Rozdział IX

74 10 0
                                    

Znów budzę się na niewygodnym legowisku. Odkrywam się do pasa i leżę wpatrzona w sufit.

Dziwnie się czuję. Kręci mi się w głowie, mam nudności i chciałabym zwymiotować. Moment.. Tu się kurwa tlenek węgla ulatnia!

Wstałam szybko i zaczęłam biegać po domu. Wszędzie otworzyłam okna, a na końcu u Denisa.

- Denis! - chłopak się nie ruszał. Szybko chwyciłam telefon i zadzwoniłam na numer 911. Zjebałam, to moja wina.

Po pięciu minutach usłyszałam pukanie. To ratownicy, z resztą dosyć przystojni.. Brittany ogarnij się brat Ci umiera! A z resztą masz chłopaka!

Lekarze zabrali Denisa do szpitala. Strasznie się o niego martwię. Niby żyjemy jak pies z kotem, ale w końcu to moje jedyne rodzeństwo, mamy te same geny, kocham go.

Siedzę na holu szpitalnym od dwóch godzin, czekając na wyniki badań. Spostrzegłam swoim bystrym okiem lekarza prowadzącego.

- Doktorze! - podbiegłam do mężczyzny w podeszłym wieku. Miał lekki zarost, podobny do koloru włosów, który ciężko określić. Lekko zadarty nos, skośne, lecz duże oczy oglądające wszystko i wszystkich. Można z nich było wyczytać nudę i obojętność do życia. Na plakietce pisało: „Doctor Michael Galvin".
- Słucham? - szedł, patrząc przed siebie cały czas - na oiom.
- Chciałam zapytać o mojego brata - nie nadążałam za nim. - Denis Montrose
- Jeszcze nic nie wiemy.
- Jak to do chuja nie wiecie?! Siedzę tu od dwóch godzin!
- Proszę opanować nerwy panienko. - powiedział - Zatrucie tlenkiem węgla nie jest byle jakim przypadkiem, nie wystarczy pstryknąć palcami i wszystko będzie dobrze.

Nie szłam za nim dalej. Zsunęłam się po ścianie, rozpłakana siedziałam na zimnej podłodze szpitalnej, która nie dawała mi za dobrych wspomnień. Zadzwoniłam do Dallasa.

- Cameron? - próbowałam się ogarnąć, nie szlochać, ale płacz dał za wygraną.
- Brie co jest?! Czemu płaczesz? Gdzie jesteś?!
- W szpitalu, najbliżej mieszkania.
- Zaraz tam będę!

Chłopak mówił prawdę. Po kilkunastu minutach siedział obok mnie, czasem wstał i krążył, oczekując wyników.

4 godzina w szpitalu, dalej nic. Siedzę, jest mi zimno - pewnie ze stresu, albo od siedzenia na podłodze - do tego jestem głodna.

- Cam?
- Tak?
- Kupisz mi coś do jedzenia?
- Jasne, poczekaj chwilę. - odszedł do pobliskiej, szpitalnej „restauracji"

Podniosłam się z podłogi, usiadłam na krześle, zasnęłam.

- Brie? - obok mnie siedział Cameron.
- Co jest? - zapytałam. - O przyniosłeś jedzenie.
- Doktor ma wyniki..
- Naprawdę?! - wstałam na równe nogi.
- Zaczekaj, za świetne to one nie są - westchnął.

Korytarzem znów szedł ten sam doktor.

- Panie Michael! - wykrzyknęłam.
- Co znowu? - zapytał, był strasznie poważny. Nienawidzę takich ludzi.
- Co z Denisem?
- Wie pani co się dzieje kiedy tlenek węgla pojawi się w organizmie człowieka?
- Tak, wiem. Hemoglobina łączy się z tlenkiem węgla, pozostawiając trwały związek nazywany karboksyhemoglobiną.
- Więc, dlaczego pani wypytuje mnie cały czas o brata wiedząc takie rzeczy? - irytował mnie. - O dziwo jeszcze utrzymuje się na siłach. A teraz proszę pozwolić nam pracować.
- Ale przecież mam prawo wiedzieć, co dzieje się z moim bratem! - mężczyzna odszedł ignorując mnie.

Last Time || C. D. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz