15. run straight through of our tormentors

171 18 19
                                    

Dwa tygodnie później dom Lokiego znów ział pustką  po wyjeździe Sigyn, a mieszkanie Maximoffów miało wypełnić się obecnością brata.

- Siostra, za godzinę będę w mieście. Wyjedźcie po mnie, co? Ty i Clint, dam wam znać, gdzie będę. - Miło było znowu słyszeć głos brata, choć ten wydzwaniał tak często jak mógł z najprzeróżniejszymi pytaniami, komunikatami i poleceniami. Ech, słuchanie tego natrętnego gnojka nigdy się Wandzie nie znudzi.

- Clint, za czterdzieści minut Pietro będzie, prosi, żebyśmy go odebrali - poinformowała.

- Luz, zdążymy. - Barton rzucił się leniwie na fotel. - Za dwadzieścia minut wyjedziemy i będziemy akurat. Mówił, gdzie będzie? - spytał przez ramię, już układając się wygodnie.

- Ma dać znać. Poza tym przydałoby się ogarnąć moje mieszkanie, trochę mnie tam nie było - dodała po namyśle szatynka.

- Od braku ciebie nie nabrudziło się tam, wręcz przeciwnie, ale OK, pojedziemy. Zbieraj ciuchy. - Blondyn ciężko wstał czując, że jednak nie nacieszy się miłym nieróbstwem. Nie przy niej. Wystarczyło, że musiał ganiać jej nadpobudliwego bliźniaka po mieście, gdy znowu przegrał. Zakład. W karty. W cokolwiek.

- Gotowe. - Maximoff pięć minut później stała przy drzwiach z plecakiem na ramieniu i walizką w ręce. Chwilę potem Clint zamknął drzwi, po czym wsiedli do samochodu chłopaka i pojechali.

Stan mieszkania rodzeństwa niczym nie różnił się od stanu, który prezentowało dwa tygodnie wcześniej; może tylko odrobina kurzu zalegała w mniej dostępnych miejscach. Wanda przetarła palcem zdjęcie jej uśmiechniętej, objętej przez roześmianego Pietro. Stali wtedy na tle ich ulubionego graffiti w okolicy, wysprejowanego na ciemnych cegłach sokijskiej kamienicy. Błękitna ramka wisiała na małym gwoździu, który starszy z bliźniąt własnoręcznie wbił przy pomocy młotka oraz dużej dawki rosyjskich przekleństw, podobnie jak kilkanaście innych rameczek, różnych rodzajów, kolorów oraz formatów.

Przeszła się powoli ciasnym korytarzykiem do pokoju brata, przy okazji przeciągając dłonią po każdej możliwej powierzchni i krzywiąc się niezauważalnie, gdy pierścionek w starciu z meblem wydał paskudny drapiący dźwięk. Na małym stoliku pełniącym funkcję szafki nocnej widniało nieco mniej przykurzone miejsce po laptopie - który, i Wszechświat Wandzie świadkiem, nie ruszał się z tamtego miejsca ani na centymetr - i asystująca mu mała rameczka ze zdjęciem. Gwoli ścisłości było to ulubione zdjęcie Pietro, na którym przygarnia do siebie siostrę ramieniem i całuje w skroń, szatynka śmieje się do obiektywu. Małe zagięcie w lewym dolnym rogu powstało, gdy nosił je w wewnętrznej kieszeni marynarki i przypadkowo papier zawinął się do góry. Później oryginał trzymał w ramce, a odbitkę przy sobie. 

Mimo wprowadzenia się do tego lokum dobre dwa lata wcześniej, pudło z prywatnymi rzeczami Pietro wciąż stało wciśnięte w róg pokoju, a ona za każdym razem, gdy miała ochotę wywalić jego zawartość na podłogę przypominała sobie o własnych sekretach. A miała ich dużo. Plus srebrnowłosy nie byłby najszczęśliwszy pod słońcem, znając je. Jasne, wspierałby ją z całej siły i całym sercem, ale niektóre mogły nadal okazać się za ciężkie nawet dla Rosjan. Zwykle w sytuacjach ekstremalnych, głównie najazdu znajomych chłopaka, ale też związanych bezpośrednio z młodszą Maximoff, bywał używany magiczny Natasha alert. Niebywale pomocny.

- Dwa tygodnie to jednak dużo czasu - powiedziała z namysłem Wanda, poprawiając poduszkę.

- No, kawałek życia. W takim czasie można zostać weganinem, rozmyślić się i powtórzyć to dziesięć razy, zależy, co będzie w menu śniadaniowym fastfoodów. A nikt tam sałatek raczej nie podaje - przytaknął Clint, który niespodziewanie znalazł się przy niej. - Wszystko w porządku? - spytał troskliwie.

BIFROST ON LIGHTS. avengers auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz