, a wreszcie ustach. Muśnięcie przerodziło się w namiętne, długie pocałunki podobne do pociągnięć pędzlem po wrażliwym płótnie, z trudem zdolne do rozdzielenia. Sekundy później znów zmieniły się w serię krótkich urywanych, niewymagających nawet rozdzielenia nosów i niedokładnych przez ciągłe uśmiechy goszczące na wargach. Zgięte w łokciach ramiona owinął czule wokół pasa dziewczyny, wsunął dłonie w pachnące włosy.

- Synu? - rozległ się chłodny głos, na dźwięk którego Loki odsunął wargi od ust Sigyn, dłonie i ramiona pozostawiając na miejscu w wyzywającej pozie.

- Tato. - Cholera, bardzo się starał, żeby jego głos brzmiał przyjaźnie, a przynajmniej nie wrogo. - O co chodzi?

- Chodź na chwilę. - Mężczyzna rzucił to tonem nieznoszącym sprzeciwu; no tak, w końcu mówił do Lokiego. Nie musiał się starać.

- Co się stało? - spytał brunet, szybkim krokiem idąc za ojcem. - Tato! - krzyknął, gdy siwowłosy zatoczył się i podparł o komodę. Wyszarpnął komórkę z kieszeni spodni i wybrał numer brata.

Był to jeden z nielicznych momentów, w których szczerze się martwił.

- Loki, spokojnie. Synu! - dodał poważniej, choć nadal chłodno Odyn, łapiąc go za nadgarstek, gdy palec bruneta już wisiał nad ekranem by wybrać numer i zadzwonić.

BIFROST ON LIGHTS. avengers auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz