13. silence gives you space

190 19 42
                                    

Clint stał przez chwilę, objęty mocno przez szatynkę, i się uśmiechał. Prywatnie, bez wielkiego halo czy błyskania zębami; cieszył się tym momentem dla siebie.

- Chcesz spróbować jeszcze raz? - spytał cicho, gotowy do sięgnięcia po ćwiczebny egzemplarz broni.

- Popatrzę - zaoponowała, z uśmiechem stając za nim.

Obserwowała uważnie szybkie, zgrabne, pewne ruchy Bartona, gdy naciągał cięciwę i strzelał; każdy bełt trafiał w środek tarczy. Jasnowłosy był fenomenalnym strzelcem, nigdy nie widziałam kogoś o takim talencie.

- Ziemia do Wandy! Mała! - Zamrugała szybko, wyrwana z potoku myśli. - Zbieramy się, mamy jeszcze całą noc na lenistwo - powiedział Clint, opuszczając rękę sprzed jej twarzy. - Chodź - dodał. Spakował łuk i kołczan do torby, którą zarzucił na ramię.

W mieszkaniu zajęli się organizacją wieczorku filmowego: poukrywane przed szarańczą przyjaciół zapobiegliwie słone i słodkie przekąski wylądowały w miseczkach na stole, gazowane napoje zostały po kolei poodkręcane i ustawione tak, by nie zasłaniały ekranu.

Kołdry, koce oraz wszelkiej maści poduszki zagościły na rozłożonej przez Clinta kanapie, tworząc przytulne legowisko.

- Będziemy się przebierać teraz czy o drugiej?- zaśmiała się Wanda, otwierając walizkę.

- Lepiej teraz, nie będzie potem skarg, że tłuczemy się o nieboskiej godzinie - odparł blondyn. Wyjął z komódki pozwijaną piżamę, na którą składał się t-shirt do kompletu z dresowymi spodenkami i ruszył do łazienki.

Minutę później już wskakiwał na posłanie, wprawiając większość poduszek w stan nieważkości, by zaraz potem spadły.

Wanda prychnęła cicho pod nosem, jednocześnie uśmiechnęła się lekko. Barton naprawdę zachowywał się czasem jak dziecko, ale to właśnie w nim lubiła. Nie był tak poważny jak inni, widział w obecnym stanie rzeczy coś więcej niż tylko naukę czy wkuwanie do upadłego. Prawdę mówiąc, rzadko kiedy zawracał sobie głowę dokładnym uczeniem się, raczej polegał na skojarzeniach.

Zamknąwszy drzwi Maximoff przebrała się, związała włosy i zmyła makijaż. Nie uważała się za specjalną tapeciarę, jej zdaniem ciemne cienie bardzo pasowały do aktualnego stylu. Czuła się pewniej w ciemnych barwach, odwrotnie niż Pietro, który nosił jasne ubrania. Czerń za bardzo go przytłaczała.

- Mała, zupełnie z ciebie inny człowiek bez tych wszystkich mazi na twarzy - powitał ją przekomarzająco przyjaciel na widok dresowej piżamy w jednorożce i wyraźnie drobniejszej figury. - Ile ty masz lat, dziewczyno? Piętnaście? - wybuchnął śmiechem. Droczył się, dopóki nie oberwał w twarz jaśkiem. Z wyrazem bezdennego zaskoczenia zastygł, gdy szatynka z dumą podrzucała kolejny.

- Nawet nie próbuj - ostrzegła go sztucznie obrażona, zaraz potem siadając obok.

- Przykro mi, nie śpię z nieletnimi - wypiszczał Barton, ledwo oddychając. Policzki zaczerwieniły mu się jak dojrzałe truskawki, gdy wciskał twarz w poduszkę, chcąc stłumić ryki śmiechu.

- Taki jesteś dorosły, hm? Dorośli nie jedzą tyle śmieciowego żarcia - odparła Maximoff sarkastycznie, choć z uśmiechem, zagarniając miseczki do siebie.

- Oddaj... - jęknął Barton, wyciągnął ręce po paluszki. - Już nie będę - obiecał, wciąż czerwony.

- Masz, tato - zażartowała.

BIFROST ON LIGHTS. avengers auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz