16. if you decide, all is well

194 19 7
                                    

Kiedy po raz pierwszy od kilku dni wyszło słońce, Vision zdecydował się na konfrontację. Założył długi, czerwony szalik, narzucił płaszcz, złapał okulary i nucąc pod nosem ulubioną piosenkę uciekł z mieszkanka. No dobra, właściwie były to trzy pokoje i łazienka w akademiku obok Stephena Strange'a - strasznego dziwaka, swoją drogą, żyjącego chyba tylko na herbacie i książkach o medycynie - ale dzisiaj nic nie mogło popsuć mu humoru. Nawet cierpkie odzywki sąsiada czy wszechobecny zapach melisy.

Glanopodobne buty stukały weselej niż zwykle o schody, gdy zbiegał do wyjścia z celem wypisanym niestarannie na karteczce. Adresem bliźniąt Maximoff, który dostał od Tony'ego, który wydębił go od Clinta, który go sobie zapisał iks miesięcy temu. 

- Oby tylko jej brata nie było... - mruknął z nadzieją.

Wcale się go nie bał, skąd, ale on sprawiał wrażenie, jakby za jedno niewłaściwe słowo o jego siostrze mógł szybko i dyskretnie wrzucić ciało delikwenta do rzeki za miastem, by zaginęło na wieki. Widywał go czasem na wykładach i zajęciach, rzadziej na imprezach.

Wanda w zasadzie podobała mu się od roku, może półtora. To nie było baśniowe strzelenie piorunem i miłość od pierwszego wejrzenia. Zaczął dostrzegać drobne, tak bardzo wandowe rzeczy, które owszem, powtarzały się u innych osób, ale u niej lubił je obserwować najbardziej; sposób, w jaki wiatr unosił kosmyki włosów nieokreślonego (jeszcze!) koloru cienkimi palcami i z tęsknotą je puszcza, oczy, które we wszelkich dokumentach określono jako zwykłe "brązowe", sposób chodzenia jak wiktoriańska wiedźma, filigranowa figura, porcelanowa skóra rozciągnięta na szkielecie ze stali, urocze upychanie koszulki w spodniach, robione na szybko koczki.

Lubił to, że nie była dziewczyną, w której centrum uwagi znajdowała się płeć przeciwna, nie wartościowała siebie na podstawie opinii innych. Nie biegała za chłopakami, stanowili oni tylko dodatek do jej życia. Nie licząc, oczywiście, jej brata; drugiego filaru rodziny.

Wanda Maximoff była dziełem sztuki. I chociaż lubił porównywać ludzi do gwiazd, z których poniekąd się składali, ona zasłużyła na miano supernowej.

Za to jej brat był jak cholerny meteoryt. Co nie podejdziesz, to dostaniesz w ryj.

Szalik plątał mu się między udami, gdy w rozpiętym płaszczu wbiegał na wskazane piętro sokijskiej kamienicy i, sprawdzając wciąż adres na kartce, z duszą na ramieniu nacisnął dzwonek.

- Idę! - dobiegło przytłumione ze środka. Drzwi otworzyły się ze szczękiem, odsłaniając sylwetkę niezbyt przychylnie nastawionego Pietro. Kolana Visiona wykazały się umiejętnością transmutowania w watę, gdy chłodne oczy wwierciły mu się w twarz.

- Niech zgadnę, ty do Wandy? - obrzucił go nieufnym spojrzeniem. Niezbyt przypadł mu do gustu. - Wchodź. Siostra, do ciebie! - krzyknął, odwracając głowę w głąb mieszkania.

- Cześć, Vis - uśmiechnęła się.- Napijesz się czegoś? - zaproponowała po chwili.

- Cześć, Wanda. Fajnie cię widzieć - dodał cicho. - I dzięki, ale ja tylko na chwilę. - Na wszystkie gwiazdy, nigdy nie mógł zatrzymać potoku słów, a teraz jakby zarosło mu gardło i świeża, silna tkanka zalegała w środku, dławiąc. - Masz... wolne jutro? - spytał.

- O, jasne - rzucił Pietro szyderczo. Rozciągnął się, aż niebieski sweter odsłonił pasek od spodni. - Tylko się ubiorę, nie wiedziałem, że wolisz facetów-

- Mnie pytał, strusiu. - Dziewczyna szturchnęła go w żebra, po czym pieszczotliwie poczochrała mu srebrne włosy. Właściciel tylko się roześmiał i również potargał jej, długie i ciemne. Zdumiewające, jak zmieniał się co sekundę, w zależności, do kogo się zwracał. Łagodne ciepło błyskawicznie uciekało, zastępował je bezlitosny chłód. - Mam, a co? - Zerknęła na wyższego z obecnych z ostrożnym zaciekawieniem. 

BIFROST ON LIGHTS. avengers auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz