21. not just graffiti on a passing train

167 17 21
                                    

Steve postanowił się udać do jedynej osoby, której bezczelność i sarkazm mogły postawić go na nogi, ale doskonale wiedział też, że równie chętnie zostałby przez niego wyściskany ze starannie skrywanym zadowoleniem, współczuciem i miałby zaoferowaną pomoc od zaraz.

Wyciągnął telefon, lecz nie wybrał numeru, nawet nie wszedł w kontakty. Zupełnie zignorował kuszące pulsowanie na ekranie blokady (wyświetlające jego ulubione zdjęcie z Buckym, które szybko zmienił), przyswoił tylko godzinę. Za dziesięć druga. Może Tony już wstał, pomyślał i uśmiechnął się kącikiem ust. Lubił żartować ze starkowego wylegiwania się do późna w łóżku.

Droga do posiadłości Starków została przebyta z wydatną pomocą autobusu, z którego końcowego przystanku niemal dobiegł do budynku. Nawet nie zdyszany wdusił przycisk dzwonka.

- Kto tam? - usłyszał burkliwy głos zdradzający, że gospodarz jest raczej nie w najżywszym wydaniu.

- Bałwanek - mruknął niechętnie, na co stojący po drugiej stronie domofonu brunet uśmiechnął się szeroko, aż rozświetliło mu twarz.

- Dostęp przyznany - rozległo się i po przekroczeniu furtki znalazł się naprzeciw Tony'ego.

- Coś się stało? - dobry humor, pierwotnie źle zinterpretowany jako znudzenie, uciekł, gdy niebieskie oczy powiedziały mu wszystko. Steve rzadko kiedy dawał się ponieść emocjom, ale ten moment wybrała sobie maska, by rozpaść się u stóp najmłodszego z rodziny i popchnąć Rogersa w szybko rozwarte ramiona. - O, Steeb, wygląda na poważne złamanie. To Barnes? - spytał zachmurzony, przybierając pozę gotową do walki, a raczej przybrałby ją, gdyby nie miał przyjaciela w ramionach. Stwierdzenie, że Stark i Barnes się nie lubili, było dosyć delikatne.

Blondyn w jego uścisku pokiwał głową, ledwo powstrzymując łzy.

- Chodź do środka, Bałwanku, nie będziemy się obściskiwać przy ludziach - mruknął niezręcznie. Kilka sekund potem usadził gościa na krześle, wyłączył serial i zrobił kawę; Nebula i Pepper wyglądały tak, jakby miały zaraz zacząć ostrzyć noże i poszatkować sprawcę smutku Steve'a.

- Opowiedz wszystko ze szczegółami, okej? - zmartwiony Tony objął go lekko. W odpowiedzi otrzymał skinięcie głową, pociągnięcie nosem i głęboki wdech. To już coś. Nieczęsto otrzymywało się współczucie czy tak potrzebne przejęcie się sprawą od Starka, ale on zajmował się tylko sprawami największego kalibru; rozpad związku jego bądź co bądź przyjaciela z pewnością do takich należał, nawet w jego skali, gdzie wyżej w potrzebie reakcji był tylko koniec świata. Albo wyczerpanie się zapasów kawy, także tych nielegalnych wobec Pepper.

- Mam z nim pogadać? - w głosie Tony'ego pobrzmiewała złość. Wyłamał sobie znacząco knykcie, zyskując zniesmaczone spojrzenie blondyna. - Wybacz - zreflektował się - czy mam uraczyć niejakiego Jamesa Buchanana Barnesa swoją być może destrukcyjną wizytą? - spytał, wciąż nie do końca poważny w tonie.

- Nie, nie musisz się w to angażować, Tony. - Steve podniósł się, nerwowo skubiąc rąbek koszuli.

- Hola, Bałwanku, sam tu przylazłeś. - Nacisk bruneta skutecznie usadził niezbyt wojowniczego w tej chwili Rogersa z powrotem na krześle. - Teraz ze szczegółami, co jest grane. - Zajął miejsce obok, przy czym po obu jego stronach stanęły Pepper i Nebula, równie zaaferowane, co on i gotowe najechać mieszkanie Bucky'ego tak, jak stały.

- Bucky przyszedł i oświadczył, że nasz związek chyba nie wypali. - Steve wypluł słowa jakby miały najgorszy smak na świecie. Uh, zapewne miały. Gorzki, kwaśny, nieważne; nie był dobry. - Tak jak stał. Z Samem. Po prostu wszedł, poprzytulał się, a potem strzelił mi tym prosto w twarz - ukrył twarz w dłoniach. - Wiesz, co jest najgorsze? - spytał. Tony pokręcił lekko głową, dając znak niebieskowłosej, by zrobiła na szybko jakiegoś drinka. - Miał zamiar mi to powiedzieć, ale zanim to zrobił, jeszcze się poprzymilał, potrzymał za pieprzoną rękę. Tak się nie robi. - Kilka łez spłynęło na podbródek blondyna, przeważyło szalę. 

BIFROST ON LIGHTS. avengers auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz