12. and then i felt chills in my bones

196 22 30
                                    

Brunhilda stała jak wrośnięta w ziemię, z otwartym pudełeczkiem leżącym w dłoni i oczekiwaniem rozbijającym brązowe tęczówki od zewnątrz. Z całej siły powstrzymywała łzy, nie chciała się rozpłakać.

Astrid podniosła się powoli, nie odrywając niebieskich oczu od niższej, z ustami zakrytymi dłońmi w geście zachwytu i niedowierzania.

- Tak, Brun, Boże, tak, kochanie! - wyrzuciła z siebie i zarzuciła brunetce ręce na szyję. - Tak, tak! - szeptała w jej szyję, wciskała twarz w materiał białej koszuli wybranki.

Wszystko nagle przestało być ważne, świat mógłby stanąć w miejscu, a one nie zwróciłyby na to uwagi. Mógłby w nie trafić meteoryt; zignorowałyby to. Ludzie dookoła nagle spadli do rangi ledwo owadów, gdy objęte płakały. Do uszu kobiet doszły dzięki klaskania; niepewnie oderwały się od siebie i uniosły wzrok. Brunhilda uśmiechnęła się powalającym uśmiechem do osób, które szczerze oklaskiwały jej oświadczyny; dzieci, kobiet, mężczyzn. Wszystkich. Ze łzami wzruszenia i radości wsunęła pierścionek na palec przyszłej panny młodej.

Kobieta zapłakana, ale z szerokim uśmiechem i niemym, wyszlochanym zapewnieniem objęła narzeczoną.

- Kocham cię, As. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo - wyznała przeżartym uczuciem, choć złamanym przez płacz tonem.

- Ja też cię kocham, Brun. Ciebie i tylko ciebie.

♢♢♢

- Cześć, mała! - krzyknął od progu Clint, zamykając drzwi. - Robisz remont pod nieobecność brata? - zażartował, co Wanda skwitowała przewróceniem oczami.

- Zbieram się i wprowadzam do ciebie - odparła, wrzucając kolejny zestaw ubrań do walizki. - Pietro powiedział, że mogę - dodała, unosząc wzrok znad pakunku.

- Pewnie, dla was dwojga mam drzwi zawsze otwarte - potwierdził blondyn. - Pomóc? - spytał, widząc, jak dziewczyna walczy z zamkiem.

- Poradzę sobie, dzięki - odparła. Zdmuchnęła niesforny kosmyk włosów z twarzy; serce Bartona podskoczyło. Zganił się za to w myślach, to siostra jego najlepszego kumpla. Nie ma podrywów na Wandę Maximoff, głównie dlatego, że jej brat potrafi z zamkniętymi oczami złożyć kałasznikowa, a pod poduszką pewnie trzyma siekierę.

- Wiesz, jednak możesz pomóc - skapitulowała, gdy walizka po raz kolejny odmówiła posłuszeństwa. - Nigdy nie lubiłam pakowania, to Pietro zawsze żyje na walizkach. Nie usiedzi w miejscu - westchnęła zrezygnowana.

- Niektórzy tak mają - przytaknął. - Ja na przykład, jestem bardzo porządnym szlajającym się po barach człowiekiem, ale siedzę ciągle na tyłku i trenuję dzieci. Jedyne, co robię pożytecznego - dodał nieco zgryźliwie, po krótkim pojedynku zapinając zamek. Chwycił za rączkę, jednocześnie sięgając po plecak Wandy. - Gotowa?

- Woda zakręcona, prąd i gaz tak samo, rolety opuszczone. Wszystko - klasnęła w dłonie, po czym przejęła bagaż od Clinta.

- Zaniosę ci - odparł, ponownie zaciskając palce na rączce. - To jest lżejsze - dorzucił, podając jej ukochany, sprany plecak z mnóstwem naszywek i przypinek rockowych zespołów.

- Jak chcesz - uśmiechnęła się. - Tylko żeby potem nie było na mnie, gdy nie będziesz mógł strzelać.

- Będę winił tylko siebie - przyrzekł wesoło, powstrzymując się od sprawdzenia pod pretekstem pójścia do łazienki, czy Pietro naprawdę ma siekierę pod poduszką. - Albo znajdę sobie rehabilitanta. Chcesz pójść ze mną dzisiaj na strzelnicę? - spytał znienacka.

- J... Jasne, czemu nie - odparła z uśmiechem. - Popatrzę.

Barton poczuł, jak robi mu się niewyobrażalnie gorąco. Będzie musiał bardzo się starać, żeby nie popisywać się przed szatynką. Dlaczego tak reaguje, przecież są przyjaciółmi, to normalne, że chętnie z nim pójdzie... A niech cię szlag, Clinton Francis, skarcił się. - To jak? Odstawiamy twoje rzeczy do mnie, ewentualnie się ogarniemy i idziemy?

BIFROST ON LIGHTS. avengers auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz