POV' Brittany
Przekręciłam się na bok, z nadzieją, że to wszystko było snem. Okazało się, że nie. Na wygodnym łóżku, na środku wielkiej sypialni, ozdobionej biało - złotymi dekoracjami, leżałam wtulona w ciemnowłosego. Jak to zawsze biło od niego ogromne ciepło, które dawało mi poczucie bezpieczeństwa, takie jakiego brakowało mi w innych związkach, a było ich kilka. Chciałam żeby ta chwila trwała wieki, ten facet ewidentnie za bardzo na mnie działał.Przeciągnęłam się jak kot po leniwej drzemce, wstałam i ruszyłam w kierunku kuchni. Byłam strasznie głodna, choć jedyne co pamiętam to zjedzenie wczoraj kolacji i położenie się spać. A zbyt dużo czasu od tego posiłku nie minęło.
W lodówce pustki, Cameron coraz bardziej przypomina mi mojego brata. A jak o niego chodzi, to będę musiała go odwiedzić. Może dziś czegoś się dowiem.
Przygotowując sałatkę z jakichś wyłowionych warzyw, usłyszałam kroki za sobą. Odwróciłam się na pięcie uśmiechając się do niego. Miał niechlujnie ułożone włosy, o ile w ogóle je układał.
- Dzień dobry - pocałował mnie w policzek.
- Dzień dobry - odwzajemniłam jego gest.
- Miło by było gdybyś na codzień mnie tak witała - jego wzrok utkwił na zrobionym przeze mnie śniadaniu.
- Może - wytrzeszczył swoje oczy na mojej postaci - Kiedyś - przekręcił oczami.
- Jędza - fuknął, a ja wystawiłam mój język.
- Też cię kocham - musnęłam jego usta.
- Lubię jak tak robisz - uroczo się uśmiechnął.
- Leć się ogarnij - zaśmiałam się.
- A co za to dostanę - nastawił policzek.
- Zobaczymy - odepchnęłam jego twarz.
Chłopak, zawiedziony odszedł do toalety, a po kilku, może kilkunastu minutach wyszedł owinięty ręcznikiem.- To co z tą nagrodą, skarbie? - zaczął mnie całować.
- Nie jestem gotowa - westchnęłam, oddawając pocałunek.
- Rozumiem
- Mam nadzieję - zachichotałam.Siedzieliśmy przy szklanym stoliku, ustawionym obok okna. Pomieszczenie, prócz łazienki i drzwi frontowych, wcale ich nie miało. Było urządzone wręcz idealnie. Nie, to co mieszkanie mojego jedynego brata.
- Smaczne - stwierdził.
- No jasne - odpowiedziałam - przecież ja to robiłam.
- Czemu się dziwić. - patrzył na swój talerz.Dalej zapadła cisza, która mnie dołowała. Niby jesteśmy w związku, wspieramy się, ale braknie mi tu jakichś zwykłych rozmów. Boję się, że Dallas chce mnie tylko przelecieć, a później już więcej go nie zobaczę. Jest między nami aż 7 lat różnicy, kto wie czy nie ma gdzieś żony z dzieckiem, albo dwoma? Będę musiała z nim szczerze porozmawiać.
- Cameron...
- Słucham? - jego głos, troskliwy i delikatny, sprawiał, że pojawiała się gęsia skórka. Bynajmniej w moim przypadku.
- Opowiedz mi coś o sobie - bawiłam się widelcem, obserwując jego „figury" w powietrzu.
- Mam dwadzieścia cztery lata, moja matka nazywa się Gina, a ojca nie znam. Jak moja mama mnie urodziła, a nawet podczas porodu, wyjechał i już nie wrócił. - wiedziałam, że mówiąc to zrobiło mu się przykro, ale mimo tego zachował kamienną twarz - Na drugie imię mam Alexander. Moja siostra nazywa się Sarah, jest w twoim wieku...
- Cameron... Ja...
- Nic się nie stało, Brie - spojrzał na mnie z lekkim uśmieszkiem. - Rozumiem, że chcesz mnie lepiej poznać.
- Chcę, i to bardzo - oparłam głowę na rękach.
- To może teraz ty mi coś o sobie opowiesz?
- Konkretniej? Co chcesz wiedzieć?
- Opowiedz mi o swojej rodzinie.
- Moja matka nazywa się Rose. Jest niebieskooką szatynką, pracuje jako kasjerka. Mój ojciec nazywa się Charles, pracuje jako lekarz, głównie ze względu na niego, biologia to mój ulubiony przedmiot. Mniejsza, mój tata jest teraz w Anglii, tam znalazł dobrze płatną pracę.- westchnęłam - Zdarza się, że za nim tęsknię. - w mojej głowie pojawiły się tysiące wspomnień - Dobrze przejdźmy do Denisa. W sumie, przed tobą to była jedyna osoba, której ufałam i nadal ufam. Potrafi mnie pocieszyć, kocham go mimo jakiejkolwiek sprzeczki.
- Brie, cieszę się, że mi ufasz..