Pietro leżał wyciągnięty na sofie, z jednym ramieniem charakterystycznie zawiniętym pod głowę. Drugą ręką przyciągał do siebie gruby czerwony koc Wandy, z wyszytymi białymi i czarnymi serduszkami.
Zerknęła za zegarek: była dziesiąta. Nie budziła brata w weekendy, wiedziała ile on pracuje. Nierzadko widywała go o pierwszej w nocy nad laptopem, z kolejnym kubkiem mocnej kawy, z czołem opartym na dłoni i sztucznym uśmiechem na jej widok, udającego, że wszystko jest w porządku.
Sama wstała niewiele wcześniej, ale tylko dlatego, że wolała mieć brata na oku.
Zaparzyła sobie herbatę, czekając, aż grzanki wyskoczą z tostera. Miała nadzieję na leniwy dzień; ona, Pietro i beztroskie nicnierobienie do nocy.
Telefon zasygnalizował przyjście wiadomości. Odczytała. Brunhilda zapraszała ją na urodziny Lokiego, oczywiście razem z Pietro. Na usta szatynki wpełzł uśmiech, zaraz jednak spadła na nią myśl o prezencie dla solenizanta. Coś trzeba przecież kupić.
- Cześć, siostra - ziewnął blondyn, wchodząc do kuchni. Miał na sobie ulubione powyciągane, miękkie dresy i szary t-shirt z logo S.H.I.E.L.D., ich uczelni pieszczotliwie nazywanej Tarczą. Twarz miła jakby zmiętą, a zaczerwieniony nos świadczył o wielu próbach wyzbycia się kataru. Mokre włosy jasno informowały, że przed chwilą mało że wstał, to jeszcze doczołgał się do prysznica i zrobił z niego użytek.
- Cześć. Jesteśmy zaproszeni na za tydzień na dziewiętnastą na urodziny Lokiego. Ten wysoki brunet, na pewno pamiętasz.
- Ten gołąbek, który ma napuszonego brata? Znam - odparł Maximoff niższym niż zwykle głosem i włączył ekspres. - Dupek. - Nie przepadał za starszym Odinsonem, tak samo jak mniejsza część uczelni. Można by rzec, że studenci dzielili się na trzy obozy: tych, którzy skoczyliby za nim w ogień, tych, którzy by tego nie zrobili i tych, którzy by ten ogień rozpalili.
- Nie jest zły, są gorsi - zaoponowała Wanda.
- Fakt, jest ten cały Stark. Może mu ktoś kiedyś uświadomi, że życie nie składa się z podrywania wszystkich naokoło - zgodził się. - I spania z kim popadnie - pokręcił głową, a wilgotne blond kosmyki opadły mu na czoło. - Nie każdy ma tak wspaniałego starszego brata jak ty. Doceń mnie.
- Doceniam - zaśmiała się. - I... są jeszcze gorsi, ale takich nie znamy. Idziemy, co? - szturchnęła brata w żebra.
- Ale najpierw kawa. Potem jakieś leki. Potem lenienie się. A potem dopiero impreza za tydzień. I gdzie ten twój gołąbek mieszka? - spytał, nachylając się do kubka.
- To nie jest mój gołąbek. Dzielnica Piąta. Czterdzieści minut autobusem - dodała z pamięci.
- To dużo czasu - Pietro przeciągnął się niczym lew. Czuł, jak coś mu łupie w głowie, a nozdrza są irytująco zatkane.
- Musimy jeszcze pomyśleć nad prezentem - nie ustępowała szatynka.
- Dobra, w prezencie dla Lokiego uprowadzę Starka. Będzie miły wieczór - wyszczerzył się. - On też się ucieszy. Zmieniając temat, co na śniadanie? - spytał, robiąc szczenięce oczy.
- Grzanki albo coś wymyśl, wierzę w ciebie - Wanda poklepała brata po ramieniu. - Jesteś samodzielny.
- Głodny Pietro to zły Pietro - powiedział, przejmując dyskretnie tosta. - Drugi hest dla ciebhe - dodał z pełnymi ustami i wskazał na talerz. - Wspaniałomyślnie ci go zostawiam.
- Zabieraj łapy - zaśmiała się dziewczyna. - Albo zrób jeszcze dwa.
- Siostra, wydaje mi się, że balować pójdziesz sama - mruknął dziwnym głosem, przełykając tosta. Spróbował głębiej odetchnąć; przypuszczenia się potwierdziły. Katar. - Chyba jestem chory - dodał tym samym osobliwym tonem.