Rozdział X

86 9 0
                                    

POV' Cameron
Siedzę koło Brittany. Jest cała zapłakana, trzęsie się ze strachu. Do tego obwinia się, że to jej wina. Nie mogła przecież tego przewidzieć, to stało się samo z siebie. Nic nie mogła zrobić.

- Cameron - wtuliła się w moją klatkę - Boję się o niego - na mojej koszulce było widać plamy od łez.
- Nie bój się jestem z tobą - pocałowałem ją w głowę - I zawsze będę, pamiętaj księżniczko.
- Wiem, Cam - podniosła głowę i lekko musnęła moje usta. To było przyjemne.

Znów przez hol szedł ten sam lekarz. Wziąłem sprawy w swoje ręce.

- Galvin - przycisnąłem go do ściany - Gadaj co jest z Denisem!
- Cameron przestań! - krzyknęła dziewczyna - To nic nie da, a tylko będziesz miał kłopoty - wstała i spojrzała mi w oczy. Ustąpiłem, a ludzie patrzyli się na mnie jak wryci. Zrobię dla niej wszystko..

Po piątej godzinie w szpitalu zdecydowałem, że zabiorę Brie do swojego mieszkania. Musi normalnie funkcjonować. Rozumiem, że martwi się o brata, ale trzeba coś jeść, czy pić, Przede wszystkim musi odpocząć. To wszystko ją przerasta.

- Brie, chodź - złapałem ją za nadgarstki.
- Nie chcę Cam - opierała się - Zostanę tu, aż dostanę wyniki.

Nie chcę się jej sprzeciwiać. Porozmawiam z tym lekarzem, może ustąpi.

Poszedłem w stronę pokoju lekarzy. Tam czekał doktor Michael. Zapukałem do drzwi i po usłyszanym „Proszę" wszedłem do pomieszczenia. Nikogo tam nie było, tylko ja i on.

- Doktorze?
- Słucham? - jego oczy analizowały tekst na papierach, zarazem lustrując moją postać.
- Co z tymi wynikami? - usiadłem na przeciw niego.
- Nie ma żadnych wyników. Pan Montrose jest w stanie krytycznym. Jedyne co mogę zrobić, to przyjeżdżać do domu pani Brittany i przekazywać jej wszelkie informacje.
- Wyślę panu adres esemesem - rzuciłem bezzastanowienia - Da mi pan swoją wizytówkę? - mężczyzna wręczył mi plakietkę.

Po 5 minutach marszu przez długi, wprawiający w iluzję niekończącego się, korytarz stanąłem na przeciwko siedemnastolatki.

- Brie, zabieram cię do domu - złapałem ją za rękę, próbowała coś powiedzieć, ale jej przerwałem - Bez żadnego ale. Potrzebujesz odpoczynku, jak każdy człowiek. Siedzisz tutaj już ponad pięć godzin. - poddała się. Wie, że należę do osób z silnym charakterem, nie łatwo jest wygrać ze mną jakąkolwiek kłótnię.

W czarnym aucie leciały piosenki z radia. Za oknem, gdzie wpatrywała się dziewczyna, opierając swoje czoło o szybę, było już trochę ciemno, tylko i wyłącznie ze względu pory roku.

Drogi były strasznie ruchliwe, gorączka przed Bożym Narodzeniem już się zaczęła.

Nagle usłyszałem trzeszczenie skóry fotelu obok. Niebieskooka zaczęła kręcić się na siedzeniu, otworzyła oczy i spojrzała na mnie. Nigdy nie spodziewałbym się, że będę w związku z siedemnastolatką.

- Cameron? - powiedziała, delikatnie i cicho.
- Słucham? - zerknąłem na nią kątem oka.
- Mogę dziś spać u ciebie? - nie spuszczała ze mnie wzroku.
- Jasne, taki był plan od samego początku - na moment spuściłem wzrok z trasy i uśmiechnąłem się, odwzajemniła gest.

Po piętnastu minutach drogi ze szpitala byliśmy w moim mieszkaniu.

- Ale pięknie - przytuliła się do mnie.
- Jak narazie to najwięcej uroku dodajesz tu ty - przejechałem jej po czubku nosa. Na jej policzki wlazł rumieniec.
- Kocham cię - patrzyła mi prosto w oczy, a brodę wkuwała w klatkę.
- Ja ciebie też - przejechałem dłonią po jej policzku.

Brie oglądała telewizor w sypialni, a ja przygotowywałem kolację. W pewnej chwili usłyszałem dźwięk telefonu. Na zablokowanym ekranie pojawiła się wiadomość od Samanthy.

Samantha:
Kurwa, Cameron nie unikaj mnie. Kocham Cię, wiem że Brittany jest we wszystkim ode mnie lepsza, że to ją wybrałeś, spotkajmy się proszę. XoXo

Ona nic nie rozumie.

Last Time || C. D. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz