Ten dzień był piękny. Nadchodząca wiosna, słońce wyglądające zza chmur, świeży zapach roślin budzących się do życia. Istny raj.
Brunhilda przeciągnęła się niczym lew, zaraz potem opadła na poduszkę. Kołdra i dwa koce tworzyły legowisko godne niedźwiedzia, który zasnął smacznym snem. Skołtunione gęste włosy kompletnie zasłoniły jej twarz burzą loków, gdy z najwyższą niechęcią uniosła głowę i napotkała niebieskie spojrzenie Astrid.
- Jeszcze minutkę - poprosiła nieprzytomnie, przygrzmacając twarzą w miękki materiał.
- Nie każę ci wstawać, śpiochu. - Blondynka cmoknęła ją w czoło i ułożyła się wygodnie obok. Uwielbiała spanie razem; ona jako smuklejsza większa łyżeczka i Brun jako ta mniejsza, krępa. - Tylko mówię, że zrobiłam tosty. I kawę. I pomyślałam, że chciałabyś zjeść ze mną, a potem możemy poszukać strojów na bal kostiumowy, co? - zapytała, splatając palce z tymi szatynki.
- Jasne - wymamrotała Brun w poduszkę. - Jeszcze minutkę - dodała błagalnie. - Muszę odespać, siedziałam z Bruce'em do białego rana. Oglądaliśmy serial.
- Wiem, strasznie głośno wracasz do domu - zaśmiała się Astrid. - Czekam na ciebie - dodała czule.
Objęła mocno swoją dziewczynę i pocałowała w czoło. Nie musiała czekać długo na kolejny pocałunek, tym razem ze strony szatynki i tym razem w usta. Z uśmiechem oddała pieszczotę, po chwili odrywając wargi od zaborczych ust Brunhildy.
- Może byśmy gdzieś wyszły? - zaproponowała. - Ostatnio tyle czasu nam ucieka - dodała z żalem.
- Wyjdziemy, obiecuję. - Brun nie chciała mówić, że owszem, zaplanowała coś specjalnego na ich czwartą rocznicę związku. - Obiecuję, kochanie. - Tylko poczekaj chwilkę. Wsunęła delikatnie kosmyk jasnych włosów za ucho Astrid, przez chwilę pobawiła się nimi. Uwielbiała sposób, w jaki chwytały słońce, wyglądały wtedy, jakby świeciły własnym, obcym, pięknym światłem.
- Ile razy już obiecywałaś, co? - odparła rozbawiona blondynka, ściskając rękę dziewczyny.
- Ale tym razem naprawdę! - broniła się Brunhilda, ze źle skrywanym pod maską śmiechu wstydem. To prawda, zdarzały jej się drobne wyskoki, a z niesłowności była znana, jednak na Astrid naprawdę jej zależało. Nie chciała tego spieprzyć. - Wstaję, zrób mi miejsce. - Podniosła się niezgrabnie z łóżka, kilka razy porzucając zamiar wpadnięcia z powrotem w objęcia pościeli, zamiast nich wybierając te należące do jasnowłosej.
Powoli, jak na lenia patentowanego przystało, zdjęła flanelową koszulę i przeczesała włosy.
- As, przestań - mruknęła z uśmiechem, czując ciepłe usta na szyi. - Przestań - powtórzyła, z uśmiechem coraz szerzej pchającym się na wargi, choć miała wielką ochotę zwyczajnie się poddać. Wtedy jednak dziewczyna przestała i pstryknęła Brunhildę w nos.
- A-a, czekam z tostami - zaśmiała się, wychodząc i zamiatając włosami.
- Ej no, nie ma tak! - Szatynka złapała poduszkę i cisnęła nią przez pokój. - Szlag! - krzyknęła, gdy spudłowała. - Idę po was, tosty - dorzuciła groźnie, zapinając jeansy. Niech nie myślą, że są bezpieczne.
Takie z serem i grzybami nie będą na pewno.Dowlokła się do kuchni, od razu sięgnęła po kubek z kawą. Tego ranka darowała sobie marudzenie i narzekanie na cały świat, wszak miało być miło.
- Kawy? - Astrid wyjęła gorący kubek spod dyszy. Pociągnęła łyk. Jak zwykle piła kawę z mlekiem, podczas gdy szatynka wolała kawę ciemną, ale z dużą ilością cukru.