Rozdział VI

88 12 0
                                    

Obudziłam się w objęciach Camerona, biło od niego ciepło jeszcze większe niż w kinie.

Lekko zdjęłam jego ciężkie dłonie z mojej talii i poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Włosy miałam w nieładzie, pomimo, że wczoraj wieczorem splotłam je w warkocz. Teraz Brittany Montrose męcz się z rozczesywaniem.

Po około 5 minutach opuściłam toaletę i wróciłam do swojej sypialni. Cam nadal spał, wyglądał tak.. uroczo. Postanowiłam, że zrobię mu śniadanie.

W kuchni drewniane, białe szafki z marmurowym blatem ozdabiały różne szpargały. Srebrna mikrofalówka stojąca gdzieś w rogu odbijała poranne promienie słoneczne na kafelki. Całe pomieszczenie było z tego powodu oświetlone, jedynym ciemnym zakamarkiem był stół. Firana zasłaniała dostęp słońca do tego miejsca, przez co było tam ciemno.

Podeszłam do okna i otworzyłam je. W domu było naprawdę duszno.

Zaczęłam smażyć jajecznicę na płycie indukcyjnej, prędzej przygotowawszy kanapki z ogórkiem i kawę. Przełożyłam pokarm z patelni na talerze, posypując szczypiorkiem. Porcję Dallasa postawiłam na plastikowej, szarej tacy. Zapukałam do drzwi, nie wiem z jakiego powodu, byłam przecież we własnym domu. Bez wahania Cameron krzyknął: „Proszę". Weszłam do pokoju i postawiłam tacę na komodzie obok łóżka.

- Dzień dobry, kochanie - dałam mu buziaka w usta.
- Jakie miłe przywitanie - podniósł się, utrzymywując swój ciężar na łokciach. - Pięknie pachnie - zaczął „niuchać" przygotowany przeze mnie posiłek.
- Kurwa, Cameron! - chłopak momentalnie odstawił kawę, której próbował wziąść łyk. - Moja mama zaraz będzie!
- Niezła wtopa - zaśmiał się.
- To nie jest śmieszne!

Mój pokój w ułamek sekundy stał się burzą mózgów. Do przyjścia mojej matki zostało około półgodziny. Cały dom był nieogarnięty.

- Może ruszysz dupę i mi pomożesz? - warknęłam do faceta.
- Dobrze, dobrze spokojnie - uniósł ręce w geście obronnym.

Obaj sprzątaliśmy lokację o ile sił, w tym przypadku i rękach i nogach. Przetarłam swoje spocone czoło. Pośpiesznie wzięłam gryza kanapki z mojej porcji śniadania i wyrzuciłam resztę do śmietnika. Umyłam talerze, swój i Camerona - oczywiście sama sobie po niego poszłam, bo szlachetny pan stwierdził, że woli zamiatać.

Po piętnastu minutach ogarnęliśmy cztery kąty. Dallas odjechał, nie zostawiając po sobie żadnego śladu, czyli tego czego oczekiwałam.

Usłyszałam skrzypnięcie, starych drzwi. Tak strasznie mnie to dręczyło.

- Jestem! - usłyszałam krzyk z przedsionka.
- Ok - odkrzyknęłam.

Chciałam z nią porozmawiać, ale się wstydziłam. Chyba nie łatwo jest porozmawiać ze swoją matką, która prędzej miała cię w czterech literach, co nie? Mimo tego postawiłam się sobie i wyszłam na rozmowę z rodzicielką.

- Mamo.. Bo jest sprawa - przełknęłam ślinę jak to ja zwykle.
- No? - rozpakowywała zakupy, które zrobiła przed powrotem do domu.
- Wiesz już sama odpowiadam za siebie. I stwierdziłam, że...
- Że chcesz się wyprowadzić tak? - przeszkodziła mi.
- Skąd wiesz? - zmarszczyłam brwi.
- Twój brat w tym samym wieku się wyprowadził. - odpowiedziała - W końcu nie będę cię tu trzymać do końca życia. - odwróciła się i wzruszyła ramionami.
- To ja lecę się spakować - oznajmiłam.

Usiadłam na własnym łóżku już ostatni raz. Złapałam telefon i „wyklikałam" numer Denisa.

- No hej braciak. - musiał wyczuć, że jestem szczęśliwa.
- No hej, co jest?
- Wprowadzam się do ciebie, a co tam?
- Może być. - westchnął - Zaraz, czekaj. Co do chuja?!
- Zaraz będę. Buziaki! - rozłączyłam się.

Zaczęłam pakować się do walizki. Oficjalnie zaczynam nowe życie!

Po godzinie stałam przed blokiem, oczekując przyjazdu zamówionej taksówki. Ona za to przyjechała z zegarkiem w ręku. Wsiadłam i pojechałam.

Na chodniku, gdzie znajdowało się jego mieszkanie czekał mój brat. Pan Montrose.

Zapłaciłam miłemu taksówkarzowi i opuściłam auto zabierając swoją walizkę.

- Hejka, hej - przytuliłam go. On tylko przekręcił oczami. Powinien się cieszyć. W końcu będzie miał wysprzątane mieszkanie i jedzenie pod nosem.

Last Time || C. D. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz