2. SPACE RANGERS

272 26 36
                                    


Droga do Morza Rdzy trwała dobre dwa cykle, więc kiedy już dotarliśmy na miejsce, nie zastaliśmy nic poza gasnącym ogniem, żadnego Autobota, czy Decepticona. Gęsty dym unosił się w powietrzu, dość mocno ograniczając widoczność. Przed nami znajdowało się jakieś dziwne urządzenie, czy raczej jego szczątki, spalone doszczętnie.

-Co tutaj zaszło..? – zapytała Blackstar, bardziej samą siebie, niż mnie, obserwując dokładnie cały teren – Ogień jeszcze gaśnie, czyli ktokolwiek tu był, zmył się niedawno.

-Tak, ale po co tu był? I czym było to urządzenie? – wskazałem na zezłomowaną machinę przede mną – Czy to mogło być źródłem tej energii, którą wykryłaś?

-Być może. Tylko, skoro to było źródłem, gdzie ta energia została skierowana?

Nie musieliśmy długo czekać, by poznać odpowiedź. Dym stopniowo znikał, aż w końcu całkiem zniknął, a my na tle gruzów ujrzeliśmy... całkowicie nowy, srebrzysty budynek, dosłownie nietknięty. To było niemożliwe, by coś takiego przetrwało wojnę, a nawet jeśli, zauważyłbym go wcześniej. On tu się pojawił nagle, jakby w jednej chwili. Tylko...jak?

-Czy ty widzisz to, co ja? – spytała z niedowierzaniem femme, wpatrując się w srebrzysty budynek.

-Skąd on się tu wziął?

-Ten dziwny skok energii... nowy budynek... i to urządzenie – to trzy niewiadome. Ja... nie wiem jak, ale ta maszyna mogła przechowywać jakiś rodzaj energii, która stworzyła to – wskazała na budowlę – Tylko, że nie znam niczego, co miałoby tak wielką moc.

-Ja też nie... A dlaczego to wszystko się spaliło?

-Przeciążenie urządzenia? Albo... ktoś to zniszczył.

Znajomy dźwięk sprawił, że instynktownie chwyciłem siostrę za rękę i pociągnąłem ją do tyłu. Schowaliśmy się za większym kawałkiem machiny, kiedy z okrągłego, turkusowego portalu wyszła niemały zespół Vechiconów, kilka Insecticonów, a na samym końcu... Mimowolnie uśmiechnąłem się, widząc ten jego jaskrawoczerwony, idealnie wypolerowany lakier.

-Knock Out...

-Znasz tego cona?

-Znałem... Teraz ciężko powiedzieć.

Decepticony nie czekały na rozkaz. W ciszy przeszukiwały gruzy, przenosiły większe części maszyny, jednym słowem pracowały w pocie czoła. KO rzecz jasna wolał nie porysować sobie lakieru, więc jedynie nadzorował ich pracę, od czasu do czasu rzucając krótkie „Ruszać się!" albo „Nie każcie mi tu sterczeć do białego rana!". Na chwilę naszła mnie ochota, żeby jakoś go zajść i porozmawiać w spokoju, ale dotarło do mnie, że on nawet nie wie, kim jestem. Po co więc miałby mnie posłuchać?

-Mogłabym ich łatwo zdjąć... - marudziła pod nosem Star – Na co my jeszcze w ogóle czekamy?

-Cierpliwości. Może zaczną gadać o tym, co tu zaszło.

-A może by ich tak wybić, zostawić tego twojego znajomego i przesłuchać? Pójdzie przynajmniej szybciej – cicho westchnąłem. W sumie, to ona miała rację. Nie mogliśmy tu czekać w nieskończoność, a na pogawędkę conów jak na razie się nie zanosiło.

-Dobra, ale po cichu, ok?

-Masz to jak w banku.

Blackstar w jednej chwili dosłownie rozpłynęła się w powietrzu i gdybym nie spotkał się już wcześniej z jej niezwykłym kamuflażem, pewnie byłbym teraz nieźle skołowany. Wiedziałem jednak, że to najlepszy sposób na zabicie z ukrycia, i że nawet przy ograniczeniu czasowym, moja siostra bez trudu zdąży dostać się do całej gromadki.

BEAST HUNTERSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz