11. the breath i saw was not my own

211 22 13
                                    

Ten dzień był piękny. Nadchodząca wiosna, słońce wyglądające zza chmur, świeży zapach roślin budzących się do życia. Istny raj.

Brunhilda przeciągnęła się niczym lew, zaraz potem opadła na poduszkę. Kołdra i dwa koce tworzyły legowisko godne niedźwiedzia, który zasnął smacznym snem. Skołtunione gęste włosy kompletnie zasłoniły jej twarz burzą loków, gdy z najwyższą niechęcią uniosła głowę i napotkała niebieskie spojrzenie Astrid.

- Jeszcze minutkę - poprosiła nieprzytomnie, przygrzmacając twarzą w miękki materiał.

- Nie każę ci wstawać, śpiochu. - Blondynka cmoknęła ją w czoło i ułożyła się wygodnie obok. Uwielbiała spanie razem; ona jako smuklejsza większa łyżeczka i Brun jako ta mniejsza, krępa. - Tylko mówię, że zrobiłam tosty. I kawę. I pomyślałam, że chciałabyś zjeść ze mną, a potem możemy poszukać strojów na bal kostiumowy, co? - zapytała, splatając palce z tymi szatynki.

- Jasne - wymamrotała Brun w poduszkę. - Jeszcze minutkę - dodała błagalnie. - Muszę odespać, siedziałam z Bruce'em do białego rana. Oglądaliśmy serial.

- Wiem, strasznie głośno wracasz do domu - zaśmiała się Astrid. - Czekam na ciebie - dodała czule.

Objęła mocno swoją dziewczynę i pocałowała w czoło. Nie musiała czekać długo na kolejny pocałunek, tym razem ze strony szatynki i tym razem w usta. Z uśmiechem oddała pieszczotę, po chwili odrywając wargi od zaborczych ust Brunhildy.

- Może byśmy gdzieś wyszły? - zaproponowała. - Ostatnio tyle czasu nam ucieka - dodała z żalem.

- Wyjdziemy, obiecuję. - Brun nie chciała mówić, że owszem, zaplanowała coś specjalnego na ich czwartą rocznicę związku. - Obiecuję, kochanie. - Tylko poczekaj chwilkę. Wsunęła delikatnie kosmyk jasnych włosów za ucho Astrid, przez chwilę pobawiła się nimi. Uwielbiała sposób, w jaki chwytały słońce, wyglądały wtedy, jakby świeciły własnym, obcym, pięknym światłem.

- Ile razy już obiecywałaś, co? - odparła rozbawiona blondynka, ściskając rękę dziewczyny.

- Ale tym razem naprawdę! - broniła się Brunhilda, ze źle skrywanym pod maską śmiechu wstydem. To prawda, zdarzały jej się drobne wyskoki, a z niesłowności była znana, jednak na Astrid naprawdę jej zależało. Nie chciała tego spieprzyć. - Wstaję, zrób mi miejsce. - Podniosła się niezgrabnie z łóżka, kilka razy porzucając zamiar wpadnięcia z powrotem w objęcia pościeli, zamiast nich wybierając te należące do jasnowłosej.

Powoli, jak na lenia patentowanego przystało, zdjęła flanelową koszulę i przeczesała włosy.

- As, przestań - mruknęła z uśmiechem, czując ciepłe usta na szyi. - Przestań - powtórzyła, z uśmiechem coraz szerzej pchającym się na wargi, choć miała wielką ochotę zwyczajnie się poddać. Wtedy jednak dziewczyna przestała i pstryknęła Brunhildę w nos.

- A-a, czekam z tostami - zaśmiała się, wychodząc i zamiatając włosami.

- Ej no, nie ma tak! - Szatynka złapała poduszkę i cisnęła nią przez pokój. - Szlag! - krzyknęła, gdy spudłowała. - Idę po was, tosty - dorzuciła groźnie, zapinając jeansy. Niech nie myślą, że są bezpieczne.
Takie z serem i grzybami nie będą na pewno.

Dowlokła się do kuchni, od razu sięgnęła po kubek z kawą. Tego ranka darowała sobie marudzenie i narzekanie na cały świat, wszak miało być miło.

- Kawy? - Astrid wyjęła gorący kubek spod dyszy. Pociągnęła łyk. Jak zwykle piła kawę z mlekiem, podczas gdy szatynka wolała kawę ciemną, ale z dużą ilością cukru.

BIFROST ON LIGHTS. avengers auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz