19. did they know i was grown with you?

169 20 10
                                    

Wanda wróciła do mieszkania, gdy Pietro i Clint opróżniali trzecią butelkę podłego wina. Zapach alkoholu i papierosów Bartona - wziętych zapewne od Lokiego, ewwntualnie kupionych w sklepiku na rogu uliczki - uderzył ją już od progu. Zmarszczyła z odrazą nos.

- Moglibyście nie robić z tego miejsca meliny? - rzuciła zamiast przywitania. - Pietro, przypominam ci, że oboje śpimy w tym mieszkaniu, a nie chcę, żebyśmy zeszli we śnie.

- Jak było? - Blondyn ucałował siostrę. - Nie okazał się aż taką pierdołą, na jaką wygląda? Może jest ukrytym superbohaterem? - rzucił drwiąco.

- Przestań. - Dziewczyna odłożyła torebkę na komódkę. Skrzywiła się. - Nie możesz go nie lubić tylko dlatego, że się ze mną umawia. 

Cóż, starszy Maximoff przejawiał zadziwiającą tendencję do wilczego zachowania wobec adoratorów siostry. Nie, żeby ta nie umiała sama ich spławić celnie dobraną uwagą; lubił się z nimi drażnić, a tym samym droczyć z główną zainteresowaną.

- Umawia? - podchwycił Clint, dopiero teraz zeskakując z kanapy i witając się z przyjaciółką. Objął ją mocno, zamykając w silnym przytulasie. - Cześć, jednorożcu - wymamrotał w jej nieco potargane włosy.

- Cześć, papugo - mruknęła, opierając podbródek na ramieniu przyjaciela.

- Gołębiu - wyszeptał brat, uchylając się przed latającą ręką przyjaciela bardzo starającą się go szturchnąć.

Co by dużo mówić, wyjście się udało. Kawa w ślicznej, ukrytej przed światem kawiarence, ulubionej Visiona, jak się okazało, pyszna pizza, długi spacer; na takie spotkania mogłaby wychodzić codziennie. Tylko potem łazienkowa waga piszczałaby z bólu po kilku miesiącach takiego życia, ale cóż, może było warto?

Nie myliła się co do chłopaka: naprawdę był świetnym rozmówcą, zainteresowanym prawie w stu procentach tym samym, co ona, zgadzali się w wielu najważniejszych dla siebie kwestiach (nie trzeba mieć dzieci, żeby być spełnionym, człowiek i kot też mogą być rodziną, łóżka ludzi to ich prywatna sprawa). Na nic nie naciskał, na nic nie nalegał. Nie umiała go za dobrze określić, wciąż się jej wymykał, uciekał z subtelnych ram, do których próbowała go włożyć. Żył inaczej niż ona, miał kota imieniem Ultron (strasznego złośliwca, jak zapewniał), jego sąsiadem był Stephen Strange - maniak herbaty, tak jak Wanda. W zasadzie nie było tak źle.

Telefon ściskany w dłoni dał o sobie znać delikatnymi wibracjami. Wanda uwolniła się z objęć Clinta i zerknęła na ekran. Z niedużym uśmiechem na ustach zaczęła odpisywać.

[vision] bezpiecznie w domu?

[scarlvt] tak, dzięki. za kawę, pizzę, spacer

[vision] cała przyjemność po mojej stronie ;)

[scarlvt] zdzwonimy się, bo muszę zatrzymać brata i clinta od zrobienia mi tutaj ćpalni. bayo

[vision] eh. cześć, wanda.

Westchnęła, wyłączając urządzenie. Rozejrzała się po pomieszczeniu - cienka otoczka siwego dymu spowijała je, nie na tyle, by oślepić, lecz wystarczająco na tyle, by zirytować. Nie znosiła tego uczucia zaburzonego wzroku, jakby jakaś kosmiczna istota zaginała powietrze przed jej nosem i odrealniała świat, mrugania oczami z prędkością światła, żeby móc cokolwiek zobaczyć, a co postrzegała dziwnie warstwowo, jakby dany przedmiot osiągnął kilka dodatkowych wymiarów. Zwykle potem kręciło jej się w głowie; między innymi dlatego Loki z ich wiedźmowego trio tak solennie przysiągł rzucić palenie, a Pietro unikał używek tego rodzaju.

BIFROST ON LIGHTS. avengers auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz